W tym wpisie omówię biologiczny i fizyczny rozwój przedstawicieli rodzaju Homo, koncentrując się na Homo sapiens. Pominę tu jednak zagadnienie naszego rozwoju kulturowego, cywilizacyjnego i technologicznego.
Antropogeneza, czyli ewolucyjne pochodzenie człowieka
Na wstępie należy przypomnieć, że nasz gatunek, razem z razem z najbliższymi nam genetycznie szympansami oraz gorylami i orangutanami, klasyfikowany jest w rodzinie człowiekowatych (Hominidae) w obrębie wysoko rozwiniętych ssaków – w rzędzie naczelnych (Primates).
Rodzina ta obejmuje współczesnych ludzi i małpy człekokształtne (w/w szympansy, goryle, orangutany) oraz ich wymarłych przodków i krewnych. Hominidy wyodrębniły się w erze miocenu, około 20-15 milionów lat temu. Ostatnie badania genetyczne doprowadziły do wydzielenia w rodzinie hominidów plemię homininów (Hominini), które obejmuje rodzaje Homo (współcześnie tylko Homo sapiens, określany również jako człowiek współczesny) i Pana (współczesne szympansy).
Zastanówmy się, w jakich warunkach przez długie kilkanaście milionów lat następował rozwój kolejnych generacji hominidów (a zawężając – homininów) uwieńczony wyjątkowym gatunkiem Homo sapiens. Kolebką współczesnego człowieka jest Afryka, która przed milionami lat była porośnięta rozległymi lasami; dotyczy to nawet dzisiejszej pustyni Sahary. Zatem pierwotnym środowiskiem przyrodniczym wszystkich hominidów były tereny mocno zalesione, które warunkowały u nich dominację pokarmu roślinnego.
W wyniku zmian klimatycznych (prawdopodobnie również kataklizmów) następowało przerzedzanie się lasów, co sprawiło, że wśród typowo leśnych hominidów zaistniała możliwość (być może dla części konieczność?) zmiany sposobu życia. Szacuje się, że nastąpiło to jakieś 6-7 mln lat temu; to wtedy w obrębie rodziny człowiekowatych (hominidae) nastąpiło wydzielenie się podrodziny/plemienia homininów (Homininae)z wyodrębnieniem się rodzaju Homo.
Nie wiemy ile linii oraz ile gatunków pośrednich było przed pojawieniem się Homo sapiens. Prawdopodobnie z przed 3 mln lat pochodzą szczątki Lucy (gatunek Australopithecus afarensis). Dobrze opisany jest gatunek Homo habilis sprzed 2,4–1,4 mln lat i Homo erectus datowany na 1,9 mln–110 tys. lat temu. Ten drugi uznano za przodka kolejnych gatunków z rodzaju Homo, w tym Homo neanderthalensis żyjący w przedziale 400 tys. do 40 tys. lat temu i jako ostatni (między 300 tys. a 200 tys. lat temu) pojawił się nasz gatunek Homo sapiens.
Na wspólnego z szympansami naszego prapraprzodka w podrodzinie homininów wskazuje dziewięćdziesiąt kilka % wspólnego DNA. Ale szympansy zachowały nadrzewny tryb życia, gdzie w koronach wysokich drzew budują gniazda, w których odpoczywają i śpią. Tam głównie zdobywają również pożywienie (owoce). Nasz gatunek obrał albo był zmuszony obrać inną drogę ewolucyjną.
Kataklizm klimatyczny, który dotknął Afrykę wielką suszą około 3 mln lat temu dał początek sawannom. Środowisko to sprzyjało powstaniu nowych gatunków zwierząt znajdujących doskonałe warunki życia na terenach trawiastych. Był to również czas pojawienia się kilku pierwszych gatunków prymitywnych hominidów. Postępujące stepowienie znacznych obszarów Afryki zmusiło te gatunki do przystosowania się do życia na sawannach, a w ostatnich tysiącleciach nawet na pustyniach. Zachodziła w tym czasie zmiana aktywności życiowej, sposobu poruszania się oraz sposobu odżywiania się z coraz większym udziałem pokarmu mięsnego.
Już od czasu pojawienia się Homo habilis, przez ostatnie ponad 2 mln lat dziejów Ziemi, różne gatunki rodzaju Homo ewoluowały, dostosowując się do warunków, które im oferowała przyroda. Przedstawiciele homininów, wychodząc (w kilku podejściach) z Afryki zasiedlali południowe obszary Euroazji. Najstarsze paleolityczne znaleziska (kamienne narzędzia) dowodów tej migracji, datowane na 2,1 mln lat, pochodzą z terenu Chin. Liczne dowody kopalne wskazują na ciągły rozwój technik wytwarzania kamiennych narzędzi przez kolejne gatunki praczłowieka, które jednak na przestrzeni 1-2 mln lat wymarły. Przetrwał tylko jeden gatunek Homo erectus, który dał jednak początek kilku późniejszym gatunkom rodzaju Homo, i którego można uważać za udany pierwowzór człowieka współczesnego.
To ciekawe, współcześnie również my jesteśmy jedynym gatunkiem w obrębie rodzaju Homo, ze śladami tylko dwóch innych, wcześniejszych gatunków. One tysiące lat temu wyginęły, a Homo sapiens dość swobodnie przekraczał różne selekcyjne ograniczenia; jest przy tym wszystkożercą. Dające się zaobserwować różnice rasowe nie mają tu znaczenia. Wręcz przeciwnie, łączenie się ludzi z odległych linii genealogicznych wpływa korzystnie na przyszłe potomstwo. Człowiek współczesny wyróżnia się wielką inteligencją, jako jedyny stworzył kulturę i naukę, umie tworzyć różnorodne życiowe udogodnienia i potrafi żyć w każdej strefie klimatycznej. Zasiedlił wszystkie kontynenty i wyspy nadające się do zamieszkania, a marzy mu się nawet wyemigrowanie poza Ziemię.
