Wirtualne okno na świat
Natura ludzka ma to do siebie, że przekracza różne granice i tworzy niematerialne byty. Stworzył państwa, religie, prawo, etykę, naukę, ponieważ te byty pozwalają na organizację życia społecznego i rozwój technologiczny. Ale powstają też byty, bez których można się byłoby się obyć, a niektóre nawet budzą mój sprzeciw.
No bo na przykład, po co człowiekowi awatar? Uważam to za symbol społecznej choroby XXI wieku; dobitny symbol ucieczki z realnego świata w świat wirtualny. Dlaczego ludzie usiłują bez istotnego powodu ukryć się za awatarami i uniemożliwiać czytelnikowi identyfikację? Rozumiałbym to, jeżeli identyfikacja groziłaby niebezpieczeństwem, jak podczas wojny czy akcji szpiegowskich i innych tego typu niecnych ludzkich aktywności. Ale w spokojnej rzeczowej wymianie zdań na platformie społecznego forum?
Znajduję chyba wyjaśnienie. Otóż ukrycie się za awatarem pozwala na anonimowe wypowiadanie się bez ponoszenia personalnych konsekwencji za swoje wypowiedzi. Gorzej, bez ponoszenia konsekwencji można trollować i wypowiadać się w sposób urągający elementarnym zasadom konwersacji.Gwoli wyjaśnienia – według kosmologii wedyjskiej (w starożytnych Indiach Weda/Wedy to wiedza, mądrość) Najwyższa Istota Boska zstąpiła na Ziemię jako awatar.
Czy ma to odzwierciedlać ludzkie marzenia o dążeniu do osiągnięcia stanu boskości? Chyba tak; takie cechy przypisywali sobie bowiem już liczni władcy od najdawniejszej starożytności, kończąc na ostatnich japońskich cesarzach. Jakże nisko spadł awatar we współczesnym świecie – z poziomu boskości do poziomu anonimowości, a nawet tchórzostwa w ujawnianiu się.
Awatar symbolizuje ucieczkę człowieka ze świata realnego w świat wirtualny. Dokonuje się to na tak wielką skalę, że granica między tymi światami już się zatarła. Mam świadomość, że jestem zmuszony (chcę czy nie chcę) w tym dualistycznym świecie uczestniczyć. Czy obiektywnie, patrząc świat wirtualny jest nam potrzebny czy nie? Od kiedy zaistniał, w olbrzymiej części stał się bezwzględnie potrzebny, ale czy zawsze i czy w każdej formie? Z dużym zadowoleniem wchodzę do niego i z niego korzystam. Docieram w ten sposób do interesujących mnie informacji, poznaję świat, do którego w inny sposób nie miałbym dostępu, udostępniam swoje zdjęcia i teksty. Ale równocześnie czuję się przez ten wirtualny świat zniewolony, i chorobliwie uzależniony.
Zastanawiam się w ilu światach żyjemy, albo lepiej – ile rodzajów bytów mamy w naszym świecie? Pierwsza kategoria to namacalne byty fizyczne i biologiczne, te które możemy zobaczyć i ich dotknąć. Druga kategoria bytów to już byty niewidzialne, jednak na tyle oczywiste, że możemy je odczuwać, a nawet mierzyć. Przykładami są zjawiska i parametry fizyczne, takie jak grawitacja, tarcie czy czas. Trzecia kategoria, to byty transcendentne, wynikające z ludzkiej duchowości. Czwarta, to byty całkowicie uznaniowe, ale jakże uzasadnione, jak państwowość czy pieniądz. Piąta, to byty wymyślone i stworzone dla interpretacji lub zaprezentowania ideologii lub przekazu społecznego; należą tu np. mity, poezja czy opowieści, zarówno w bezpośrednim przekazie ustnym, pisanym czy radiowym, albo telewizyjnym. Opracowanie technologii cyfrowej (informatycznej) stworzyło niezwykle efektywną platformę dla funkcjonowania tych bytów.
Droga do jej powstania była długa; znamy jej kamienie milowe. Najstarszym przejawem tworzenia i funkcjonowania świata „rzeczywistości” sztucznie wymyślonej było chyba tworzenie i opowiadanie legend i mitów. Kiedy zaistniało pismo, a potem papier i druk upowszechniły książki, ludzie otrzymali okno na świat otwarte na oścież. Nastąpił rozwój nauki i eksplozja szeroko dostępnej wiedzy. Czytając choćby powieść i doznając emocji opowiadanymi tam historiami, przenosimy się do świata rzeczywistości wirtualnej. I nie jest ważne, czy opowiadane historie miały wcześniej miejsce w świecie rzeczywistym czy zostały tylko wymyślone. Nawet jeżeli historie te wydarzyły się rzeczywiście, przeżywamy je wirtualnie. Można uznać, że odkąd „stał się człowiek” zaistniała w nim ludzka potrzeba funkcjonowania w świecie zarówno realnym, jak i wymyślonym – tworzonym „na życzenie”.
Mamy dzisiaj liczne wspaniałe, szeroko otwarte okna na światy/byty przez nas wymyślone i stworzone. Nie zawsze istnieje wyraźna granica między światem realnym a wirtualnym. Przeglądając wiadomości w komputerze czy oglądając telewizję korzystam ze świata wirtualnego, chociaż informacje i obrazy dotyczą wydarzeń w świecie rzeczywistym. Dobrym przykładem jest też muzyka; chociaż sama w sobie jest niematerialnym wytworem ludzkiego umysłu, jej granie jest dokonaniem rzeczywistym. Jednak moje słuchanie muzycznego utworu w radio lub telewizorze ma znamiona korzystania ze świata wirtualnego.
