(Przypomnienie wpisu z poprzedniej wersji strony w roku 2015)
Uczestniczę w dyskusjach o fotografowaniu prowadzonych w Szturchańcu Fotograficznym (www.ewaipiotr.pl) chyba od początku jego istnienia. Z Piotrem czasem się zgadzam, czasem się nie zgadzam, ale uważam dyskusje te za bardzo pouczające i inspirujące. Kwintesencja (raczej przekorna) stanowiska Piotra: „Nie ma reguł w kompozycji, więc i łamać nie ma co.” (http://www.ewaipiotr.pl/kompozycja-2/co-jest-nie-tak-z-trojpodzialem/#comments). „Trochę” żeśmy sobie tam podyskutowali. Od lat nie biorę udziału w fotograficznych dyskusjach, zablokowałem je także na swojej stronie. Ukrywanie się za awatarami, obrzucanie błotem i hejtowanie odrzuciło mnie od nich. I tu chcę powiedzieć, że dyskusja z Piotrem należała do wyjątków. Zawierała wyłącznie przeciwstawne argumenty merytoryczne, zawierała też zgody (za mało, ☹). Dziękuję Piotrze.
Nie zgadzam się z jednoznacznie negatywnym stosunkiem Piotra do reguł i zasad kompozycji obrazu, tj. do ich nieistnienia. Celem tego wpisu nie jest jednak detaliczne omawianie zasad kompozycji; od tego są podręczniki. Chciałbym tylko przedstawić, co o stosowaniu tych zasad w fotograficznej praktyce myślę. Do ilustracji wykorzystam głównie przykłady z najbardziej ulubionej przeze mnie fotografii zbliżeniowej.
A zatem, co o tym myślę?
Nie wierzę, że Piotr wierzy w to co napisał, bo że reguły, kanony i zasady w estetyce wytworów ludzkich istnieją można przeczytać w niezliczonych publikacjach i zobaczyć w niezliczonych dziełach człowieka, istnieją również w przyrodzie. Trójpodział czy złoty podział obrazu, z ich mocnymi punktami czy perspektywa liniowa, stosowane były przez mistrzów malarstwa, rzeźby i architektury już od starożytności i są wykorzydtywane nadal. A że łamanie zasad i reguł może często dać zaskakująco ciekawe wyniki, to już inna sprawa.
Muszę się przyznać, że często podczas komponowania kadru włączam pomocniczo układ linii trójpodziału na wyświetlaczu aparatu. Ale nie po to żeby ten trójpodział koniecznie stosować; wolę np. mniej dynamiczny złoty podział. Nieważne czy zastosuję wtedy jakiekolwiek reguły czy też ich nie zastosuję; trójpodział na wyświetlaczu pomaga mi jednak w podejmowaniu decyzji, jak ma wyglądać ostateczny kadr, jak rozmieścić jego elementy, a już na pewno pomaga w trzymaniu pionu i poziomu. Chociaż w tym zakresie lubię korzystać raczej z poziomiczki. Niżej owad (z rodziny kózkowatych) umieszczony w okolicy mocnego punktu złotego podziału kadru:
A tu dwie kózki w dynamicznym ujęciu po lekkim skosie z lewa na prawo, tak jak w kulturze zachodniej piszemy i czytamy:
Do warsztatu fotografów kanony i reguły trafiły z malarstwa. Ale warto przypomnieć, że złoty podział, inaczej podział harmoniczny, określany również jako „boskie proporcje”, znali już greccy filozofowie i matematycy, a stosowali także starożytni rzeźbiarze i architekci jako klucz do harmonii i klasycznego piękna tworzonych dzieł. Złoty podział jest kanonem uniwersalnym; stwierdzono jego istnienie w przyrodzie zanim „stał się człowiek”, ale podlega mu także budowa ludzkiego ciała. Chcąc świadomie uprawiać malarstwo czy fotografię, wypada znać i złoty podział i pozostałe reguły. Pozwalają one komponować klasycznie piękne i harmonijnie zrównoważone obrazy, budować nastrój – wprowadzać wizualny spokój, albo wręcz przeciwnie, stwarzać dynamikę i budować napięcie. Dobrze jest wiedzieć, jak to robić. A że nie wszyscy to lubią czy akceptują, to tylko wzbogaca wachlarz możliwości dla twórców, jeżeli ci znajdują odbiorców swoich prac..
