„Ruski mir” – a co to takiego?
Zacznijmy od wyjaśnienia słowa „mir”. W Słowniku języka polskiego PWN – cytuję: „1. «szacunek i poważanie, jakie ma ktoś u innych ludzi», 2. «zgoda, pokój», 3. «w dawnym prawie polskim: szczególna ochrona przyznawana przez monarchę niektórym osobom lub miejscom», 4. «wspólnota terytorialna u Słowian wschodnich»”.
W języku rosyjskim słowo „mir” zostało zdecydowanie zawłaszczone do określenia pojęcia „świat”. „Ruski mir” = „ruski świat”. Początki koncepcji „ruskiego świata” sięgają wieków średnich, od kiedy ludy podbijane przez Moskwę były jednoczone pod berłem carów w języku rosyjskim i prawosławiu. W XIX i XX wieku oznaczało to wygrywanie konkurencji z Zachodem (ale i z dalekim Wschodem) przez politykę promowania rosyjskości, doprowadzenie do jej ostatecznej dominacji w ówczesnym świecie, a także zjednoczenie krajów słowiańskich pod berłem cara, a później kolejnych rządzących.
Taki był też cel powołania dekretem Putina imperialnego projektu pod nazwą „Fundacji Ruski Mir”, nawiązującego do carskiej Rosji i ZSRR, namaszczonego błogosławieństwem rosyjskiej cerkwi prawosławnej. Istotną rolę mieli odegrać w tym Rosjanie, a generalnie szerzej – ludzie posługujących się językiem rosyjskim. Chodziło o światową dominację rosyjskiej kultury oraz promowanie rosyjskich produktów.
Bardzo mocno wpisał się w tę narrację Fiodor Michajłowicz Dostojewski, powieściopisarz z dominującym ukierunkowaniem na tematy psychologiczne. Zapatrzony początkowo na kulturę zachodnią, został za swoje poglądy osadzony i nawet skazany na śmierć. Skończyło się zesłaniem na katorgę, z której po wielu staraniach ostatecznie został zwolniony. Ale i jakże odmieniony politycznie i społecznie. Zdecydowanie zmienił front w sprawie kultury zachodniej stojąc zdecydowanie za rozwojem kultury wschodniej – rosyjskiej. To Rosja miała promieniować kulturą wschodnioeuropejską, obejmując nią całą Słowiańszczyznę, oczywiście teraz to już pod berłem cara.
Dostojewski znienawidził panów Polaków, którzy życiem katorżniczym płacili za dążenie do wyzwolenia Polski z uścisku caratu. Nie mógł też wybaczyć Polakom przyjęcia kultury zachodniej. Jakże pasuje to do obecnych planów Putina i do wypowiedzi jego politycznych klakierów. Pojawiły się też głosy o tysiącletniej rusofobii Polaków. A za co Polacy mają kochać Rosję? Za Katarzynę I Wielką i kolejnych carów, a w XX wieku – za Lenina i Stalina?
Czysto utopijna koncepcja dawnego „ruskiego miru” okazała się jednak niemożliwa do zrealizowania. Putin pokojowe propagowanie i wygrywanie rosyjskości zmienił więc na topór wojenny. Wymyślił odzyskiwanie siłą ziem zawłaszczonych wcześniej przez moskiewskich carów oraz wchłoniętych później przez państwowy organizm sowieckiej Rosji w wieku XX, a utraconych po rozpadzie ZSRR.
W ramach „ruskiego miru” Putin topi teraz we krwi życie słowiańskich braci Ukraińców, a „przy okazji” także swoich rekrutów oraz zaciężnych krwiożerczych żołnierzy. I chciałaby też nieść krwawy „mir” dalej na Zachód; kto ma być następny – Polska, czy państwa Bałtyckie? A może Bałkany z węgierskim przyczółkiem poddańczego Orbana od zachodu? Wobec zbrojnej agresji na Ukrainę i buńczucznych wypowiedzi agresywnych rosyjskich polityków uznawana i ceniona na świecie rosyjska kultura „odchodzi w niebyt” . A szkoda, bo nikt nie może zaprzeczyć, że w wielu dziedzinach rosyjska literatura, muzyka czy balet, a także nauka, należały do czołowych osiągnięć ludzkości w minionych dwóch wiekach.
Chichot historii polega na tym, że wcześniejszy komunistyczny szpieg jest dzisiaj chrześcijańskim carem Rosji namaszczonym przez prawosławnego patriarchę Wszechrusi. Niestety jest to równocześnie kolejny wielki dramat w historii Homo sapiens, bo pobłogosławieni przez moskiewskiego patriarchę rosyjscy bandyci, niosąc Ukrainie i światu rosyjski „mir”, mordują cywilnych mieszkańców Ukrainy, w tym kobiety i dzieci. A mają przy tym polityczno-religijne przesłanie, że jeżeli sami zostaną zabici, pójdą prosto do nieba. Oto rosyjska wersja chrześcijaństwa na usługach psychopatycznego wodza. Przykład instytucjonalnej służby kościoła ideologii politycznego demagoga – oczywiście ze wzajemnością. Nie pierwszy, nie jedyny i nie ostatni.
