16. Hormony i płeć

We wpisie nr 14 poruszyłem istotę naszych jednostkowych odrębności w obrębie gatunku Homo sapiens oraz multigatunkowej złożoności naszych ciał. Nasze życie biologiczne regulują zarówno nasze własne hormony, jak również sygnały wysyłane do naszego mózgu przez niezwykle licznych rezydentów naszych jelit.

W tym wpisie skoncentruję się na olbrzymim problemie biologiczno-ideologicznym, którego źródłem są hormony płciowe, ale nie tylko one. Ich rolę należy uznać za nadrzędną, ponieważ warunkują ciągłość gatunku.

W XXI wieku obserwujemy zaciekłe zwalczanie ludzkiej biologii przez ludzi niededukowanych, wręcz nieakceptujących nie tylko ludzkich przekonań, ale także nieuznających seksualnej różnorodności występującej w naszym ludzkim świecie. Jako niemal religijny dogmat przyjmują nienaruszalną dwupłciowość Homo sapiens. Inne rozwiązania uznają za kulturowe wytwory ideologiczne, nie zdając sobie sprawy, że to oni tworzą swoje chore ideologie.

Występujące nie tylko w naszym ludzkim świecie zachowania seksualne, określane jako „przeciwne naturze” nie są wytworem kulturowym, ale wynikają z niezwykłej złożoności czynników decydujących o osobniczych preferencjach i zachowaniach. Homoseksualizm, występujący od wieków również u ludzi wybitnych – artystów (przykład Piotra Czajkowskiego) czy wręcz geniuszy (przykład Leonardo da Vinci), nie jest ideologią, jest faktem, jest zjawiskiem biologicznym. Biologia „nie uznaje” sztywnych wzorców i ograniczeń; to ludzie stwarzają ograniczenia formując swoje chore ideologie.

Nie byłoby problemu, gdyby hormony, ujmując krótko – żeńskie i męskie, były równo i na stałe „rozdzielane”– „żeńskie” tylko kobietom, a „męskie” tylko mężczyznom. Tak jednak nie jest. Mamy oczywiście żeńskie i męskie organy płciowe, ale mamy jeszcze sterujący naszym życiem mózg. To z mózgu płyną rozkazy do każdej części naszego ciała, i to mózg decyduje kim jesteśmy, kim się czujemy, a to z kolei decyduje o naszym zachowaniu i poczynaniach.

Dotyczy to także odczuwania naszej płci i zachowań z tym związanych. Zasadniczą rolę odgrywają tu hormony; my hormonami nie sterujemy, to one dyktują naszemu mózgowi zarówno płeć biologiczną, jak i tzw. płeć kulturową. Wszystko ma początek już podczas życia płodowego w łonie matki, gdzie zaczyna się gra hormonów w dużym stopniu uzależniona od wpływu bardzo wielu czynników w czasie ciąży.

Czynnikami zakłócającymi rozwój płodu, w tym rozwijającego się mózgu są uwarunkowania emocjonalne matki, takie jak stres, ale również alkohol, palenie papierosów, inne używki i narkotyki. Splot wielu czynników może doprowadzić do blokady prawidłowego funkcjonowania różnych genów (zajmuje się tym epigenetyka), w tym decydujących o funkcjonowaniu mózgu. Mózg płodu, a później dziecka i dorosłego człowieka może się znaleźć pod wpływem hormonów niewłaściwych dla jego biologicznej płci. Szacuje się, że może to dotyczyć nawet blisko 10% ludzi.

Problem nie jest nowy, było to znane od starożytności, a tego typu anomalie występują w przyrodzie nie tylko u człowieka, ale także u bardzo wielu innych gatunków ssaków, ptaków i owadów. Tymczasem rodzime „autorytety moralne” ogłaszają, że jest to ideologia i najgorsza zaraza (społeczna choroba) XXI wieku. Niedouczeni polityczni decydenci zacznijcie się uczyć; tylko że wy wolelibyście pewnie naukę blokować, a może nawet jej rozwój zwalczać wzorem średniowiecznych poprzedników.

