4. Polubiłem szerszenie. Część 2

Szerszenie zdobyły moją przychylność, a nawet sympatię. Obcowanie z nimi na wyciągnięcie ręki i fotografowanie ich z takiej odległości może budzić zdziwienie, ale jeżeli robimy to spokojnie, bez gwałtownych ruchów oganiania się, szerszenie podlecą i odlecą. Moje szerszenie oswoiły się ze mną i zostały chyba już udomowione. Teraz fotografuję już bez jakiegokolwiek zabezpieczenia:

Moje zdziwienie budzą teraz inne zachowania tych owadów, np. ekspansja poza zasiedloną budkę. Pewnego dnia ze zdziwieniem zaobserwowałem, że szerszenie przegryzły podłogę budki zrobioną z grubej płyty pilśniowej:

Myślałem, że chodzi o wentylację gniazda, bo wentylowanie skrzydełkami przy wlocie ustało. Tymczasem okazało się, że owady zaczęły szybko również rozbudowywać pod budką swoje gniazdo z dużymi komórkami dla przyszłych królowych i trutni (początek września). Ruch w tej części gniazda był bardzo duży, a po kilku dniach zaobserwowałem karmienie larw. Widać było też dużego osobnika – prawdopodobnie była to królowa matka:

Gniazdo było stale rozbudowywane:

Kolejne zdziwienie dotyczyło pierwszego martwego szerszenia, którego zobaczyłem pod gniazdem:

Na tym nie koniec; trupki dwóch szerszeni znalazłem na tarasie domu, około 10 m od gniazda, które jest na ścianie budynku gospodarczego. Jednego owada zobaczyłem jeszcze żywego, ale wykazywał już brak wigoru, a nawet oznaki nieporadności:

Poruszał się bardzo niemrawo z opuszczonymi czułkami i nie był zdolny do lotu, a kiedy doszedł do krawędzi liścia i usiłował wzlecieć, spadł na ziemię.

Szerszenie wcześniej niż my odkryły, że jabłka już dojrzały:

W ogrodzie co jakiś czas wykopuję dołek na odpadki organiczne z kuchni. Odwiedzają je różne owady, głównie muchówki, ale z tej jadłodajni korzystają również szerszenie. Nie widziałem tam innych wszędobylskich os ani pszczół. Któregoś dnia zaobserwowałem na odpadkach dwa szerszenie, które ze sobą w dołku walczyły ostro, jednak bez użycia żądeł. Po jakimś czasie rozdzieliły się, i jeden odleciał. Całe zdarzenie sfilmowałem. Nie sądzę żeby były to robotnice z obcych rodzin. Zbliżone sceny obserwowałem koło gniazda w budce; czasem nadlatywał szerszeń (obcy?), który był natychmiast odpędzany przez innego osobnika.

Ostatnio do dołka z odpadkami wrzuciłem wytłoki jabłek po „produkcji” octu jabłkowego. Natychmiast na wytłokach zaczęły tym razem „urzędować” szerszenie. Że też tak zasmakowały w occie? Zachowywały się dość dziwnie, kręcąc się w kółko z podniesionymi skrzydełkami:

 Od czasu do czasu dotykały się żuwaczkami:

Powolne ruchy i nieudane próby poderwania się do lotu dowodziły, że szerszenie były „w stanie wskazującym na spożycie”. Powoli wychodziły wspinając się po ściankach dołka. Sfilmowałem też walkę dwóch pijanych, ale jeszcze mocno żwawych szerszeni. Niestety strona nie chce zainmportować pliku.

Kolejne zdziwienie dotyczyło pierwszego martwego szerszenia, którego zobaczyłem pod gniazdem:

Osobnik okazał się trutniem (brak żądła). Czyżby już odbyły się loty godowe? Samiec zrobił swoje, samiec „musi odejść”. Przeganianie i walki szerszeni koło gniazda obserwowałem już od jakiegoś czasu. Pod gniazdem znalazłem również wyrzuconą larwę:

Sama z gniazda przecież chyba nie wypadła. Możliwe, że była to larwa trutnia. Wyrzucanie nawet takiego niemowlęcia oznaczał koniec zgodnego rodzinnego życia w gnieździe szerszeni. Ostatnie giną robotnice i ich stara królowa. A może królowa ginie pierwsza? Zostają tylko przyszłe królowe matki, które w stanie hibernacji przeżyją zimę pochowane w bezpiecznych zakamarkach. Moja przyjaźń z szerszeniami została odnowiona wiosną następnego roku.

PS: wpisy o szerszeniach pochodzą z roku 2018.