Przecież przez pewien czas w niezbyt odległej historii Ziemi (liczonej w setkach i dziesiątkach tysięcy lat) istniały równolegle co najmniej cztery pokrewne gatunki (może raczej podgatunki) człowieka. Do końca XX wieku uznawano, ze były to dwa – Homo sapiens i Homo neanderthalensis. Na początku XXI wieku znaleziono dowody na istnienie w paleolicie jeszcze dwóch – człowieka z denisowej jaskini i człowieka z wyspy Flores.
Rodzą się pytania – skąd na wyspie Flores się wziął mały „hobbita” (Homo floresiensis?), dlaczego był tak mały (wysokości około 1m) i dlaczego zniknął? Miał również bardzo małą czaszkę. Proponowane są różne wyjaśnienia. Proponuje się np. że był to przybyły podczas ostatniego zlodowacenia z Azji kontynentalnej Homo erectus lub nawet Homo sapiens, który na skutek chorób lub niedożywienia na tej małej, izolowanej indonezyjskiej wyspie uzyskał skarlałą postać. Dziwnym zrządzeniem losu ostatnie skamieniałości człowieka z Flores pochodzą z czasu, kiedy kilkadziesiąt tysięcy lat temu człowiek współczesny zasiedlał wyspy Azji Południowowschodniej i dotarł też do Australii. Dlaczego karłowaty „hobbita” zniknął?
Człowiek współczesny zachował w swoim genomie ślady dwóch pokrewnych nam gatunków – neandertalczyków i denisowian. Dowody tego są w naszych genach. W jaskini Sima de los Huesos (Hiszpania) odkryto szczątki praczłowieka sprzed 400 tys. lat, w których zsekwencjonowano najstarsze jak dotąd ludzkie DNA. Należały one do wspólnego przodka późniejszych neandertalczyków i denisowian. Najstarsze zsekwencjonowane DNA neandertalczyka pochodzi z jaskini Kleine Feldhofer (Niemcy) sprzed zaledwie 40 tys. lat.
Najstarsze zsekwencjonowane DNA współczesnego człowieka pochodzące z kolebki ludzkości, z Afryki subsaharyjskiej jest jeszcze późniejsze – sprzed około 20 tys. lat. Czy uda się sięgnąć dalej w przeszłość ludzkich genów? Jest to mało prawdopodobne, ponieważ w gorącym klimacie Afryki trwałość DNA jest bardzo ograniczona. Ale przy okazji kolejne pytanie – dlaczego materiał genetyczny Homo sapiens zawarty jest tylko w 46 chromosomach, podczas gdy u innych naczelnych w 48?
W tym miejscu dużym zaskoczeniem jest nadzieja na odczytanie DNA Homo erectus – protoplasty wszystkich wymienionych tu gatunków człowieka. Gatunek ten, który można uznać za pierwszego prawdziwego człowieka (stąd nazwa rodzajowa Homo), na przestrzeni drugiego miliona lat (licząc wstecz) wyszedł z Afryki i rozprzestrzenił się w na kontynencie euroazjatyckim. Nie wykluczone, że jego geny czekają na odkrycie gdzieś zamrożone w górskich jaskiniach, np. w Chinach.
Dwunożność człowieka współczesnego
Życie hominidów na otwartych sawannach było trudniejsze i bardziej niebezpieczne niż w koronach drzew. Najlepiej przystosowany do życia na otwartych przestrzeniach był Homo erectus (człowiek wyprostowany). W literaturze przedmiotu przyjęto, że zapewniała to dwunożność i wynikająca z niej wyprostowana sylwetka Homo erectus. W porównaniu z nadrzewnymi przodkami (potomne szympansy nadal poruszają się korzystając z czterech kończyn) poruszanie się na dwóch nogach umożliwiało szybkie pokonywanie dużych odległości na otwartym terenie. Miało to być ważne zarówno podczas ucieczki przed zagrożeniem, jak i podczas pogoni za zwierzętami. Czy rzeczywiście to był wystarczający punkt zwrotny w przystosowaniu się do życia na sawannie? Przecież Homo sapiens szybkością poruszania się nawet dzisiaj nie dorównuje zwierzętom czteronożnym. Nie potrafi też wykonywać długich susów, jak czyni to kangur poruszający się na dwóch nogach.
Dzisiejsi mieszkańcy Afryki, którzy zachowali koczowniczo-pasterski (np. Masajowie) lub koczowniczo-zbieracko-łowiecki tryb życia (Buszmeni ludu San, zamieszkujący pustynię Kalahari) są mistrzami, nie szybkości, ale biegu na długich dystansach. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że właśnie wytrwałość (a nie szybkość) poruszania się na dwóch nogach była nową ważną cechą pierwszych homininów.
Dwunożność praludzi była niezwykle korzystna i prawdopodobnie ważniejsza z innych względów. Uwolnione od chodzenia dwie przednie kończyny mogły być wykorzystane do spełnienia nowych praktycznych funkcji, przede wszystkim do wytwarzania i używania narzędzi. Wytwarzanie narzędzi oraz opanowanie ognia dało wielki atut w rozwoju późnych gatunków z rodzaju Homo. Użycie kamiennych narzędzi to równocześnie zmiana funkcji i budowy dłoni rąk po ich uwolnieniu od chodzenia. Palce uzyskały możliwość niezależnego ruchu i silnego obejmowania dowolnych kształtów. Szczególne zmiany dotyczyły ruchliwości i siły nacisku kciuka. Istnieje hipoteza, że nasze dłonie zostały ukształtowane w wyniku używania coraz to nowych narzędzi wynajdowanych przez naszych praprzodków, zwłaszcza do polowania i oprawiania zwierzyny. Po wyjątkowym mózgu (o tym w innym miejscu) to właśnie dłonie uczyniły nas ludźmi.
