Wśród polskich fotografów przyrody dominują ptasiarze; przynajmniej tak mi się wydaje. Uroda i wiosenne trele skrzydlatych aktorów urzekają zresztą nie tylko fotografujących. Pierwszy wpis o moim fotografowaniu ptaków jest poświęcony dudkom. Dla nich i dla innych dziuplaków (gniazdujących w dziuplach i domkach) zapewniłem w obrębie siedliska i poza nim sporo miejsc do gniazdowania, a pokarmu dostarczają liczne zarośla, ugory, łąki, oczka wodne i ogródkowe uprawy.
Przez wiele lat fotografowałem i filmowałem zaprzyjaźnione pary dudków o różnych porach dnia i przy różnym świetle uzbrajając korpus Lumix GX8, teleobiektywem M.Zuiko 40-150 mm f/2,8 oraz Sigmą 100-300 mm f/4, a później niezwykle poręcznym Sony RX10 m4. Pokazane tu zdjecia są wyborem z kilku lat.
Dudki towarzyszyły nam każdej wiosny od początku zasiedlenia przez nas działki. Zakładały nawet gniazdo w starej stodole wchodząc przez dziurę w podwalinie przy samej ziemi. Gniazdowały gdzieś w resztkach słomy po wcześniejszym gospodarstwie. Stodołę rozebraliśmy, musiałem więc zabezpieczyć dudkom lokal zastępczy. Zaprzyjaźniony leśniczy udostępnił mi kawałki martwego dębu z pustym środkiem (dziękuję panie Mariuszu). W jednym z nich nawierciłem zalecany dla dudków otwór (5,5 cm). W kwietniu ustawiłem ją na słupku ok. 1 m nad ziemią, na skraju zadrzewienia kilkadziesiąt metrów od siedliska. Na początku maja zobaczyłem przez okno jak dudki intensywnie uwijają się w poszukiwaniu pokarmu:
I kursują do postawionej przeze mnie dziupli:
Od przedwiośnia chodziłem prawie codziennie do stojącej dalej na łące stałej czatowni na żurawie. Dudki pojawiły się na początku kwietnia i musiały mnie widzieć nie raz. Ja w pobliżu dziupli wcześniej nie widziałem ich ani razu. Ruch obok dziupli był duży. Wcześniej wywoziłem tamtędy ścięte drzewa. Kilkadziesiąt, a nawet kilkanaście metrów przed dziuplą sąsiedzi wypasają krowy. A dudki zasiedliły moją (a właściwie ich) dziuplę bez zastrzeżeń. Uznałem, że mam dudki udomowione. Kilka metrów od dziupli postawiłem lekką przenośna czatownię, do której wchodziłem nie ukrywając się. Dudki nie zawracały sobie zbytnio głowy ani czatownią, ani mną. Zaciekawiło mnie, że zwykle nie przylatywały wprost do dziupli, tylko podlatywały i przysiadywały na gałęziach pobliskich drzew. Dopiero po dłuższej chwili wlatywały do dziupli i karmiły młode wewnątrz. Postanowiłem im ułatwić życie i wbiłem w pobliżu dziupli kołek. Myślę, że dudki były mi bardzo wdzięczne, bo kołek stał się niemal stałym lądowiskiem przed wlotem do dziupli:
Na zdjęciach okazało się, że głównym przynoszonym pokarmem są turkucie podjadki:
Czasem były to również gąsienice:
Od czasu do czasu któreś z rodziców (podejrzewam, że samica) usuwało na zewnątrz odchody niemowląt. Czasem były tylko wyrzucane :
Innym razem ptak odlatywał z pakunkiem gdzieś dalej:
Dość długo czekałem na pokazanie się w otworze dziupli młodych i fotografowanie ich karmienia:
Kilka razy podchodząc do dziupli stwierdziłem, że maluszek nie wykazywał lęku, rozglądał się:
A nawet uważnie mi się przyglądał:
Pewnie dostał od rodziców informację, że nie stanowię zagrożenia.
Z karmieniem jednego nie było problemu, ale po dwóch dniach dołączył drugi maluch i wtedy zaczęły się przepychanki:
Widać było różnicę w wielkości, rozpychaniu się w otworze dziupli i w walce o pokarm. Starsze i większe pisklę walczyło o turkucia z młodszym, ale zauważyłem, że rodzice starają się karmić je równo. Kiedy starsze blokuje dziobem dostęp do młodszego, odlatują ok. metra i wracają celując turkuciem w dziób malucha. Kiedy starsze chce odebrać pokarm młodszemu rodzic blokuje to swoim dużym dziobem. Tego nie spodziewałem się. Czytałem, że młode dudki same przestrzegają kolejności karmienia. Tutaj nic podobnego; myślę, że je za bardzo udomowiłem i młode nabierają ludzkich niegodziwości. Mniejsze pisklę miewało jeszcze kłopoty z połknięciem dużego turkucia.
Czekając na pokarm, nieloty cały czas wyglądały z dziupli:
Kiedy już z daleka widziałynadlatującego rodzica z pokarmem, jak na komendę szeroko otwierały dzioby:
Wkrótce został tylko jeden, który czekając na pokarm bardzo się niecierpliwił:
Obserwowałem, jak jedno z rodziców namawiało go do opuszczenia gniazda siedząc bez pokarmu na kołku i patrząc naprzemian, raz na malucha, raz w przeciwną stronę:
W końcu rodzic odleciał, a malec nadal tkwił w otworze dziupli. Nie wiem jak długo trwało zachęcanie małego do wylotu, ale na drugi dzień dziupla była już pusta.
Po wylocie z dziupli młode dudki lądują zazwyczaj bardzo blisko na ziemi, Ponieważ otoczenie naszej dziupli było gęsto zarośnięte krzakami i jerzynami, musiałem im jakoś pomóc. Żeby im ułatwić życiowy start położyłem koło dziupli kawałek świerkowego pnia. Z wielką przyjemnością zobaczyłem i utrwaliłem, że to lądowisko zostało zaakceptowane:
Później jednak podlot dał nura z pnia w gęse zarośla:
I to był koniec naszej znajomości. Młode zazwyczaj przebywają jakiś czas w pobliżu dziupli i są tam dalej dokarmiane przez rodziców. Niestety, nigdy tego nie udało mi się zaobserwować.