A jak sobie niedoedukowani moraliści radzicie z faktem występowania u człowieka (rzadko bo rzadko, ale jednak) różnych form hermafrodytyzmu, w tym obojnactwa prawdziwego czyli fizycznej obupłciowości? Starożytni Grecy przypisywali tę cechę nawet jednemu ze swoich bóstw. Dzisiaj w odniesieniu do ludzi mających genetycznie uwarunkowane narządy zarówno żeńskie jak i męskie (widoczne gołym okiem – żeby nie było wątpliwości o co tu chodzi) używa się terminu interpłciowości. To już nie tylko gra hormonów, to wynika także z występowania u nich mieszanych par chromosomów 46XX i 46XY.

Niestety, jesteśmy gatunkiem biologicznym, a nie produktem idealnego projektu, i nie da się uniknąć problemów genetycznych oraz losowych zaburzeń m.in. w rozwoju płciowym człowieka, tak fizycznie, jak i mentalnie. Istnieje również szereg innych zaburzeń występujących w rozwoju człowieka, np. zespół Downa. Czy ci wszyscy ludzie nie maja prawa do godnego życia, do szacunku ze strony bliźnich, czy należy ich piętnować i od dziecka prześladować? Czy ma powrócić nowy faszyzm?

Żeby przytoczyć niezaprzeczalny fakt z przeciwnego bieguna – istnieje jeszcze coś takiego jak aseksualność. Można mieć partnera atrakcyjnego intelektualnie czy fizycznie, i nie odczuwać potrzeb seksualnych. Podziwiać fizyczne piękno ciała drugiej osoby, i nie odczuwać do niej pociągu seksualnego. Czy to też jest ideologia? Nie – w przyrodzie, w żadnym ziemskim gatunku nie istnieje wyłączność na jeden tylko niezmienny genotyp i fenotyp, na jeden tylko model biologiczny. To dzięki występowaniu różnic w tym zakresie mogła zaistnieć długa historia ewolucyjnego rozwoju gatunków, w tym Homo sapiens. Genetyczno-biologiczne zróżnicowanie występuje również w odniesieniu do seksualności. W przyrodzie funkcjonuje mechanizm selekcyjny, który eliminuje z dalszego rozrodu osobniki gorzej ukształtowane w tym zakresie – homoseksualizm „jest bezpłodny”.

Powtórzę – „to” nie jest żadna ideologia. Jeżeli już chcemy szukać ideologii, podłoże ideologiczne ma celibat w kościele katolickim. Przez pierwsze tysiąclecie chrześcijaństwa, chociaż celibat duchowieństwa w kościele katolickim był zalecany (zwłaszcza wśród hierarchów), to jednak nawet biskupi i papieże żyli w związkach małżeńskich, a później bywało, że mieli pozamałżeńskie partnerki seksualne. Śluby „czystości” składali mnisi w niektórych zakonach, a później również inni duchowni. Czy wszyscy zawsze je respektowali?

W drugim tysiącleciu też bywało różnie, a od roku 1917 w Kodeksie Prawa Kanonicznego celibat obowiązuje obligatoryjnie. I tu rodzi się problem natury biologicznej – jakże wielu wyświęconych katolickich duchownych nie jest w stanie zapanować nad normalnym przecież popędem seksualnym. Dlaczego religia walczy z biologią? Czy duchowny musi być urzędowo skazany na walkę z seksualnością? Jasno wyraził to w żartach katolicki filozof, ks. Józef Tischner – jeżeli dobrze zapamiętałem: „… proszę nie budzić mnie pod żadnym pozorem, chyba że zniesiony zostanie celibat.”