Jeżeli już jesteśmy przy funkcjach ludzkich kończyn, chciałbym zwrócić uwagę, że inne naczelne nie są typowymi czworonogami. Nie tylko najbliższe nam szympansy, ale również inne małpy mają tylko dwoje nóg, a górne kończyny w ich życiowej aktywności przede wszystkim spełniają funkcję rąk podczas wspinania się na drzewa i skoków między gałęziami. Ich ręce umożliwiają im wykorzystywanie prymitywnych narzędzi – kamieni, patyków, gałęzi. To, że wygodniej im się szybko poruczać używając wszystkich czterech kończyn (bo łatwiej i bezpieczniej) nie przesądza o czworonożności. Używają w tym celu rąk z podwiniętymi kostkami palców. W razie potrzeby małpy też przyjmują pozycję wyprostowaną i poruszają się (czasem nawet biegną) na dwóch nogach. Są przykładem zatrzymania się na jakimś etapie ewolucyjnego rozwoju dwunożności u naczelnych.
Wśród narzędziowych dokonań pierwotnych gatunków z rodzaju Homo, najlepiej udokumentowane są ślady pozostawione przez neandertalczyków, żyjących od przeszło 400 tys. do około 25 tys. lat temu (wg innych danych około 40 tys. lat temu). Są to narzędzia z krzemienia (np. groty do dzid) wykonane techniką łupania. Tak więc zdecydowana dwunożność praludzi; należałoby tłumaczyć raczej potrzebą i doskonaleniem nowego zastosowania przednich kończyn, a nie potrzebą szybszego poruszania się.
Równocześnie z doskonaleniem się rąk i dłoni musiało nastąpić całkowite przekształcenie tylnych kończyn naszych czworonożnych praprzodków. Nastąpiło wydłużanie się i prostowanie nóg oraz zmiana budowy stawu skokowego i stóp z dużym palcem obok pozostałych. Niezbędne było też przekształcenie typowej dla czworonogów podłużnej miednicy w miskowatą – dobrze podtrzymującą brzuch podczas poruszania się na dwóch nogach. Pojawiły się inne nowe cechy to pozbycie się nadmiernego owłosienia i wyewoluowanie sposobu chłodzenia ciała przez pocenie się. Te i inne zmiany następowały stopniowo przez kilka milionów lat.
Początek występowania Homo sapiens lokalizuje się we wschodniej Afryce w rejonie Wielkich Rowów przed ponad 200 tys. lat. Dane z wykopalisk na terenie dzisiejszej Etiopii wskazują na ponad 230 tys. lat. W Maroku znaleziono szczątki ludzkie mające ponad 300 tys. lat. Okazało się jednak, że należą do innego hominida niż Homo sapiens; zbliżonego ale jednak innego. Pojawianie się różnych gatunków hominidów przez całe tysiąclecia kończyło się ich wymieraniem, z jednym tylko wyjątkiem Homo sapiens. Jak na razie, bo wydaje się, że człowiek współczesny sam chce doprowadzić do swojego unicestwienia wynajdując coraz to nowe narzędzia samozagłady oraz nadmiernie eksploatując i wręcz niszcząc przyrodnicze zasoby Ziemi. Każdy gatunek wymiera, jeżeli przestaje istnieć jego naturalne środowisko, a nie jest w stanie przystosować się do jego zmian.
Nie ma większego znaczenia, jaka jest prawda dotycząca początków formowania się naszego gatunku. Mimo postępu metod badawczych prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się kiedy (w czasie) i gdzie dokładnie w Afryce należy umiejscowić nasz początek. Istotne jest natomiast to, że człowiek współczesny jest niezwykle ekspansywny; w ciągu zaledwie ostatnich kilkunastu tysięcy lat opanował wszystkie kontynenty oraz większość wysp na oceanach, które nadawały się do zamieszkania.
Mózg i dwunożność sukcesem, ale i problemem biologicznym człowieka współczesnego
Najważniejsze w rozwoju człowieka współczesnego było wykształcenie się wyjątkowego mózgu. Jest on odpowiedzialny za całokształt kulturowych i technologicznych osiągnieć ludzkości. U Homo sapiens mózg osiągnął (a może jednak przekroczył) krytyczne rozmiary w stosunku do budowy kobiecej miednicy i wielkości kanału rodnego. Według Starego Testamentu – „…w bólach rodzić będziesz…” – niezwykle trudny i bolesny poród u kobiety jest karą za grzech pierworodny. Czyżby Bóg był aż tak okrutny, żeby karać wszystkie pokolenia rodzących kobiet przez całe następne tysiąclecia? W to nie uwierzę. Uczono mnie, że „Bóg jest miłosierny”, że „Bóg jest miłością”.
Jak zatem ten wielki problem ludzkiego porodu tłumaczy nauka? Otóż bardzo bolesny poród u kobiet jest ceną jaką ludzkość płaci za dwunożność. Miednica, po przyjęciu przez praczłowieka pozycji wyprostowanej, przejęła funkcję podparcia dla wszystkich organów w jamie brzusznej i musiała zostać w tym celu ewolucyjnie „przeprojektowana”. Jednakże z drugiej strony ludzki mózg stawał się coraz większy. Kanał rodny u kobiety stawał się dla coraz większej głowy noworodka coraz bardziej za ciasny. „Stało się” nieukniknione – bolesne porody. Tak trudnych porodów nie mają żadne inne ssaki, gdyż ich poruszające się na czterech nogach samice, mają budowę miednicy znacznie bardziej funkcjonalną w tym zakresie. Ale przede wszystkim głowy ich potomstwa, mimo znacznie wyższego poziomu rozwoju niż ludzkiego dziecka, nie przekroczyły krytycznego rozmiaru kanału rodnego matek.
