15. Makrofotografia a fotografia zbliżeniowa

Maj to dobry czas aby rozpocząć fotografować owady. Tylko, że one są takie małe. Najpierw jednak dygresja odnośnie nazwy makrofotografia. Wydaje mi się, że bardziej właściwe jest określenie „fotomakrografia”, czyli fotografia z powiększeniem skali odwzorowania. Chodzi o powiększenie wymiarów obrazu w zapisie na filmie lub na matrycy aparatu fotograficznego w stosunku do rzeczywistych wymiarów modela. Takie historyczne ujęcie może jednak budzić sprzeciw.

Dlaczego książkowa definicja makrofotografii (fotomakrografii) odnosi się do skali odwzorowania na matrycy, a nie na oglądanym końcowym obrazie? I to obojętnie jak – na monitorze, odbitce z fotolabu, w czasopiśmie czy książce. Kto tak naprawdę wie, poza fotografem, jakie było odwzorowanie na filmie/matrycy? Nie prościej i bardziej praktycznie odnosić definicję makrofotografii (fotomakrografii) do tego co widzimy, co można bezsprzecznie stwierdzić? No, ale dosyć tych „herezji”; w tym tekście pozostańmy przy książkowych kryteriach makrofotografii. Ktoś kiedyś podał taką jej definicję, i jak dotąd nikt jej nie zmienił. Co najwyżej, można sie z nią nie zgadzać.

Makrofotografia obejmuje zdjęcia, w których skala odwzorowania na matrycy (dawniej na kliszy) zaczyna się od 1:1 w górę, gdzieś do 10:1, a nawet 20:1. Tak arbitralnie przyjęto, bo dalej jest już mikrofotografia – obszar, w którym potrzebne jest użycie mikroskopu. W ścisłej makrofotografii obraz zarejestrowany na matrycy ma co najmniej takie same wymiary jak obiekt w rzeczywistości lub jest nawet do 20x powiększony.

Niektórzy autorzy opracowań o makrofotografii przesuwają jej granicę w dół – do skali odwzorowania 1:2. <http://lowendmac.com/digigraphics/35mm/lenses/macro.shtml>. Odpowiada to wielu istniejącym konstrukcjom obiektywów macro zapewniających maksymalnie tę właśnie skalę odwzorowania. Maksymalny możliwy do uzyskania obraz na matrycy jest jednak wówczas 2x mniejszy od fotografowanego obiektu. No cóż, z producentami sprzętu fotograficznego trudno dyskutować.

Formalnie moje fotografowanie rzadko mieści się w ścisłym obszarze makrofotografii. Fotografuję zbliżenia w skali odwzorowania na matrycy aparatu zwykle mniejszej niż 1:1, w zakresie gdzieś do 1:10. Oznacza to, że rejestrowany obraz jest do 10 razy mniejszy od rzeczywistych wymiarów fotografowanego modela. Książkowo jest to zakres fotografii zbliżeniowej, makromaniacy uznają go jednak za makrofotografię. Marek Wyszomirski, mój guru w tym przedmiocie, też tak uważa. Ponieważ każdy ma prawo do własnego zdania, pozwolę sobie jednak pozostać w zgodzie z przytoczoną wyżej definicją formalną. A dla uprawianej przeze mnie fotografii małych obiektów przyrodniczych sięgnąłem do znanego od lat książkowego określenia „fotografia zbliżeniowa”. Stąd karkołomna angielska nazwa strony naturefotocloseup.

Rozwiązań na fotografię zbliżeniową oraz właściwą makrofotografię, bez użycia obiektywu macro, jest sporo. W przypadku aparatów z wymienną optyką można stosować mieszek, pierścienie pośrednie, pierścienie odwrotnego mocowania obiektywu, makrokonwertery mocowane na obiektywie, a nawet pojedyncze soczewki powiększające. Tych ostatnich nie polecam, ponieważ wyniki z ich użyciem nie zadawalają. Jednak dobrze skorygowane dwu- lub trzysoczewkowe konwertery zapewniają wyniki nie tylko przyzwoite, ale często nawet bardzo dobre. Rozwiązanie to jest szczególnie przydatne w zastosowaniu do aparatów kompaktowych z obiektywami typu zoom. Ale można stosować je również do wzmocnienia obiektywów macro.