Celibat jest zjawiskiem społecznym znanym już w starożytności, a obecnie występuje także poza kościołem katolickim. Człowiek żyjący w celibacie wcale nie wyrzeka się prawa do miłości; rezygnuje tylko z płciowości. I tu dochodzimy do istoty problemu – dobrowolny celibat konkretnego człowieka, zwłaszcza jeżeli pozostaje w zgodzie z jego hormonalną czy też mentalną aseksualnością, uważam za wybór jak najbardziej normalny. Taka „seksualna inność” zresztą jakoś nikomu nie przeszkadza. Ale skazanie na wymuszony celibat normalnego heteroseksualnego człowieka, który wybrał życie duchownego, jest gwałtem na jego biologicznej naturze. Zgoda – sam wybrał, ale czy podczas wyświęcenia otrzymał od Boga (za pośrednictwem biskupa) również psychoseksualną siłę do zachowania życia „w czystości”? Dlaczego wyświęcenie nie gwarantuje uświęconego życia i nie zabezpiecza przed rządzami cielesnymi? Nie zabezpiecza, bo nie jest to możliwe, bo jest to wbrew biologicznym atrybutom ziemskiego życia.

Popatrzmy teraz na ciało człowieka. Kobieta i mężczyzna nie zostali „zaprojektowani” jako definitywnie przeciwstawne modele. Skąd (i po co) u mężczyzny zostały „zamontowane” sutki na klatce piersiowej? Wyedukowani męscy politycy z panem ministrem od edukacji i nauki na czele, czy zastanawialiście się chociaż przez chwilę, dlaczego je macie? (pisane w roku 2022). Bo ja się zastanawiałem i starałem się przy tej okazji douczyć biologii i funkcjonowania ludzkiego ciała. Każdy wie, że mężczyźnie sutki do niczego nie są potrzebne; chociaż??? Ale o tym niżej. Jeżeli już jedno miałoby powstać przez przekształcenie drugiego (biblijnie Ewa z żebra Adama), to skłaniałbym się do uznania że to raczej „model mężczyzny” mógł wyewoluować z „modelu kobiety”. W takiej interpretacji sutki u mężczyzny mogły być tego pozostałością – jednoznacznym, chociaż niepotrzebnym reliktem. Nie mnie jednak o tym przesądzać.

Dlaczego wyżej napisałem „…chociaż???”. Otóż znany jest udokumentowany fakt, że u Pigmejów z w plemienia AKA niemowlę po stracie matki było karmione piersią przez ojca. Tak, tylko czy nasi oświeceni ideolodzy zechcą zaliczyć Pigmejów do „normalnych” ludzi? W odpowiedzi – podobny przypadek odnotowano w roku 2002 w Sri Lance (Cejlon), kiedy po śmierci matki ojciec zaczął karmić córkę piersią, ponieważ niemowlę nie przyjmowało innych pokarmów.

Za produkcję mleka odpowiedzialny jest „żeński” hormon – prolaktyna. U mężczyzn jest ona wytwarzana w minimalnych ilościach.  Okazuje się jednak, że w wyjątkowych warunkach stresu emocjonalnego czy u chorych na hiperprolaktynemię, następuje przerost gruczołu sutkowego i mózg może uruchomić jego aktywność również u mężczyzn. Może zdarzyć się to niezwykle rzadko, ale może, bo biologia nie uznaje sztywnych granic, zwłaszcza granic ideologicznych.

A jaką ideologię zaproponują czołowi ideolodzy dla dość częstego widocznego „gołym okiem” wzrostu piersi u mężczyzn? Objawy te mogą pojawić się w różnym wieku. Chociaż przyczyn może być kilka, a najgorsza związana jest z procesem nowotworowym, to jedną z nich może być również zachwiana regulacja ze strony hormonów płciowych. Z wiekiem obniża się zwykle aktywność męskich androgenów, a „do głosu” mogą dochodzić żeńskie estrogeny. Może, kiedy taka przypadłość dotknie starzejących się „ideologów płci”, dojdzie do opamiętania się w krzywdzeniu „płciowo innych”. A tymczasem powinni nieco się poduczyć, tylko że tu może pojawić się problem ich nieedukowalności.