Napisałem „…znacznie wyższego poziomu rozwoju niż ludzkiego dziecka…„ – jak można tak napisać czy nawet pomyśleć. Otóż próba ewolucyjnego dostosowania w tym zakresie sprawiła, że okres życia płodowego u człowieka został bardzo skrócony i poród następuje na długo przed pełnym uformowaniem się czaszki i mózgu. W czasie porodu czaszka ludzkiego noworodka jest jeszcze nie tylko nie w pełni ukształtowana, a dla pokonania trudnej drogi również nie jest jeszcze zrośnięta. Pod względem fizycznego etapu rozwoju mózgu ludzki noworodek, na tle innych ssaków, jest zawsze wcześniakiem, który wymaga bardzo troskliwej wielomiesięcznej opieki, zanim po około roku zacznie uczyć się chodzić i nabywać inne najprostsze umiejętności.
Takiej nieporadności nie znajdziemy u żadnego innego gatunku ssaka, nawet u tych najbardziej z nami biologicznie spokrewnionych. Inne ssaki rodzą się zaskakująco gotowe do samodzielnego poruszania się oraz z natychmiastowym nawiązywaniem fizycznego kontaktu z matką. Mija kilka-kilkadziesiąt minut i zwierzęcy noworodek jest sprawny fizycznie, sam znajduje sutki z mlekiem, często może nawet biec za matką. Ocenia się, że ludzki noworodek mógłby dorównać pod tym względem noworodkom innych ssaków, gdyby ciąża u kobiety trwała około 21 miesięcy. Wtedy jednak, ze względu na wielkość głowy jego poród byłby niemożliwy. Kompromisowe rozwiązanie, jakie zostało nam zafundowane sprawia, że nieporadne ciało ludzkiego noworodka musi czekać na rozwój mózgu już poza ciałem matki. Dopiero wtedy zaczynają dochodzić do głosu wyśrubowane, wyjątkowe ludzkie możliwości.
Jest oczywiście cesarskie cięcie, które może być uzasadnione, ale jest wyborem zła koniecznego, podejmowanego dla ratowania życia noworodka, czasem i matki. Napisałem „zła koniecznego”, bowiem cena biologiczna, jaką płaci wtedy noworodek jest bardzo wysoka – nie otrzymuje w czasie porodu od matki jakże ważnej naturalnej ludzkiej mikroflory, jest za to narażony na zmasowany atak przypadkowych drobnoustrojów z otoczenia. Homo sapiens, nie uciekaj od sprzyjającej ci przyrody. Teoretycznie można by oczywiście oczekiwać naturalnej, ewolucyjnej selekcji kobiet o powiększonej miednicy i z większym kanałem rodnym, ale jak długo musiałoby to potrwać? I czy te kobiety pogodziłyby się z np. półtoraroczną ciążą i kaczkowatym chodem, wymuszonym poszerzoną miednicą?
Chociaż trudne, tak bolesne jak u człowieka porody, u ssaków w przyrodzie nie występują, występują jednak czasem u zwierząt hodowlanych. I to z winy człowieka, który wymusza biologicznie niekorzystną selekcję w kierunku uznanym przez siebie za celowy i potrzebny. Komu potrzebna była np. bezmyślna selekcja, wbrew biologii, takich ras psów jak buldog, boston terier czy mops? U noworodków tych ras doprowadziła ona do konieczności częstych porodów metodą „cesarki”. Podobne trudności mogą występować u niektórych doskonalonych użytkowo ras bydła.
Jeżeli jesteśmy już przy ludzkiej prokreacji zwrócę uwagę na drugi, bardzo alarmujący sygnał prowadzący do samoograniczania się rozrodczości człowieka. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat drastycznie spada u mężczyzn ilość i żywotność wytwarzanych plemników. Na pierwszy miejscu są Stany Zjednoczone. Z badań wynika, że przyczyna leży m.in. w odkładaniu się w ludzkich organizmach toksycznych produktów sztucznej chemizacji Ziemi. W Europie jest podobno lepiej, bo mamy bardziej restrykcyjne przepisy dopuszczające produkty przemysłu chemicznego do powszechnego użycia, jak również do spożycia.
Czy tylko to? Nie, również otyłość, rodzaj diety, używki, alkohol i narkotyki czy życie w stresie. Ale najciekawsze, że za ograniczanie męskiej zdolności rozrodczej wzięła się, „mądrzejsza” od przyrody, moda. Popatrzmy na umiejscowienie organów płciowych u samców ssaków, których duża aktywność życiowa często prowadzi do przegrzania organizmu. W odpowiedzi mądra natura (czytaj dobór selekcyjny) doprowadziła do umieszczenia produkujących plemniki jąder na zewnątrz głównej masy ciała, co zapobiega ich przegrzewaniu i zapewnia plemnikom żywotność.
Tak zatem jest też u człowieka, ale za sprawą ubrań i ogłupiającej mody pojawił się problem. To co zakładamy bezpośrednio na nasze ciało powinno być, nawet ze względów higienicznych, dostatecznie luźne i wykonane z włókien naturalnych. Ale Homo sapiens wynalazł dla mężczyzn (celem ograniczenia nadmiernego rozmnażania się?) autorski, bardzo skuteczny „ręczny hamulec”. Przecież człowiek „nie jest częścią natury”, nie jest „jakimś tam zwierzęciem” – i swoje wie – wymyślił dla mężczyzn obcisłe slipy i upakował w nich męskie genitalia. Luźną, „oddychającą” bieliznę z lnianej czy bawełnianej tkaniny zastąpił syntetycznym więzieniem wyprodukowanym – a jakże – z ropy. Na to jeszcze obcisłe, ściśle dopasowane spodnie. Są tu nawet niby korzyści – zmniejszone zużycie materiału.