Wybierając aparat do fotografii zbliżeniowej (niezależnie od wyboru – lustrzanka, bezlusterkowiec, czy kompakt), należy przede wszystkim zadbać o dobrej jakości (rozdzielczości) optykę. Ogniskowa obiektywu, tak stałoogniskowego jak i typu zoom, w zakresie 50-150 mm w przeliczeniu na pełną klatkę aparatu małoobrazkowego zapewni duży zakres fotografowania w zbliżeniu. Matryce we współczesnych aparatach nie są już najważniejszym kryterium wyboru. Nawet te w kompaktach zapewniają uzyskanie dobrej jakości zdjęć. Ilość pikseli i ich wielkość są oczywiście ważne, jeżeli zdjęcie ma być powiększone na papierze do powieszenia na ścianie lub pokazania na wystawie. Fotografując na poziomie ziemi bardzo korzystnym rozwiązaniem jest ruchomy wyświetlacz lub odchylany do góry wizjer.

W fotografii zbliżeniowej, jak w każdej innej, ważną rolę odgrywa głębia ostrości (GO), która jest bardzo mała – milimetrowa, a czasami wręcz „papierowa”. To dobrze i źle zarazem. Mała GO pozwala, z jednej strony, na jednoczesne wyeksponowanie obiektu i neutralizację lub eliminację niechcianego tła, ale może też jej brakować, kiedy chcemy żeby ostre były i czułki, i oko, i chociaż jedna noga motyla. Sprzętowo zależy ona od użytej ogniskowej obiektywu, odległości fotografowania i wielkości matrycy. Jednak w fotografii zbliżeniowej, GO zależy od skali odwzorowania bardziej niż w „normalnej”: im odwzorowanie większe, tym jest ona mniejsza.

Pomijam ważne zagadnienie wielkości prążka rozproszenia, która także ma wpływ na GO, ale dla określonej wielkości matrycy ma on wartość stałą. Należy brać to pod uwagę, kiedy porównuje się fotografowanie aparatami różniącymi się wielkością matrycy. Zwiększenie rozmiarów matrycy zwiększa krążek rozproszenia i zmniejsza GO. Kolejnym parametrem, od którego zależy GO jest wielkość przysłony; zmniejszenie otworu w obiektywie zwiększa GO. Ale tutaj ostrożnie – w aparatach kompaktowych po przekroczeniu f/5 – f/8 spada jakość obrazu na skutek zjawiska dyfrakcji.

Na głębię ostrości ma istotny wpływ użycie przystawek afokalnych. Przystawka sprawia, że o ostrości decyduje odległość ogniskowania zmienionego układu optycznego, a zatem i odległość aparatu od fotografowanego obiektu.  W opisach aparatów fotograficznych podaje się odległość od środka układu optycznego albo częściej – od matrycy. W praktyce wygodniejsze okazało się podawanie odległości ogniskowania (strefy ostrości) od przedniej soczewki zestawu optycznego. Im większa jest moc makrokonwertera, tym mniejsza jest odległość ostrzenia: dla 2 dioptrii jest to około 50 cm, dla 4 dioptrii około 25 cm, dla 8 dioptrii około 11 cm, a dla 25 dioptrii około 4 cm. To teoretycznie, bo w zestawach z obiektywami aparatów tak dokładnie to już jednak nie jest.

Podobnie, skala odwzorowania zestawów z makrokonwerterami nie zgadza się (nawet jeszcze bardziej) z mocą konwerterów. Sam konwerter Raynox DCR 250 (o mocy 8 dioptrii) zapewnia powiększenie 3x, Raynox MSN 202 (o mocy 25 dioptrii) daje powiększenie około 9x. Tak mówi teoria i praktyka pojedynczych soczewek oraz ich grup składających się na konwertery. Po założeniu na obiektyw aparatu, powstaje jednak nowy, całkiem zmieniony układ optyczny.

Moją zabawę w makrofotografię zaczynałem z kompaktowymi zoomami Panasonika Lumix FZ 30 i FZ 50. Ten drugi był dość długo wykorzystywany do makrofotografii studyjnej, m.in. do fotografowania owadzich inkluzji w bursztynie. Aparat ma świetny optycznie obiektyw z 12 krotnym zoomem 7,4-88,8 mm, W przeliczeniu na pełną klatkę dawnych lustrzanek analogowych odpowiada to ogniskowej 35- 420 mm. Niestety ma bardzo malutką matrycę 7,2×5,3 mm. Aparat oferuje wprawdzie możliwość fotografowania z bardzo bliskiej odległości (5 cm od przedniej soczewki obiektywu), ale tylko przy najmniejszej ogniskowej rejestrując aż 9 mm po dłuższym boku matrycy,  daje to skalę odwzorowania 1:12.5, czyli 12,5-krotne zmniejszenie obiektu na zarejestrowanym obrazie,