Mimo światowego protestu, Putin ma wsparcie w wielu krajach, a przede wszystkim w Rosji. Ale nie dziwmy się – naród rosyjski od wieków był tłamszony niemal boską nieomylnością carów, a później ideologią komunistyczną i propagandą nieomylności kolejnych wodzów. Taka jest cała historia wielkiej moskiewskiej Rosji, której wszyscy mają się bać. Wszyscy wokół, ale i wszyscy wewnątrz wielkiego kraju; władzy należy się bać! Uległa władzy zdecydowana większość Rosjan, wręcz gloryfikuje dzisiaj zarządzane przez moralnie zdegenerowanego Putina ludobójstwo dokonywane na cywilnych mieszkańcach Buczy, Mariupola i innych ukraińskich miast. Zgodnie ze słowami Witolda Jurasza jest to „Ludobójstwo ku chwale ojczyzny”!
Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że największy (obok Kim Dzung Una) współczesny barbarzyńca, psychopatyczny „car” Putin w makabrycznym ludobójstwie mieszkańców Ukrainy ma wsparcie patriarchy rosyjskiego kościoła prawosławnego, Cyryla I. Patriarcha Moskwy i Wszechrusi stwierdził też, że Rosjanie są narodem miłującym pokój, a Putin prowadzi „świętą wojnę”. Cyryl i Putin – jakże dobrana para rządzących w Rosji duszami i ciałami swoich poddanych. Nasuwa mi się pytanie, czy Cyryl I pobłogosławił już Putinowi balistyczą rakietę nazywaną „niszczycielem świata”?
I kolejne pytanie – co na to katolicki papież Franciszek? Znamy wypowiedź z 4.04.2022: „Wszyscy jesteśmy winni!” Tylko tyle? Nie, bo potem Jego wypowiedzi były już tylko gorsze, niby „wyważone”, ale nigdy nie stanął po stronie grabionych i mordowanych Ukraińców, a nawet zastanawiał się, czy Putin nie był sprowokowany do rozpoczęcia zagłady bratniego narodu. I co zostało papieżowi z nauk Jezusa? W tym miejscu mój pozytywny dotychczas wizerunek papieża Franciszka zostaje przez Niego brutalnie zniszczony. Ale jest najważniejsze (od wieków) pytanie – co na to wszystko Pan Bóg? Obie strony deklarują, że wierzą w tego samego Boga; czy jest On po czyjejś stronie?
Wojna prowadzona przez Rosję w Ukrainie pokazuje na nowo jeszcze dwie rzeczy. Pierwsza to akceptacja przez kolejne pokolenia skutecznej formuły rządzenia narodem stłamszonym przez carów, a później przez komunistów. Rosjanie w dużej większości mają zablokowane widzenie dalej niż najbliższe otoczenie oraz zaakceptowali swoją poddańczość rządzącym i mechanizmy przemocy z ich strony. Druga, to rosyjski sposób rozgrywania „sztuki wojennej na hura i do przodu”, bez liczenia się z ludzkimi stratami po swojej stronie.
Najlepszą ilustracją rosyjskiej strategii wojennej była II Wojna Światowa, podczas której złe decyzje Stalina, nieumiejętna taktyka albo jej brak „zaowocowały” 20 milionami zabitych Rosjan. Chwalebna cena za wygranie „wielkiej wojny ojczyźnianej”. Wojna toczona przez Putina w Ukrainie udowadnia nadal brak strategicznego rozeznania, brak logistycznego przygotowania, brak taktyki, deficyt nowoczesnego sprzętu wojennego, a nawet brak współczesnej techniki łączności. Jest natomiast skierowane do użytych poborowych hasło „wpierod za rodinu”, ale czy to Ukraina napadła na Rosję?
Na marginesie napaści Rosji na Ukrainę, relacji gospodarczych Rosji z Chinami oraz pogłębiającego się krytycznego stanu rosyjskiej gospodarki rodzą się kolejne pytania. Jaki stosunek do zaborczej polityki Putina wyrobią sobie sami Rosjanie dotknięci (zwłaszcza w dużych miastach) ograniczeniami w dostępności towarów w sklepach, inflacją i brakiem pieniędzy na przeżycie. Jak długo Rosjanie – powiedzmy z prowincji – otumanieni przez Putina będą akceptować indoktrynację kłamstwami jego mediów? Jak wyhodowani przez Putina rosyjscy oligarchowie (to jego wielkie zaplecze i siła) zareagują na finansowo-gospodarcze szlabany i ponoszone straty? Czy aparatczycy na Kremlu oraz dowodzący armią generałowie pozostaną wierni swojemu batiuszce Putinowi? A może w Rosji rozpęta się kolejne piekło rewolucyjne? Raczej nie, ponieważ Rosjanie są zbyt mocno zastraszeni przez aparat władzy, a potencjalni „rewolucjoniści” skutecznie eliminowani ze społeczeństwa. Żeby było jasne – jestem przeciwnikiem jakichkolwiek rewolucji, zarówno w ludzkich społeczeństwach, jak i w ziemskiej przyrodzie. W obu przypadkach słuszna jest tylko droga ewolucyjna.
Niestety, Rosjanie w dążeniu do zarządzania światem (w miejsce USA) już przegrywają z Chińczykami. Zdaje się, że zamiast w „ruskim świecie” żyjemy już w globalnym świecie zdominowanym ekonomicznie przez Chiny. Zachód próbuje temu się przeciwstawiać, ale czy nie jest już za późno? Nie trzeba było tak bezmyślnie od przełomu XX/XXI wieku lokować swoich technologii w Chinach (bo taniej). Ale o pożerającym nas „chińskim smoku” w kolejnym wpisie.