Problem dotyczy zresztą również (a może przede wszystkim) kobiet, gdzie szczytem mody są obcisłe majtki, a w XX wieku stały się stringi i bardzo obcisłe spodnie. Tylko, że w tym przypadku oszczędności moglibyśmy sobie podarować choćby na rzecz wygody i higieny osobistej. Obcisła bielizna z materiałów syntetycznych to brak wymiany gazowej, podrażnienia, gromadzenie się wilgoci i duże zagrożenie infekcji. Co za głupota, tyle że mieści się już nie tyle w osobistych wyborach, ile w lansowanej modzie i w dyktacie producentów. I jeszcze raz podkreślę, że surowcem do produkcji tkanin syntetycznych jest ropa naftowa. Tak chemia przerobu ograniczonych, bo nieodnawialnych zasobów naturalnych, wpuściła nas w tunel, który ma tylko jedno wyjście – do tyłu.
Wracam do historii ludzkiego mózgu w aspekcie zmian genetycznych u naczelnych. Genom człowieka współczesnego ma 15 genów nie występujących u żadnych innych naczelnych, nawet u genetycznie najbliższych nam szympansów. W jednym z tych genów – ARHGAP11A zaistniała punktowa mutacja do ARHGAP11B już u Homo erectus jakieś 5 mln lat temu przed rozejściem się linii prowadzących do neandertalczyka i do Homo sapiens. Przez długi czas nie wywołała ona jednak przyrostu neuronów i rozrostu mózgu u człowiekowatych. Dopiero jakieś 1,5 mln lat temu w genie ARHGAP11B zaszła kolejna mutacja punktowa, która jest odpowiedzialna za zwiększone namnażanie w mózgu prekursorowych dla komórek macierzystych neuronów. Efektem jest rozrost kory nowej w mózgu, która jest odpowiedzialna za inteligencję. Przyjmuje się, że ta jedna mutacja jest odpowiedzialna za nasze możliwości poznawcze i twórcze, za wytworzenie języka mówionego i za myślenie abstrakcyjne; no i za naszą dominację nad przyrodą ożywioną i nieożywioną.
A zatem, z jednej stronny, rozwój powiększonego ludzkiego mózgu uwarunkowany jest wzrastającemu udziałowi w pożywieniu wysoko energetycznego, łatwo strawnego pokarmu mięsnego przygotowywanego z udziałem ognia. Z drugiej, natomiast, jego możliwości intelektualne przypisywane są punktowym zmianom mutacyjnym. Co ciekawe, istnieje podejrzenie, że decydować o tym może nie tyle wielkość naszego mózgu, co wytworzenie się nowej skomplikowanej sieci połączeń między neuronami.
Konfrontacja dwóch gatunków rodzaju Homo
Dlaczego jednak dwa gatunki Homo neanderthalensis i Homo sapiens, które wyeluowały znacznie później, tak bardzo różniły się w swoim dalszym rozwoju? Badania porównawcze czaszek obu gatunków wykazały istotne różnice w strukturach mózgowych. Homo neanderthalensis miał słabo rozwinięty płat czołowy, a to sugeruje, że miał mniejsze zdolności poznawcze i organizacyjne. Był znacznie mniej od Homo sapiens inteligentny; prawdopodobnie nie rozwinął wystarczająco mowy i nie był zdolny do wytworzenia wystarczającej kultury, co jest uwarunkowane istnieniem inteligencji społecznej. Pozwala ona na uczenie się, gromadzenie wiedzy i umiejętności oraz przekazywanie jej z pokolenia na pokolenie.
Wynika stąd, że mutacja stworzyła tylko potencjalne możliwości dalszego rozwoju człowieka. Może musiały zaistnieć inne, dodatkowe czynniki oddziałujące na te dwie populacje rodzaju Homo. Być może neandertalczyk za wcześnie opuścił macierzysty kontynent. Prawdopodobnie początkowy rozwój gatunku Homo sapiens trwał tysiące lat w Afryce pod presją innych warunków środowiskowych. Dalszy szybki rozwój człowieka rozumnego należy uznać raczej za ewolucję kulturową, a nie biologiczną.
Wygląda na to, że mózg neandertalczyka został ukształtowany na bycie częścią natury, podczas gdy nasz stymulował nas do zapanowania nad ziemską przyrodą, a teraz – kiedy kończymy niszczyć jej zasoby – sugeruje nam nawet opuszczenie Ziemi. To może nie Homo sapiens ewoluuje w kierunku Homo perniciosus (człowiek niszczący).
Neandertalczyk prowadził nomadyczny, zbieracko-łowiecki tryb życia w małych grupach liczących 20-30 spokrewnionych osób. Grupy te okresowo spotykały się, wymieniały między sobą w jakiejś formie informacje oraz dochodziło do zawierania nowych związków rodzinnych. Ale przecież do naszych czasów takie bardzo ograniczone życie społeczne przetrwało również u różnych plemion człowieka współczesnego, np. u amerykańskich Indian czy rdzennych mieszkańców Syberii. Na rozległych obszarach północno-zachodniej Syberii za Uralem grupy Samojedów (Nieńców) do dzisiaj przemieszczają się razem ze swoimi stadami półdzikich reniferów, szukając dla nich pastwisk.
Człowiek współczesny, w sprzyjających warunkach, potrafił jednak zorganizować się w duże grupy plemienne kierowane przez wojowniczych przywódców oraz podbijać i wchłaniać sąsiednie tereny, tworzyć związki plemienne, a następnie organizmy państwowe. Ważną rolę w tym odegrały wierzenia i tworzone przez Homo sapiens religie. Człowiek współczesny, dzięki wynalezieniu rolnictwa, przeszedł od nomadycznego życia zbieracko-łowieckiego do trybu osiadłego i zaczął budować miasta. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu tysięcy lat (w skali czasowej planety jest to „mgnienie oka”) rozwinął kulturę, a następnie naukę, dzięki której mógł opracowywać nowe rozwiązania technologiczne i tworzyć nowe, coraz doskonalsze narzędzia i maszyny, a nawet zacząć penetrować kosmos. A wszystko to, ponieważ ludzki mózg umożliwił powstanie języka (a właściwie tysięcy języków), gromadzenie wiedzy i jej przekazywanie z pokolenia na pokolenie. Zaistniała inteligencja społeczna. Homo sapiens swoim mózgiem nadrabia z nawiązką swoje znacznie gorsze osiągi fizyczne w porównaniu z innymi naczelnymi.