Ale wróćmy do zdrowego i biologicznie normalnego (uznaniowo) człowieka współczesnego. Jakże często spotykamy różne typy zachowań u heteroseksualnych kobiet i mężczyzn. Obok mężczyzn typu ”macho” (twardziel, samiec) istnieje cały szereg normalnych heteroseksualnych mężczyzn o różnym stopniu „kobiecej” delikatności. Czy delikatność ma być przypisana niejako „z natury” tylko kobietom? Dzisiaj osądza się niektórych mężczyzn jako zniewieściałych, twierdząc., że na wypadek wojny, będą niezdolni do obrony polskich granic. Czy aby na pewno?

Tu moja mała dygresja wymierzona w kierunku najbardziej wojowniczych macho. Dzisiaj na nic zdadzą się strategie i oręż z XX wieku. Wygrają, nie ci którzy „wymachują szabelką”, ale ci którzy są najlepiej zorganizowani militarnie, dysponują nowymi rodzajami broni albo z bezpiecznej odległości wykonają atak tele-cybernetyczny.

Czołgi, samoloty i nawet rakiety naprowadzane na cel nie będą miały istotnego znaczenia, jeżeli zakłócona zostanie militarna łączność i elektroniczne sterowanie nowoczesnym orężem. Odpowiednio przygotowany atak cybernetyczny spowodowałby totalny chaos teleinformatyczny u przeciwnika. Służą temu sztaby hakerów i bomby logiczne, czyli złośliwe oprogramowanie, które tylko czeka na zdalne uruchomienie przez agresora, ale również przez broniącego się. Poza tym istnieje arsenał broni termojądrowej, która zniszczy całe życie na obszarze przeznaczonym do zajęcia przez agresora.

W relacjach międzynarodowych podstawową bronią stała się wiedza rodząca nowe rozwiązania technologiczne oraz polityka ich wykorzystania. To dlatego przez kilkadziesiąt lat technologicznie dominowały Stany Zjednoczone, a teraz chcą dominować Chiny. W krajach, które chcą odgrywać wiodąca (a nawet jakąkolwiek) rolę gospodarczo-polityczną, szkolone są szeregi politycznie sterowanych hakerów. Są oni już teraz w stanie ingerować w życie społeczeństw, tak obcych, jak i własnych. Hakerzy pracują też po stronie ideologicznie przeciwnej rządzącym, ujawniając niekorzystne dla sprawujących władzę tajne dokumenty i inne dane. Jesteśmy omotani nie tylko siecią energetyczną, ale w takim samym stopniu również siecią teleinformatyczną. Jakże krucha stała się nasza technologiczna cywilizacja.

No i jest jeszcze zagrożenie użycia broni chemicznej i biologicznej, a w przygotowaniach jest broń w postaci nowych technicznych środków inwazyjnych w oparciu o nanotechnologię i sztuczną inteligencję. Zaatakowanie agresywnymi patogenami zgromadzeń ludzkich, np. na lotniskach, stadionach czy w świątyniach uruchomiłoby śmierć wielkich nieprzygotowanych populacji ludzkich. Czy obecna pandemia covidowa nie jest wystarczającą nauczką? A tu mamy „wymachujących szabelkami” rycerzykowych oszołomów.

Wracam do tematu, Również wśród pań, obok uznaniowo określanych jako przykłady typowo kobiece, nierzadko spotykamy charaktery, delikatnie ujmując, „mało kobiece” czy nawet zdecydowanie męskie. Istnieją dla nich jeszcze inne, nawet bardzo dosadne określenia, których używać się nie godzi. Jakże często aktywność takich kobiet w różnych dyscyplinach sportowych (często dominacja) jest powodem do stawiania zarzutów i prowadzenia sporów. A ile odwagi, waleczności, heroizmu wykazało wiele kobiet w czasach wojen. Powtórzę się – taka jest bardzo zróżnicowana ludzka biologia i natura, tak rządzą naszymi ciałami hormony (oczywiście nie tylko one).

