Wśród polskich fotografów przyrody dominują ptasiarze; przynajmniej tak mi się wydaje. Uroda i wiosenne trele skrzydlatych aktorów urzekają zresztą nie tylko fotografujących. Pierwszy wpis o moim fotografowaniu ptaków jest poświęcony dudkom. Dla nich i dla innych dziuplaków zapewniłem w dziuplach i domkach, w obrębie siedliska i poza nim, sporo miejsc do gniazdowania. A pokarmu na początku nie brakowało. Owadów i pajaków dostarczały liczne zarośla, ugory, łąki, oczka wodne i ogródkowe uprawy. Niestety ,w ostatnich kilku latach odnotowuję wielki spadek bogatej kiedyś populacji owadów. Pająków, które były ulubionym pokarmem m.in. raniuszków i muchołówek, prawie nie spotykam, nawet tak niedawno jeszcze licznych bardzo inwazyjnych tygrzyków paskowanych.
Dudki towarzyszyły nam każdej wiosny od początku objęcia przez nas we władanie bogatej prtzyrodniczo działki. Zakładały nawet gniazdo w starej stodole wchodząc przez dziurę w podwalinie przy samej ziemi. Gniazdowały gdzieś w resztkach słomy po wcześniejszym gospodarstwie. Stodołę rozebraliśmy, musiałem więc zabezpieczyć dudkom lokal zastępczy. Zaprzyjaźniony leśniczy udostępnił mi kawałki martwego dębu ze spróchniałymi środkami (dziękuję panie Mariuszu). W jednym z nich nawierciłem zalecany dla dudków otwór (5,5 cm). W kwietniu ustawiłem ją na słupku ok. 1 m nad ziemią, na skraju zadrzewienia kilkadziesiąt metrów od domu. Od tego czasu każdego roku na początku maja obserwuję przez okno jak dudki intensywnie uwijają się w poszukiwaniu turkuciów podjadków po wyściółkowanym ubiegłoroczną trawą warzywwniku 20-30 metrów od domu:

Jeszcze lepiej im szło, kiedy poletko było zruszone glebogryzarką:


A potem kursują do postawionej przeze mnie dziupli:

Ruch obok dziupli był duży. Od przedwiośnia każdego roku chodziłem prawie codziennie przez łąkę do stojącej dalej na łące stałej czatowni na żurawie. Maszerowałem w tę i z powrotem kilka do kilkunastu metrów od dziupli. Dudki pojawiły się na początku kwietnia i musiały mnie widzieć nie raz. Ja w pobliżu dziupli wcześniej nie widziałem ich ani razu. Wywoziłem też tamtędy ścięte zimą drzewa. Kilkadziesiąt, a nawet kilkanaście metrów przed dziuplą sąsiedzi wypasają krowy. Mimo takiego ludzkiego natręctwa dudki każdego roku zasiedlają dziuplę bez zastrzeżeń. Uznałem, że mam dudki udomowione. Kilka metrów od dziupli postawiłem lekką przenośną czatownię, do której wchodziłem nie ukrywając się. Dudki nie zawracały sobie zbytnio głowy ani czatownią, ani mną. Zaciekawiło mnie, że zwykle nie przylatywały wprost do dziupli, tylko podlatywały i przysiadywały na gałęziach pobliskich drzew. Dopiero po dłuższej chwili wlatywały do dziupli i karmiły młode wewnątrz. Postanowiłem im ułatwić życie i wbiłem w pobliżu dziupli kołek. Myślę, że dudki były mi bardzo wdzięczne, bo kołek stał się niemal stałym lądowiskiem przed wlotem do dziupli:


Na zdjęciach okazało się, że głównym przynoszonym pokarmem są turkucie podjadki:

Czasem były to również gąsienice:

Od czasu do czasu któreś z rodziców (podejrzewam, że samica) usuwało na zewnątrz odchody niemowląt. Czasem były tylko wyrzucane :

Innym razem ptak odlatywał z pakunkiem gdzieś dalej:

Dość długo czekałem na pokazanie się w otworze dziupli młodych i fotografowanie ich karmienia:

Kilka razy podchodząc do dziupli stwierdziłem, że maluszek nie wykazywał lęku, rozglądał się:

A nawet uważnie mi się przyglądał z odległości zaledwie kilku metrów:

Pewnie dostał od rodziców informację, że nie stanowię zagrożenia.
Z karmieniem jednego nie było problemu, ale po dwóch dniach dołączył drugi maluch i wtedy zaczęły się przepychanki:

Widać było różnicę w wielkości, rozpychaniu się w otworze dziupli i w walce o pokarm. Starsze i większe pisklę walczyło o turkucia z młodszym, ale zauważyłem, że rodzice starają się karmić je równo. Kiedy starsze blokuje dziobem dostęp do młodszego, odlatują ok. metra i wracają celując turkuciem w dziób młodszego. Kiedy starsze chce odebrać pokarm młodszemu rodzic blokuje to swoim dużym dziobem. Tego nie spodziewałem się. Czytałem, że młode dudki same przestrzegają kolejności karmienia. Tutaj nic podobnego; myślę, że je za bardzo udomowiłem i młode nabierają ludzkich niegodziwości.

Mniejsze pisklę miewało czasem jeszcze kłopoty z połknięciem dużego turkucia:


Czekając na pokarm, nieloty cały czas wyglądały z dziupli:

Kiedy już z daleka widziały nadlatującego rodzica z pokarmem, jak na komendę szeroko otwierały dzioby:

Wkrótce został tylko jeden, który czekając na pokarm bardzo się niecierpliwił:

Obserwowałem, jak jedno z rodziców namawiało go do opuszczenia gniazda siedząc bez pokarmu na kołku i patrząc naprzemian, raz na malucha, raz w przeciwną stronę:


W końcu rodzic odleciał, a malec nadal tkwił w otworze dziupli. Nie wiem jak długo trwało zachęcanie małego do wylotu, ale na drugi dzień dziupla była już pusta.
Po wylocie z dziupli młode dudki lądują zazwyczaj bardzo blisko na ziemi, Ponieważ otoczenie naszej dziupli było gęsto zarośnięte krzakami i jerzynami, musiałem im jakoś pomóc. Żeby im ułatwić życiowy start położyłem koło dziupli kawałek świerkowego pnia. Z wielką przyjemnością zobaczyłem i utrwaliłem, że to lądowisko zostało zaakceptowane:

Później jednak podlot dał nura z pnia w gęste zarośla:

I to był koniec naszej znajomości. Młode zazwyczaj przebywają jakiś czas w pobliżu dziupli i są tam dalej dokarmiane przez rodziców. Niestety, nigdy tego nie udało mi się zaobserwować. Być może przyczyną było mocno zarośniete otoczenie dziupli z szerokim otwarciem tylko na łąkę.
Na zakończenie
Dudki niechętnie zasiedlają drugi raz tę samą dziuplę z powodu wielkiego brudu i smrodu, jaki zostaje po pierwszym gniazdowaniu. Dudki to śmierdzące brudasy. U mnie od ponad dwudziestu lat dudki tę samą dziuplę jednak zasiedlają. Kiedy wybudowałem im dom, postanowiłem ponieść tego konsekwencje. Każdego roku zdejmuję daszek, usuwam brudne trociny i czyszczę dno, a bezpośrednio przed przylotem dudków daję kilkucentymetrową warstę nowych trocin.
Smrodliwość mieszkańców dziupli okazuje się jednak wielkim dla nich orężem obronnym przed niechcianymi intruzami. Obserwowałem, jak szerszeń chciał wlecieć do dziupli; zawisł na krótko przed otworem, ale natychmiast odleciał:

Ale najciekawsze sceny obserwowałem ze szpakami. Przez kilka dni ptaki dolatywały do dziupli, ale po zajrzeniu do środka natychmiast odlatywały:


I jeszcze jedna uwaga. W pisanych materiałach o dudkach znajdują się informacje, że ptaki te wychowują zwykle kilkoro młodych. U mnie obserwowałem najwięcej tylko dwa, a czasem nawet tylko jedno. Zwykle zwierzęta ograniczają miot w warunkach niedoboru pokarmu. U mnie turkuciów jest pod dostatkiem. Świadczą o tym podgryzane każdego roku uprawy warzyw. Podejrzewam, że przyczyną mogło być zbyt mało miejsca w dziupli. Muszę postarać się o obszernirjsze lokum dla zaprzyjaźnionych dudków. Zastanawiam się, czy każdego roku przylatuje do nas ta sama para.