Wracam do genetyki. To ciekawe, że w organizmie człowieka współczesnego funkcjonuje około 30 tys. genów (wg różnych źródeł od 20 tys. do ponad 40 tys.) kodujących ludzkie białka. Stanowi to zaledwie do 2% całego naszego DNA, które pozwala na lokalizację około miliarda genów (całość jest określana jako genom człowieka). Kiedyś tę olbrzymią „resztę” określano nawet jako śmieciowy DNA. Ale skąd taki pomysł?
Mamy coraz większą wiedzę o naszym genomie, ale nadal jest ona bardzo skromna. Wiemy już jednak, że znajdują się tam instrukcje dotyczące funkcjonowania i ekspresji genów kodujących nasze białka. Szuka się tam również informacji dotyczących naszych chorób genetycznych, ale nie tylko. Czy w naszym DNA nie jest zapisana zarówno nasza przeszłość, jak i potencjalna przyszłość?
Czy jest to zapis historii ewolucyjnych zmian genetycznych, przez które przeszliśmy, żeby stać się Homo sapiens? Dzisiaj ta „reszta” naszego DNA, istniejąca obok „właściwych” genów, pozwala przecież na badanie filogenetycznych powiązań współczesnego człowieka z pradawnymi hominidami, jak również z innymi ziemskimi organizmami. A zatem „reszta” DNA zawierałaby zapis przeszłości wspólnej dla minionych form ziemskiego życia. Inny punkt widzenia „reszty” ludzkiego DNA może sugerować, że zawarty jest tam potencjał naszego dalszego rozwoju. W obu przypadkach posunąłem się jednak chyba za daleko.
Pytań bez odpowiedzi dotyczących ludzkiego mózgu jest więcej. Dlaczego na przestrzeni ostatnich kilku tysięcy lat ludzkie DNA ewoluuje szybciej niż przez setki tysięcy lat wcześniej? Jak wytłumaczyć rzadkie bo rzadkie, ale jednak ujawniające się u Homo sapiens przypadki superwrażliwości zmysłów, np. węchu, słuchu czy wzroku. Czy mózg może odbierać sygnały z otoczenia bez udziału zmysłów? Jak wytłumaczyć pozazmysłowe zdolności do telepatii, telekinezy, a nawet „widzenia” (czy może raczej odczuwania otoczenia) z pominięciem oczu? Czy tzw. jasnowidzenie istnieje naprawdę? Jak wytłumaczyć na poziomie genetyki występowanie wyjątkowych uzdolnień pamięciowych czy obliczeniowych u osób upośledzonych z zespołem Downa? Mamy dużą wiedzę na temat naszej biologii, ale nasza niewiedza w tym zakresie jest przeogromna.
Wracam do dziejów naszej „rodziny” gatunków z rodzaju Homo. Zaczynam oczywiście od Homo sapiens. Wyjątkowy gatunek Homo sapiens przed ok. 100-80 tys. lat zasiedlił Bliski Wschód, a następnie południową Azję i przed ok. 70-60 tys. lat dotarł do Australii., Po wyjściu z Afryki, miejscem z którego nastąpiła ekspansja współczesnego człowieka w wielu kierunkach były prawdopodobnie wybrzeża subkontynentu indyjskiego. Dowody na zasiedlenie Europy przez Homo sapiens sięgają wstecz około 60-40 tys. lat. Przez kolejne około 20-40 tys. lat człowiek współczesny żył tu równolegle ze starszym o około 300 tys. lat gatunkiem czy też podgatunkiem Homo (sapiens) neanderthalensis.
To jak ludzie naszego gatunku przemieszczali się oraz w jakich warunkach przyrodniczych znajdowali dogodne siedliska i jak odżywiali się, zdecydowało o naszej biologicznej konstytucji i różnicach w wyglądzie zewnętrznym. Praludzie przemieszczali się prawdopodobnie głównie brzegami mórz i oceanów, jezior i rzek; ale również przekraczali rzeki i przepływali morza oraz wkraczali na tereny stepowe, ale i lesiste. Z czasem zasiedlali również mało gościnne obszary górzyste i niegościnne pustynie. Wszędzie warunkiem przetrwania było to samo – dostępność wody i pokarmu. Podstawą wyżywienia Homo sapiens w tym rozprzestrzenianiu się były zarówno rośliny (zbieractwo), jak i zwierzęta (myślistwo). Podstawowe ubrania robili ze skór, a później także z surowców roślinnych.
Przez długie dziesiątki tysięcy lat migracji następowało powolne przystosowywanie się człowieka współczesnego do zasiedlanych środowisk, nabywanie nowych umiejętności przetrwania, wytwarzanie coraz to nowych, doskonalszych narzędzi i roztaczanie swojego panowania na zajętych obszarach. W uproszczeniu można powiedzieć, że ślady naszej drogi biologicznego rozwoju mamy w genach, a na pewno mamy je w naszych ciałach.
Nasz gatunek, dzięki swojemu mózgowi, dokonał całkowitego podboju i zdominowania Ziemi, mimo że na tle innych współczesnych gatunków jesteśmy biologicznymi słabeuszami. Tym czasem przez ostatnie 10-12 tysięcy lat nastąpił wzrost liczby ludzi i przyspieszenie rozwoju cywilizacyjnego – najpierw na dużych obszarach Euroazji, a później także na innych kontynentach. Początek dała tzw. rewolucja neolityczna na obszarze „żyznego półksiężyca”, dzięki rozwojowi rolnictwa i hodowli zwierząt na starożytnym Bilskim Wschodzie – od Egiptu po Mezopotamię. Sprzyjał temu osiadły tryb życia wynikający z produkcji, a później nadprodukcji żywności. W celu zaspokojenia rosnących potrzeb szybko wzrastającej populacji Homo sapiens w tym czasie rozpoczęło się bardzo intensywne przekształcanie pierwotnego naturalnego środowiska na rolniczo-pasterskie.