Warto też sięgnąć do greckiej mitologii dotyczącej Amazonek, i zastanowić się ile w niej prawdy. W języku greckim nazwa „amazon” określa kobietę bez piersi (jednej), co miało ułatwiać im strzelanie z łuku. Ale to tylko mitologiczna fikcja. Nie ma również dowodów, że w na stepach nad Morzem Czarnym istniało samodzielne wojownicze scytyjskie plemię Amazonek, które w celu prokreacji wykorzystywały obcych mężczyzn. Chociaż mitologia mija się z prawdą, to jednak okazuje się, że miot o Amazonkach ma swoje źródło w rzeczywistych wydarzeniach z greckiej kolonizacji obszarów nad Morzem Czarnym w VII wwieku p.n.e. Grecy zetknęli się tam z wojowniczymi Scytami, u których kobiety walczyły konno na równi z mężczyznami. Dało to początek mitom o Amazonkach.

Na tej podstawie wielki grecki filozof Platon zalecał, jako społecznie korzystne, zrównanie kobiet z mężczyznami „w edukacji i wszystkim innym”. Był to jednak pomysł bardzo utopijny, a dużo później Europę ogarnęły wieki ciemne. Dopiero wykopaliska w grobowcach prowadzone w XX i XXI wieku w Rosji nad Morzem Czarnym przywróciły kobietom scytyjskim miano wojowniczek, W około 1/3 grobowców kobiety były pochowane z bronią, a ich uszkodzone lub połamane kości 300 kobiecych szkieletów były dowodem obrażeń odniesionych w bitwach.

Ale wróćmy do bardzo bliskiej przeszłości, kiedy w Polsce obserwowaliśmy zaciekłe zwalczanie ludzkiej biologii, kiedy do rządzenia nami doszli ludzie niedoedukowani, wręcz nieuznający biologii, zawierzający mitom i tworzący nowe ideologie. Homoseksualizm nie jest wytworem kulturowym wbrew biologii; jest zjawiskiem biologicznym. A biologia „nie uznaje” sztywnych ograniczeń; ograniczenia stwarzają ideolodzy. Tak zwane „przeciwne naturze” zachowania seksualne obserwujemy u różnych gatunków, jakże często np. między samcami żab pod nieobecność samic. No, ale żeby przytaczać tu gatunek tak odległy od Homo sapiens?

Wrócę zatem do naszego gatunku. W starożytnej Grecji homoseksualizm między dorosłym mężczyzną a młodzieńcem (pederastia) był powszechnie akceptowany. Teby słynęły z walecznych wojowników tzw. Świętego Zastępu, który składał się z homoseksualistów. Ich dzielność w boju wynikała ze wzajemnej ochrony walczących obok siebie męskich kochanków. W starożytnym Rzymie akceptowany był zarówno homoseksualizm, jak i biseksualizm, ale tylko w odniesieniu do mężczyzn. Zdarzało się to „nawet” cesarzom, z czym się nie kryli. Walka hormonów (jak również inne mechanizmy) potrafi sprawić niezłe zamieszanie w ludzkim (i nie tylko ludzkim) życiu. Ale ideolodzy wymyślili, że biologiczne życie ma być zgodne z tzw. „inteligentnym projektem”. Niestety nie jesteśmy inteligentnie zaprojektowani, czego doświadczamy na każdym kroku, zwłaszcza w poczynaniach polityków.