Jakże daleko tu do makrofotografii. Ale po założeniu makrokonwertera DCR 250 możemy fotografować z wygodnej już odległości około 12 cm rejestrując na matrycy obraz obiektu około 12 mm przy ustawieniu obiektywu na koniec tele. Mamy skalę 1:1,7, czyli obraz zmniejszony już tylko 1,7x. To jeszcze nie jest prawdziwa makrofotografia, ale wynik jest bardzo satysfakcjonujący. Ten zestaw posłużył mi do fotografowania bursztynowych inkluzji.

Dalszą poprawę skali odwzorowania daje makrokonwerter MSN 202, z tym że trzeba zbliżyć się do obiektu na około 3,5 cm; tolerancja odległości jest tu bardzo mała. Możemy wtedy na matrycy o dłuższym boku 7,2 mm zarejestrować obiekt o długości około 6 mm. Mamy obraz powiększony 1,2x, a to jest już książkowo definiowana makrofotografia. Tylko, że fotografowanie z odległości 3,5 cm rzadko jest w strefie komfortu.

A jak to się przedstawia w aparacie systemu micro 4/3 Lumix GX8 z obiektywem M.Zuiko 60 mm macro. Zestaw ten z najbliższej odległości roboczej (od linijki z podziałką milimetrową do przedniej soczewki obiektywu) rejestruje na matrycy formatu 4/3 (13×17,3 mm) odcinek długości 17 mm. Skala odwzorowana wynosi 1,02:1, dając obraz nawet „ciut” powiększony, co praktycznie nie ma żadnego znaczenia.

Przejdźmy teraz do dużego kompaktowego zoomu Sony RX10 M4, który uznałem za radą Marka Sykuły (dziękuje Ci Marku) za najlepszy dla mnie wieloużytkowy aparat ostatnich dwóch lat. Matryca 1-calowa formatu 8,8×13,2 ma powierzchnię prawie 2x mniejszą niż ta w Lumiksie GX8, a upakowano na niej ponad 20 megapikseli. Taka propozycja, wydawać by się mogło, jest nie najszczęśliwsza. Do tego jeszcze obiektyw typu zoom 25-krotny o ogniskowej w zakresie 8,8-220 mm. Nie tak dawno uważałem 10- 12-krotny zoom za granicę jakości obiektywu, a ideałem były wyłącznie obiektywy stałoogniskowe. Tymczasem japońscy inżynierowie przekroczyli kolejną granicę niemożliwości. Wbrew twierdzeniu, że nie ma aparatu idealnego do wszystkiego, wyprodukowali aparat niemal idealny do mojego fotografowania, a obejmuje ono nie tylko owady i pająki czy roślinne detale, ale również duże zwierzęta, krajobraz, a  nawet księżyc.

Makrokonwerterem z wyboru do tego aparatu jest Raynox DCR-5320, który składa się z dwóch podzespołów o mocy 2 i 3 dioptrii, a po ich połączeniu zastaw ma moc 5 dioptrii. Gwint mocujący 72 mm jest zgodny z gwintem na obiektywie aparatu.

Konwerter o mocy 2 dioptrie przy ustawieniu obiektywu na końcu tele (220 mm) ostrzy od 30 do prawie 50 cm (Raynox podaje wartość 50 cm) rejestrując na małej 1-calowej matrycy długość 29-30 mm. Mamy zatem skalę 1:2,2. Ten konwerter wykorzystuję najczęściej zmieniając skalę odwzorowania (najczęściej zmniejszając) przez skracanie ogniskowej. Konwerter o mocy 3 dioptrii ostrzy od 20 do 32 cm (Raynox podaje wartość 30 cm) rejestrując długość 21-21 mm; skala odwzorowania 1:1,6.

Zamontowanie na obiektywie kompletu obu konwerterów bardzo zmniejsza odległość ostrzenia do 14,0-18,5 cm (przy ogniskowej 220 mm). Raynox podaje 17 cm. I tu okazuje się, że rolę odgrywa kolejność mocowania. Jeżeli najpierw dokręcamy 2 dioptrie, a następnie 3 dioptrie mamy zaledwie półcentymetrową tolerancję odległości roboczej, 17-17,5 cm. Jest to spore wyzwanie, ale otrzymując skalę odwzorowania 1:0,93 (albo1,08:1) wchodzimy w prawdziwe macro. Przy mocowaniu odwrotnym mamy sporą tolerancję odległości roboczej 14-18,5 cm, ze skalą odwzorowania, odpowiednio 1:0,96  do 1:1,19. Skąd ta różnica przy zmianie kolejności skalowania obrazu przez dwie dodatkowe składowe zestawu? Nie mniej wygodniejszym rozwiązaniem jest, nie 2+3, ale 3+2.