Z opóźnieniem około 5 tys. lat rolnictwo, umożliwiające osiadły tryb życia, zaczęły rozwijać niektóre plemiona środkowo amerykańskie i południowoamerykańskie. To z tamtych obszarów pochodzą nasze ziemniaki, kukurydza, pomidory, dyniowate, fasola, kakao, bawełna. Na obszarze współczesnego Peru opanowano nawet chów zwierząt – alpak dla wełny, skór i mięsa oraz lam jako zwierząt jucznych. Nawet na obszarze Amazonii półosiadły lub osiadły tryb życia prowadziły plemiona korzystające z obfitości zasobów zwierzęcych i roślinnych.
Nie wszystkie grupy Homo sapiens zaakceptowały osiadły – wiejski, a później także miejski tryb życia. Na rozległych stepach Azji, sawannach Afryki, preriach Ameryki Północnej i w Australii lepszym rozwiązaniem było życie nomadyczne. Jeszcze dzisiaj jesteśmy tego świadkami. Przez tysiące lat Ziemia zapewniała dostatecznie dużo miejsca na obydwa rozwiązania. Dzisiaj jednak już tak nie jest.
Przez pierwsze 10 tysięcy lat dominacji osiadłego życia ludzka populacja wzrosła z ok. 4 do ok. 200 mln. W XVI wieku było nas już około 500 mln; Europejczycy rozpoczęli wtedy wielką ekspansję na nowe kontynenty. Od XVII wieku ludzka populacja zaczęła rosnąć wykładniczo. 1 mld osiągnęła pod koniec XIX wieku, a 7 mld w roku 2011. Dzisiaj, po zaledwie 11 latach, jest nas 8 mld. Takie tempo wzrostu ludzkiej populacji stało się to możliwe dzięki rewolucji przemysłowej, która nabierała rozpędu w wieku XIX i wielkiego przyśpieszenia w wieku XX. Ostatnie 150 lat wyróżnia się przyspieszającą industrializacją i związaną z tym szybką urbanizacją. Drugim filarem dynamiki wzrostu naszej populacji jest medycyna, ratująca ludzi przed śmiercią – od noworodków począwszy, a na seniorach kończąc. Sam już należę do tych drugich o uratowanym przez lekarzy życiu, ale zadaję sobie teraz pytanie – jak długo jeszcze Matka Ziemia to wytrzyma?
A pozostałe gatunki z rodzaju Homo? Obok neandertalczyka, pierwotnym gatunkiem człowieka zasiedlającym wschodnią Azję równocześnie z człowiekiem współczesnym byli denisowianie. Nazwa od znaleziska w „denisowej jaskini” w górach Ałataju, w której miał mieszkać legendarny pustelnik Denis (a dokładniej Dionizy) w XVIII wieku. Ich genetyczne ślady zawierają współcześni ludzie zamieszkujący Azję centralną i wschodnią, australijscy Aborygeni, Papuasi na Nowej Gwinei oraz pozostali rodowici mieszkańcy wysp Azji Południowo-Wschodniej i Oceanii. Denisowianie krzyżowali się z neandertalczykami, a być może też z Homo sapiens.
Jeżeli mamy niezbite dowody na przetrwanie genetycznych śladów krzyżowania się z nami dwóch innych „linii” z rodzaju Homo, to z dużym prawdopodobieństwem należałoby uznać, że wszystkie trzy „linie” są właściwie podgatunkami Homo sapiens. Obecnie człowiek neandertalski klasyfikowany jest zamiennie jako oddzielny gatunek Homo neanderthalensis lub jako podgatunek Homo sapiens neanderthalensis. Konsekwentnie, człowiek współczesny – gatunek Homo sapiens,określany jest ostatnio czazsem również jako podgatunek Homo sapiens sapiens (człowiek rozumny właściwy). Denisowianom, jak dotąd, nie przyznano nazwy gatunkowej. Człowiek współczesny zachował cechy przejęte od swoich genealogicznych kuzynów, które okazały się korzystne dla przetrwania w nowych warunkach na stopniowo zasiedlanych obszarach Euroazji. Czy obok wymiany genów eliminowane były niektóre nasze pierwotne, ale niekorzystne?
Odkrycia z wyspy Flores wskazują, że kiedy człowiek współczesny intensywnie zasiedlał Ziemię, jeszcze przed kilkudziesięciu tysiącami lat żył tam czwarty przedstawiciel rodzaju Homo – Homo floresiensis. Przypuszcza się, że był to gatunek wywodzący się od Homo erectus, żyjący w izolacji tylko na jednej wyspie i skarłowacony na skutek niedoborów żywieniowych. Wyróżnianie gatunków w obrębie rodzaju Homo oraz ustalanie powiązań między nimi jest sprawą paleoantropologii, biologii, genetyki oraz domniemań. Jedno jest oczywiste – żaden z wcześniejszych gatunków zaliczanych do rodzaju Homo nie przetrwał, tymczasem Ziemię zdominował najmłodszy – Homo sapiens sapiens.
Jeżeli człowiek współczesny ma geny nabyte na drodze krzyżowania od co najmniej dwóch gatunków (czy podgatunków), należy sądzić, że powszechnie przyjęta w biologii definicja gatunku w oparciu o wewnątrzgatunkowe kryterium możliwości prokreacji nie jest właściwa. Albo inaczej – na etapie różnicowania się pierwotnego gatunku nie musi istnieć wyraźna, ostra granica między powstającymi blisko spokrewnionymi gatunkami. Na początkowym etapie różnicowania można oczekiwać zdolności do wydawania płodnego potomstwa przez krzyżowane się bliskich odgałęzień drzewa genealogicznego. W tym tekście wrócę jednak do klasycznej wersji naszej nazwy gatunkowej Homo sapiens.