Jeszcze nieco o hormonach w życiu płodowym przyszłego człowieka. W początkach tego okresu zaczyna się gra, a może nawet wojna hormonalna decydująca o płci noworodka. A wiadomo, jak trudno przewidywalne są gry i wojny; okazuje się że również wojny hormonalne. W efekcie mogą zaistnieć nieoczekiwane (przez ideologów niechciane) przejawy występującej od wieków zróżnicowanej wariantowości płci u człowieka. Znam tylko kilka, ale jeden z profesorów medycyny powiedział mi, że tych wariantów można wyliczyć więcej. Uszanujmy mentalną tożsamość płciową, do której każdy ma prawo się przyznawać.

Na marginesie – zastanawiam się, czy homoseksualizm może być też biologicznym mechanizmem ograniczającym nadmierny rozrost populacji, nie tylko ludzkiej, ale także w obrębie innych gatunków? Należy też uświadomić sobie, że ludzie homoseksualni są najczęściej bardziej altruistyczni niż heteroseksualni, bardziej przyjaźni i chętniej pomagający innym. Oczywiście nie wszyscy; jak zwykle tu też są wyjątki. I pojawia się kolejne pytanie – czy istnieją jakieś genetyczne predyspozycje potencjalnie warunkujące możliwość fenotypowego przejawienia się homoseksualizmu?

Okrutni ideolodzy z gatunku Homo (niby)sapiens, przestańcie dyskryminować, prześladować, wykluczać oraz sprzeciwiać się naturze! Prowadzony przez takich ideologów polityk potrafi powiedzieć „LGBT+ to nie ludzie, to ideologia”. Dla przypomnienia – LGBT obejmuje lesbijki, gejów, osoby biseksualne i transpłciowe . A ten „+” to ja nie wiem co jeszcze; chyba wszystko co nie spodoba się naukowo ciemnym, ale „jasno oświeconym” ideologom. Jakże łatwo z wielkiego życiowego problemu młodego człowieka robi się ideologię, a w następstwie tego rodzą się ludzkie tragedie i samobójstwa. Ideolodzy i politycy gloryfikujący ludzkie życie, a nawet doprowadzający do śmierci „niechcianych” – zacznijcie myśleć racjonalnie, studiujcie również biologię i historię istot żywych na naszej planecie. Przestaniecie wtedy szerzyć swoje ideologie.

Wierzycie w Boga, afiszujecie się swoją religijnością uznając nauczanie Jezusa za wskazanie drogi chrześcijańskiego życia. A przecież Jezus był wzorem tolerancji i współczucia. Uczcie się od Niego tych jakże istotnych dla życia społecznego wartości. No, ale to jest dla niektórych chrześcijańskich ideologów za trudne, a nawet wręcz niemożliwe; zajęci swoimi polityczno-rodzinnymi sprawami nie mają na to czasu ani głowy. Nie, jeżeli jesteś „inny”, jesteś dla nich wrogiem i trzeba cię zniszczyć.

Jeden z polityków (tym razem spoza PIS, żeby było jasne) namawiał już do „wyrżnięcia” osób LGBT+. Jak łatwo można namówić człowieka żeby stał się mordercą mamy niedawny przykład z Gdańska. Czy aż tak mocno w niektórych Homo sapiens tkwi chęć (potrzeba?) nienawiści, a nawet zabijania drugiego człowieka? Tak, tkwi bardzo mocno! Dowody na to daje historia ludzkości. Ale czy religia i kultura nie mogłyby dać temu wystarczający opór? Widocznie nie, bo weźmy choćby nasze niby katolickie społeczeństwo, które za wszelką cenę edukowane jest w podziałach oraz nienawiści do drugiego człowieka.