Firma Raynox proponuje jeszcze jedno rozwiązanie – dołączenie do obiektywu  dwóch zestawów DCR-5320. Nie, dziękuję. Już jeden zestaw o masie 396 g mocno obciąża obiektyw (a także i portfel).

Przykłady z moich zmagań z przyrodniczymi maluchami

  1. Inkluzja chrząszcza sprzed 40 mln lat w bursztynie

Lumix FZ50; ogniskowa 50 mm + Raynox MSN 202 (25 dpt); przysłona f/8; ISO 100; odchylenie ekspozycji -0,3; czas wynikowy 1/5 s.; statyw; kabelek spustowy

2. Pluskwiak w rosie

Lumix G1; obiektyw Sigma 150 mm macro; przysłona f/11; ISO 200; odchylenie ekspozycji -0,3; czas wynikowy 1/5 s.; statyw; kabelek spustowy

3. Portret trzmiela w rosie

Lumix GH1; obiektyw M.Zuiko 60 mm macro + Raynox DCR 250 (8 dpt), przysłona f/11, ISO200, odchylenie ekspozycji 0; czas wynikowy 1/2 s.; statyw

Spuszczel pospolity; buzia larwy drewnojada

Lumix GH3; obiektyw M.Zuiko 60 mm macro + Raynox MSN 202 (25 dpt); przysłona f/9; ISO 400; odchylenie ekspozycji -0,7; czas wynikowy 1/20 s.; statyw

5. Larwa stonki

Lumix GX8; obiektyw M.Zuiko 60 mm macro; przysłona f/6; ISO160; odchylenie ekspozycji +0,3; czas wynikowy 1/13 s.; statyw; kabelek spustowy

6. Szerszenie spijające sok z oskórowanego lilaka (bzu)

Lumix GX8; obiektyw M.Zuiko 60 mm macro; przysłona f/5; ISO 640; odchylenie ekspozycji +1; czas wynikowy 1/250 s.; statyw; dystans <0,5 m.

7. Modliszka.

Sony RX10 m4; ogniskowa 53mm + Raynox DCR-5320 (moc 2 dpt.); ogniskowa 53 mm; przysłona f/8; ISO 250; odchylenie ekspozycji -0,3; czas wynikowy 1/100 s.; statyw

8. Osa dachowa

Sony RX10 m4; ogniskowa 53mm + Raynox DCR-5320 (moc 3 dpt.); ogniskowa 117 mm; przysłona f/8; ISO 200; odchylenie ekspozycji -0,3; czas wynikowy 1/40 s.; statyw

9. Osa pospolita

Sony RX10 m4; ogniskowa 168 mm + Raynox DCR-5320 (moc 3+2 dpt.); ogniskowa 168 mm; przysłona f/8; ISO250; odchylenie ekspozycji 0; czas wynikowy 1/2 s.; statyw

Przy osach muszę coś wyjasnić – mój osobisty stosunek do tej grupy owadów. Nie lubie jedynie os pospolitych, kiedy robią naloty do zastawionego jedzeniem stołu na tarasie. Nie kryje się natomiast ze swoją sympatią do os dachowych i klecanek. A nasze krajowe szerszenie nawet mocno polubiłem za ich łagodnośc, którą wykazały podczas mojego fotografowania ich z bardzo bliska bez żadnych zabezpieczeń. Opisałem to w innym miejscu na tej stronie.

A bochaterki, które pozowały mi do tych dwóch ostatnich zdjęć, zimowały na poddaszu. Kiedy kwietniowe słońce im dogrzało, zaczeły łazić po szybie okiennej. Z radością przyjely podstawiony im palec, przeszły na niego, i trochę łaskocząc pozwoliły sie wynieść na taras. Przez długi czas łaziły na podstawionym kamieniu polnym i świerkowej gałązce, pozwalając mi robić maksymalne zbliżenia.

Fotografia przyrodnicza Aleksandra Chmiela
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową.

Więcej informacji: Polityka Prywatności