Wiosna – biologicznie najwspanialsza pora roku. Do wiosennych uroków należą sceny z ptakami organizującymi życie rodzinne. Moje serce zdobywają jak zwykle żurawie i dudki, a przecież są jeszcze podwórkowe kopciuszki, pleszki, pliszki, mazurki, sikory, kosy, paszkoty, drozdy śpiewaki, a za płotem bażanty, dudki, dzięcioły, grzywacze, szpaki, zięby, kowaliki, rudziki, sójki, i inne (nie zawsze rozpoznane). Właściwie to powinienem napisać – były, ale o tym na końcu.
Ten wpis poświecam ptaszkowi wyjątkowemu, jakby nie pasującemu do polskiego krajobrazu. W roku 2020 największą niespodzianką była gniazdująca u nas para raniuszków. Zdarzyło sie to tylko raz. Chociaż z nastaniem wiosny para raniuszków odwiedza nas niemal każdego roku, decyzja o gniazdowaniu podjęta została tylko raz.
Raniuszek (Aegithalos caudatus) to mały ptaszek odziany od góry w idealną biel, z mocno kontrastującymi czarnymi skrzydełkami, czarnym karczkiem i czarnym, bardzo długim ogonkiem (więcej niż połowa długości całego ptaka). Szczególne wrażanie robią malutkie czarne oczka w puszystej bieli główki. Dla ozdoby ma ślady różowego koloru.
W książce A.G. Kruszewicza Ptaki Polski (tom 2, s. 158) czytam, że raniuszki chętnie zasiedlają pobocza lasów i rozdrobnione lasy, unikają jednak zadrzewień mniejszych niż 10 ha. A u mnie upodobał sobie duże trawiaste podwórko z dwiema brzozami, jednym dębem, jedną lipą i kilkoma jałowcami. Wokół pola, łąki i ugory, a nieco dalej małe laski. A zatem gnizadowanie raniuszków na naszym podwórku przy samym domu należy chyba uznać za wielki ewenement.
Zdjęcia robiłem Sigmą 60-600 mm na stabilnym statywie ze stołu na tarasie ok. 5-6 metrów od gniazda (oczywiście bez ukrycia), starając się umieścić aparat na poziomie przysiadających na gałązce, (później na desce) raniuszków przed dolotem do gniazda. Cały czas raniuszki darzyły mnie i pozostałych domowników pełnym zaufaniem nie zawracając sobie głowy naszym zachowaniem i ciągłym przechodzeniem pod ich gniazdem.
Para raniuszków wzbudzała nasz zachwyt uwijając się przy budowie gniazda w gęstych gałązkach jałowca pięć metrów od wyjścia z przydomowego tarasu. Duży ruch domowników na podwórku i tarasie nie budził w tych maluchach żadnego niepokoju; robiły swoje, czyli co kilka-kilkanaście minut znosiły materiał na misternie utkane kuliste gniazdko. Do jego budowy zbierały wiórki kory brzozowej, mech, nieduże piórka, a na wyściółkę wnętrza małe puchowe piórka tracone przez podloty innych, wcześniej gniazdujących gatunków.
Obok domu wewnątrz innych jałowców zagnieździły się wróble oraz gołąb grzywacz, a w budkach na ścianie kopciuszki i pliszki, cały czas zbierając na podwórku budulec na gniazda, a także szukając pokarmu. Raniuszki w tym celu odbywały jednak dłuższe loty poza siedlisko.
Do pierwszych zdjęć wykorzystałem naturalne „lądowisko” ptaków na jałowcu, ale bliskie „kłujące” tło z gałązek jałowca było zabałaganione i nie pozwalało mi na robienie zdjęć z ładna plastyką.
Zależało mi także na dobrze skomponowanych zdjęciach z ładnie rozmytym tłem. Obok jałowca wystawiłem na kiju sztachetkę z płotu, którą moi rezydenci natychmiast zaakceptowali jako lepsze lądowisko niż sucha i chwiejna gałązka jałowca:
Ale szybko okazało się, że jest za mało miejsca dla lądowania dwóch raniuszków na raz:
Wąską sztachetkę wymieniłem więc na starą deskę z rozebranej stodoły. Jakież wygodne lotnisko i do lądowania i do startu; można też odpocząć i porozglądać się:
Okazało się jednak, że często parka raniuszków lubiła siedzieć bardzo blisko siebie na samym brzegu deski:
Kiedy stawiałem pierwsze sztuczne lądowisko samiczka wyleciała z gniazda, chwilę zawisła w powietrzu przyglądając się moim poczynaniom, po czym odleciała w kierunku zarośli. Trochę się zaniepokoiłem, ale po kilku minutach wróciła do gniazda. Przy zmianie sztachety na deskę już takiej reakcji nie było. Lądowisko na desce okazało się też switnym punktem obserwacyjnym, z którego raniuszki startowały do przelatujących nad podwórkiem much. Łapały je w locie równie sprawnie jak muchołówki szare.
Podczas wysiadywania jaj samiec przynosił swojej partnerce pokarm, ale co jakiś czas ona też wylatywała na kilka a nawet kilkanaście minut „rozprostować skrzydła”. Kiedy pojawiły się młode, zaczął się pogrom owadów, a zwłaszcza ich larw:
Smutna refleksja
Kiedy przygotowywałem ten wpis do nowej wersji strony (rok 2024), niestety bogactwa ptaków wyminionego na początku już nie było. Z gniazdujących przy domu było tylko kilka par mazurków i jedna para muchołówek szarych, a poza siedliskiem wykryłem tylko dudki. Gdzie się podziały inne gatunki? Podejrzewam, że przyczyną był brak pokarmu. Owadów jak na lekarstwo, a pająków jeszcze mniej. Wiosna i początek lata były bardzo suche, uschły mi kolejne świerki przy dawniej zatapianej wiosną torfowej łące. Było tam nawet źródełko; źrdełka już nie ma.