Wrócę teraz do wszechobecnych w przyrodzie względnej wariantowości płci. Rozdzielność płciowa zaistniała, w różnym stopniu, w wyniku trwającej blisko 4 miliardy lat ewolucji różnych form życia na Ziemi z pierwotnie bezpłciowych organizmów jednokomórkowych. Istnieją one do dzisiaj w dobrze nam znanej formie bakterii. U wielu współczesnych bakterii wykryto jednak bardzo prymitywne mechanizmy, które można uznać za namiastkę płciowości. Biorą w tym udział plazmidy – pozachromosomalne nośniki genów, które właściwie nie są niezbędne dla życia i rozmnażania się bakterii, ale oferują komórkom biorcy dodatkowe atuty w ich środowisku. Możliwy jest kontakt fizyczny miedzy dwiema komórkami, podczas którego dawca przekazuje biorcy konkretne korzystne geny, np. zlokalizowane geny oporności na antybiotyki. A wtedy zaczyna się problem z naszą antybiotykoterapią.

U wyższych organizmów, tak roślin jak i zwierząt, występują zróżnicowane rozwiązania płciowości i różne sposoby rozmnażania się. Ograniczając się do zwierząt, u ssaków występuje wyłącznie rozmnażanie płciowe, ale u stawonogów można spotykać wyłącznie rozmnażanie bezpłciowe (dzieworództwo u patyczaków) lub równoległe kontrolowane rozmnażanie płciowe i bezpłciowe (dzieworództwo np. u pszczół czy mszyc).

Dzieworództwo (partenogeneza) może występować również u kręgowców; stwierdzono je u 70 gatunków – u jaszczurek (np. warana z Komodo), węży (np. u mokasyna miedziogłowca), rekinów (np. rekina młota) i innych ryb, a nawet u ptaków np. u kondora kalifornijskiego), ale nigdy u ssaków. Obserwacje pochodzą z hodowli zwierząt w niewoli, głównie z ogrodów zoologicznych. Istnieje genetyczne wyjaśnienie tej różnicy.

 U ssaków samice mają parę tylko żeńskich chromosomów płciowych XX, a samce chromosomy mieszane – żeńskie i męskie XY. „Próby dzieworództwa” u ssaków, jeżeli wystąpią, kończą się obumieraniem na wczesnym etapie embriogenezy. Okazuje się, że u ptaków jest odwrotnie, to samice mają chromosomy mieszane – żeńskie W i męskie Z, a samce parę tylko chromosomów męskich ZZ. Determinacja płci potomstwa wynika z tego który chromosom, W czy Z przekaże samica. Ale wobec braku samca samica może losowo wydać potomstwo żeńskie z chromosomami WZ lub męskie z chromosomami ZZ.

Ten drugi przypadek zaobserwowano u kondora kalifornijskiego. W San Diego dwie samice trzymane w ZOO złożyły jaja bez udziału samców. Na etapie powstawania zygoty nastąpiło zespolenie się dwóch komórek macierzystych zawierających chromosomy Z. W obu przypadkach z jaj wykluły się osobniki męskie.  Znacznie ważniejsze było stwierdzenie, że oba wyklute samce były biologicznie słabo rozwinięte i żyły krótko.

Interesującym zagadnieniem jest też dwupłciowość osobnicza niektórych zwierząt. Przykładem są chociażby nasze ślimaki, gdzie obydwa osobniki mogą się wzajemnie zapładniać krzyżowo. W świecie zwierząt (oczywiście roślin również) dwupłciowość jest „ideologicznie” akceptowana; no ale żeby u człowieka? Najciekawsze warianty obojnactwa, w zależności od sytuacji, występują u kilkuset współczesnych gatunków ryb. Niektóre, jak np. hawajska papugoryba, mimo że zaczynają życie jako samice, wobec braku samców zmieniają płeć na przeciwną; bywa też odwrotnie.

Są również takie gatunki, których osobniki potrafią, zależnie od sytuacji, zmieniać płeć w obu kierunkach nawet wiele razy tego samego dnia. Ciekawą fizjologię płciowości i rozrodu stwierdzono u muren. Kiedy spotykają się dwa osobniki, które są samcami, jeden z nich zmienia płeć i staje się gotową do rozrodu samicą.