Podczas ostatniego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego zachwyciła mnie japońska skrzypaczka Hina Maeda, a na wcześniejszym Koreanka Bom-sori Kim. Miałem zapisane (do czasu) w dekoderze ich koncerty i co jakiś czas je odtwarzałem. Był to mój ulubiony świat wirtualny. Żeby obejrzeć japońskie czy angielskie ogrody, nie muszę tam jechać; przeżywam to dzięki telewizji, siedząc w domowym fotelu – zapadam się w kolejny ulubiony świat wirtualny. W ten sposób świat wirtualny pozwala nam dotrzeć do świata realnego, czasem z dużym opóźnieniem, ale często bywa, że także w czasie rzeczywistym.
Ale pamiętajmy, świat wirtualny ma wiele obliczy, a każda forma przekazu informacji może zawierać prawdę, kłamstwo albo manipulację. A platforma cyfrowa stała się doskonałym narzędziem do inwigilacji i indoktrynacji, wynosząc je na nie osiągalny wcześniej poziom. Pod koniec XX wieku Georg Orwell, analizując ten obszar ludzkiej aktywności, sformułował pojęcie fikcyjnego Wielkiego Brata. W XXI wieku okazało się, że orwellowska fikcja ucieleśniła się na ogromną skalę; mamy nie jednego, ale już kilku rzeczywistych globalnych mocno przerośniętych Wirtualnych Wielkich Braci (WWB) objętych wspólną nazwą Big Tech. Wielka czwórka Big Tech to: Apple, Amazon, Google i Meta Platforms, ale włączając także Microsoft – mamy już piątkę. Bracia ci całkiem jawnie dyktują i kontrolują warunki naszego życia nie tylko w świecie wirtualnym, ale nawet już w świecie rzeczywistym. No, ale przecież ktoś musi!
WWB mają też niemal nieograniczony dostęp do informacji o nas w oparciu o prowadzoną przez nas aktywność w Internecie. Wiedzą o nas więcej niż my sami. No to może zrezygnujmy z informatycznej technologii, komputerów i telefonii komórkowej. Nie zrezygnujemy. Sprzedaliśmy się WWB bez zastanowienia. A WWB wymyślili jeszcze coś – informatyczną chmurę jako najbezpieczniejszy sposób przechowywania informacji. W naszej pamięci nie wszystko zostaje zachowane, natomiast w wirtualnej chmurze informacja nadal trwa. W komputerze kupujemy świat wirtualny jako dobrodziejstwo oprogramowania, z którego usług korzystamy.
Jest jednak jeszcze większe zagrożenie ze strony rozbujanego świata cyfrowego, dotyczy bowiem zagrożonego bezpieczeństwa państwowego. Operacje zaczepne i reorganizujące życie społeczeństw przenoszą się do przestrzeni cybernetycznej. Rówież wojna przestała ograniczać się do użycia tradycyjnych rodzajów broni – wojsk pancernych, floty powietrznej i morskiej oraz tradycyjnych operacji wywiadowczych. Po napaści Rosji na Ukrainę działania wojenne stały się mocno wspomagane przez narzędzia informatyczne. Zaistniało nowe pojęcie – wojna hybrydowa.
Podczas pisania tego tekstu doznałem ujawnienia się kolejnego wirtualnego bytu. Przez nieuwagę (moje palce już nie są tak sprawne) nacisnąłem jakiś zestaw klawiaturowych klawiszy i z wielkim zaskoczeniem usłyszałem swój tekst czytany przez obcą mi, wirtualną kobietę. Głos był tak wyraźny, a do tego tak przyjemny, że uznałem to za pożądany wirtualny byt, który trafił do właściwego odbiorcy. Wiem już, jak ten głos uaktywnić, i z przyjemnością z tego korzystam.
Pewien czas po napisaniu powyższego akapitu (zawsze wszystko piszę na raty) miałem sen, że niewidoczna wirtualna kobieta czytała choremu (nie mnie, tylko wirtualnemu pacjentowi) jakiś tekst (nie pamiętam jaki), a wirtualna ręka (tylko sama ręka) głaskała rękę chorego (niestety nie moją). I tu odkryłem, że również sny są naszym wirtualnym światem, który został nam dany chyba już przy narodzinach.
Problem jest tylko taki – gdzie powinny być granice świata wirtualnego, żeby nie stracić naszego rzeczywistego świata biologicznego. Pytanie jest już jednak chyba po czasie. Wszechrozumny człowiek chce nie tylko wyrwać się z realnego świata przyrody; marzy również o nieśmiertelności z pomysłem wydostania się z ułomnego biologicznego ciała i funkcjonowaniu w formie awatara.
Wizjonerom marzy się ciekawe „rozwiązanie” przy udziale sztucznej inteligencji – przeniesienie ludzkiego mentalnego bytu do wirtualnej chmury. Ciało będzie niepotrzebne, wystarczy nieśmiertelna cyfrowa dusza zawieszona w cyfrowej chmurze. Ale przecież to nie jest nic nowego, Homo sapiens w nieśmiertelną duszę wierzy od zawsze. A że proponuje wykorzystanie nowej technologii, wynika to z postępu technologicznego. Tylko pamiętajmy, podczas gdy w świecie rzeczywistym odrobinę prywatności udaje nam się jeszcze zachować (na razie), w świecie wirtualnym nie będzie prywatności.