Ale przecież to nie wszystko, jeżeli chodzi o zasady kompozycji. Moim zdaniem są sprawy ważniejsze niż te przytoczone wyżej. Wszystkich nie poruszę (np. perspektywy, kompozycji kształtów, plam kolorów, światłocienia), ale przytoczę te, które dla mnie są akurat szczególnie ważne, a uznawane są chyba przez wszystkich świadomych fotografów. Pierwsza dotyczy umieszczenia w kadrze tylko i tylko tego co naprawdę chcę pokazać. Jest to zasada minimalizmu, czyli eliminacji z kadru wszystkiego co jest „niechciane”. Towarzyszy jej zasada jak najprostszego ujęcia tematu.
Zasadę eliminacji można realizować przez dobór ogniskowej obiektywu i wybór jego punktu widzenia. Działania te mocno wspiera odpowiedni wybór przysłony, co wpływa na głębię ostrości (GO) rejestrowanego obrazu. To ona pozwala selektywnie wyizolować temat i tak rozmyć „niechciane”, żeby nie przeszkadzało w odbiorze tematu fotografii. Kwiaty żurawiny wyizolowane zostały ze zróżnicowanego środowiska przez zastosowanie małej GO:
Od pewnego czasu funkcjonuje w tym zakresie pojęcie bokeh; to niesłychanie ważna sprawa. Wśród specjalistów sprzętowych parametr ten jawi się nawet jako pierwszoplanowy. Kiedy zaczyna się porównywać jakość obiektywów na pierwsze miejsce wysuwa się ich jasność (światłosiłę), czyli maksymalny otwór przysłony, a kiedy mowa o korpusach, wówczas wielkość matrycy. Chodzi przy tym często nie tyle o fotografowanie przy niedostatku światła, co o głębię ostrości, tak jakby to głównie ona decydowała o jakości zdjęcia. Głębia ostrości jest bardzo ważna, o czym było we wpisie nr 7. Dla mnie ważniejsza jest jednak jakość rozmycia tego co jest „niechciane” – jaki jest ten bokeh. Taki, jak na pierwszych trzech zdjęciach.
Podsumujmy; reguły, kanony, zasady i zalecenia istnieją, tylko nie zawsze są one obowiązkowe, i nie należy kurczowo się ich trzymać. Przedstawiłem w bezpośredniej dyskusji z Piotrem: „Myślę, że fotografowany temat i jego otoczenie, plany bliższe i dalsze oraz zamysł fotografa powinny decydować o kompozycji kadru. Najważniejszy jest chyba właśnie ten zamysł.” Na szczęście dla mnie Piotr napisał „ Oczywiście!”. http://www.ewaipiotr.pl/kompozycja-2/co-jest-nie-tak-z-trojpodzialem/#comments
Korzystam i nie korzystam
Jak pokazałem wyżej, korzystam z wypracowanych przez mistrzów kanonów, reguł czy zasad, kiedy mi odpowiadają w konkretnym kadrze, czasem tworzę obrazek przeciw jakiejś zasadzie. Dla mnie ważniejsza od nich jest intuicyjna decyzja, gdzie moim zdaniem powinien być umiejscowiony wizualny punkt ciężkości kadru albo czy ma być tylko jeden czy może być ich więcej, i czy wtedy wszystkie elementy kadru są równie ważne. Oto kadr „nadmiernie przepełniony” zróżnicowanymi elementami i zróżnicowaną :
„Prawomyślna” ocena kadru 5 mogłaby być jedna – tak fotografować nie należy. Kadr jest raczej sprzeczny z zasadami poprawnej fotografii, bo zawiera stanowczo za dużo elementów przyciągających wzrok. Który z nich jest bardziej ważny, a który mniej ważny? Ważne jest tu wszystko; wszystko razem dało kontrast sytuacyjny i zarazem symboliczny. Obrazek jest wyrazem dwóch, konkurujących (czasem) ze sobą, zainteresowań współczesnego mężczyzny – są to dziewczyna i auto. Tutaj wyraźnie widać zróżnicowane (pewnie tylko chwilowo) preferencje obu panów. Osobiście wolę jednak kontrast sytuacyjny innego rodzaju:
Obok kontrastu świateł i cieni możemy czasem wykorzystać dużo ważniejszy kontrast sytuacyjny, zdecydowanie dominujący przy odbiorze zdjęcia. Dzieci na swój sposób przeżywają zetknięcie się z pomnikiem partyzantów na Porytowym Wzgórzu w Lasach Janowskich. Można powiedzieć, że jest to tylko zabawa (może nawet niestosowna) na pomniku, ale w połączeniu z przekazaną im informacją o historii walk partyzantów z niemieckim okupantem będzie dla nich ważnym dokumentem na przyszłość. Zdjęcie oczywiście nie było ustawiane; sytuacja zaistniała spontanicznie.
W fotografii krajobrazu występuje problem rozmieszczenia linii horyzontu i innych linii poziomych – gdzie powinny one przebiegać w kadrze? Czy na poziomie 1/3 od dołu albo 1/3 od góry, bo tak nakazuje zasada trójpodziału? Przy tego typu wyborach przestaję sugerować się zaleceniami. Ważne staje się tylko moje odczucie estetyki konkretnego kadru. Tutaj horyzont pasował mi akurat na poziomie mniej więcej 1/8 od góry, chociaż rozgraniczenie pierwszej i drugiej fali jest rzeczywiście około 1/3 od dołu. Przy okazji jest tu też inny rodzaj kontrastu sytuacyjnego – przechodzenie spokojnego morza (w oddali) w burzliwą falę niedaleko brzegu, która gaśnie na plaży. GO jest duża, a w kadrze panuje wielki wodny bałagan. Ale to on buduje wizualną ekspresję:
Tworzę też własne reguły czy może raczej upodobania (a może przyjmuję cudze?). Panuje powszechnie zalecenie, żeby głównego tematu raczej nie umieszczać w centrum kadru, tylko w jednym z jego mocnych punktów. Panuje też dość powszechnie niechęć do kwadratowych kadrów. Także symetria w fotografii nie jest mile widziana. Tymczasem moim ulubionym kadrem jest właśnie kwadrat z bardzo ciasnym ujęciem tematu. O ciasny kadr kwadratowy prosił się sam kwiat ostropestu plamistego:
Ale temat może być również centralnie umieszczony w prostokącie. Samica pająka darownika przedziwnego z kokonem wypełnionym jajami poprosiła o kadr znacznie luźniejszy w „amerykańskim” prostokącie 3:4:
I jeszcze czasem lubię, kiedy w kadrze zaistnieje symetria; tu szałwia muszkatołowa w prostokącie „europejskim” 2:3:
Wręcz szukam tematów, które należy tak przedstawić, o co w przyrodzie nie jest zresztą trudno:
Kiedy jednak przeglądam swoje archiwum, to jest tam wszystko; są kwadraty i prostokąty (europejskie i amerykańskie), jest spokojna symetria i jest duże napięcie wizualne, jest też złoty podział czy trójpodział i ich mocne punkty. Okazuje się, że to nie ja wybieram proporcje czy kompozycję kadru „bo lubię”. Nie, narzuca mi to sam fotografowany temat. To może zasad i kanonów jednak nie ma, i może to Piotr miał rację (…?). Zasady zanikaja przecież również w naszym życiu społecznym. Człowiek je wymyślił, człowiek je eliminuje. Niezmienne prawa funkcjonują tylko w przyrodzie. Ale może tylko tak mi sie wydaje.