Przytoczone wyżej przykłady uznawane są za atawizm, ale zastanawiam się czy w odniesieniu do całej ożywionej przyrody nie chodzi o promowanie bogactwa różnorodności. Przyroda nie jest wymodelowana na stałe (zatem człowiek też nie); różne gatunki „szukają” różnorodnych rozwiązań do swojego przetrwania, rozrodu i rozwoju. Udane rozwiązania przyroda promuje i utrwala w genach następnych pokoleń, a szkodliwe eliminuje, zwykle nie dopuszczając do zachowania w przyszłych pokoleniach. Między tymi skrajnymi rozwiązaniami istnieje cały szereg modyfikacji genetycznych, które są w przyrodzie tolerowane.

Na marginesie ostrej gry ewolucyjnej istnieje peryferyjny obszar zmian genetycznych, których mogłoby nie być, ale które nie przeszkadzają w istotny sposób przetrwaniu gatunku. Zmiany takie, jako obojętne czy mało istotne, mogą być dziedziczone i utrwalane genetycznie w kolejnych pokoleniach bez wpływu na dalszy los ich posiadaczy. Przykładami mogą być kolor oczu czy włosów. Trochę gorzej jest z kolorem skóry, bowiem dla wielu „białych” jej pierwotna czarna barwa, czy nawet zmieniona żółta, jest problemem rasowym (znowu pojawia się „ideologia”). Zwykle takie zmiany nie szkodzą biologicznemu życiu, chociaż niektóre z nich mogą stwarzać problemy zdrowotne, a nawet społeczne. Czasem mogą jednak przynosić też korzyści, a nawet znajdować genetycznie utrwaloną funkcję. Przykładem może być kolor skóry czy zróżnicowany kształt ludzkiego nosa zależnie od strefy klimatycznej, w której od wieków żyją kolejne pokolenia różnych populacji Homo sapiens.

Genetyczne uwarunkowania funkcjonowania każdego organizmu na tym się nie kończą. Ma miejsce jeszcze jeden, bardzo osobliwy rodzaj zmienności, którym zajmuje się epigenetyka. Zmienność epigenetyczna w ujawnianiu się stabilnych z natury cech genetycznych wynika z możliwości kontroli ekspresji różnych genów przez czynniki środowiskowe. Czynniki zewnętrzne, pozakomórkowe mogą sprzyjać ujawnianiu się niektórych cech organizmu lub też je blokować. W przyrodzie ma miejsce zatem pewna elastyczność, zarówno jeżeli chodzi o stabilność instrukcji genetycznej zapisanej w DNA, jak i pod względem kontrolowanego, fenotypowego ujawniania się cech genetycznie zagwarantowanych, a zatem i ostatecznego funkcjonowania żywych organizmów. Dotyczy to także Homo sapiens.

Niektórzy ze współczesnych ideologów nie mogą sobie z tym wszystkim poradzić; nienawidzą i chcą niszczyć choćby psychicznie (jakie to łatwe!) wszystko i wszystkich, którzy im nie pasują do jedynego słusznego modelu człowieka, do którego zaliczyli siebie i może jeszcze kilku „nietypowych, ale swoich”. Zaślepieni nienawiścią ideolodzy opamiętajcie się i przestańcie rządzić według stworzonych przez siebie ideologii. Bóg je wam objawił? Jezus tak nauczał? Jezus był rzecznikiem miłości drugiego człowieka, zwłaszcza bezbronnego. Krytykował bogactwo, był orędownikiem ubogich, a także tych, którzy nie pasowali do ówczesnych reguł społecznych. Przypomnę też katolicki katechizm: Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Miłować każdego bliźniego się nie da (bo nie!), a tu trzeba by jeszcze tak „jak siebie samego”. Jak można coś takiego człowiekowi przykazywać?


Fotografia przyrodnicza Aleksandra Chmiela
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową.

Więcej informacji: Polityka Prywatności