Puśćmy teraz wodzę fantazji – wygląda to tak, jakby od 2,5-3 mln lat, co jakiś czas, ponawiane były kolejne próby doskonalenia się hominidów w obrębie najmłodszego rodzaju Homo (ludzie). Czy wersje, które wymierały, okazywały się niezdolne do przystosowywania się do zmieniających się warunków? I jaki był mechanizm doskonalenia się Homo sapiens? Czy chodziło o dostosowanie biologiczno-fizyczne rodzaju ludzkiego do życia w harmonii z przyrodą Ziemi? Prehistoryczne mity wywodzą człowieka od bogów lub boskich wysłańców. Religie monoteistyczne nauczają, że człowiek jest jaki jest ponieważ stworzył go Bóg oraz to Bóg kierował i nadal kieruje jego losem na Ziemi. Znawcy UFO i pozaziemskich istot wizytujących Ziemię twierdzą, że to oni są odpowiedzialni za nasze zmiany genetyczne zgodnie z planem „obcych”. Można wybierać, co komu pasuje.
My pozostańmy przy ewolucyjnym doskonaleniu i selekcji naturalnej w obrębie rodzaju Homo na drodze doboru naturalnego. Dzięki umiejętności dostosowania się do zróżnicowanych warunków na Ziemi Homo sapiens rozprzestrzenił się na całym globie i potrafi przetrwać w najbardziej niekorzystnych warunkach. Osiągnął najwyższy stopień inteligencji u rodzaju Homo ponieważ do inteligencji osobniczej dodał inteligencję społeczną przez uczenie się od poprzednich pokoleń i przekazywanie wiedzy między sobą. Najmłodszy gatunek Homo sapiens trwa na Ziemi najkrócej, ale najlepiej wykorzystał zmienność genetyczną. Chodzi tu przede wszystkim o zmiany dotyczące mózgu człowieka, ale do tego wrócę niżej.
Tu chcę tylko podkreślić, że jako jedyny gatunek wytworzył kulturę, wkroczył w świat duchowości oraz stworzył wielkie cywilizacje. Niestety, równolegle do wzniosłych dokonań, do perfekcji opanował nienawiść do drugiego człowieka, morderstwa, wojny, a nawet ludobójstwo. I tu mam pytanie – czy biologiczny dobór naturalny u Homo sapiens nadal działa? Jeżeli tak, to w jakim kierunku? Ponieważ przestaliśmy żyć w zgodzie z przyrodą i stworzyliśmy sobie świat stechnicyzowany, to może jesteśmy na etapie doboru, nie naturalnego, tylko kulturowego i cywilizacyjnego. Dobór naturalny przestał działać również za sprawą współczesnej medycyny. Jak te dwa czynniki pokierują losem człowieka i Ziemi?
W tym miejscu warto zwrócić uwagę na ewolucję Homo sapiens w innym kontekście niż przez dobór naturalny. Przed stu laty zaistniał pomysł, że człowiek jest siłą sprawczą nowego rodzaju zmian zachodzących na naszej planecie. Od miliardów lat Ziemia zmienia się, czyli ewoluuje w sensie geologicznym (mamy materię nieożywioną – geosferę), biologicznym (żywe organizmy – biosferę), a teraz jesteśmy świadkami globalnych zmian dokonywanych przez nas za sprawą naszego rozumu, naszej inteligencji, kultury, nauki i technologii. Skala tych zmian mogła początkowo budzić podziw i zachwyt, ale w XXI wieku zaczęła budzić niepokój i strach jeżeli chodzi o przyszłość ludzkości, ale przecież również Ziemi. Ten nowy stan kreślono jako noosferę (sferę ludzkiego rozumu). A w odniesieniu do dotychczasowego i dalszego rozwoju Homo sapiens zaproponowano pojęcie ewolucji kulturowej.
Cały ten kierunek rozważań, w gruncie rzeczy filozoficznych, traktowany był raczej w kategoriach pozytywnych – racjonalnego rozwoju i postępu (przede wszystkim technologicznego). Ale oto, w XXI wieku do głosu dochodzi koncepcja antropocenu – epoki w sensie geologicznym. Nasza aktywność technologiczna wpływa na stan geologiczny Ziemi. Tak wpływa, ale czy antropocen można uznawać za epokę w sensie geologicznym? O wiele większy wpływ mamy na życie biologiczne naszej planety – na biosferę. I tu przechodzimy od odczuć pozytywnych w koncepcji noosfery do ocen zdecydowanie negatywnych. Zostawmy antropocen, uważam, że znacznie groźniej brzmi promowany przez tak wielu decydentów (a za nimi przyjmowany przez rzesze zwykłych ludzi) antropocentryzm – człowiek centrum wszechrzeczy. Tu jednak mocno do głosu dochodzi egocentryzm i egoizm.
Po tym niezbyt przyjemnym wątku wolę wrócić do naszych prehistorycznych przodków. Homo sapiens zaczął przemieszczać się ze swojej afrykańskiej kolebki na północ jakieś 150-200 tys. lat temu zasiedlając powoli kolejne połacie Euroazji. W tym czasie jej wielkie przestrzenie zasiedlał już w dużym rozproszeniu neandertalczyk, który opuścił Afrykę przed ponad 400 tysięcy lat, docierając aż do Syberii. Ponieważ miał dużo więcej czasu na adaptację, był prawdopodobnie znacznie lepiej przystosowany do życia w chłodnym czy wręcz zimnym klimacie na północy. Warto poświęcić mu nieco więcej uwagi.
Neandertalczyk był od człowieka współczesnego niższy, ale znacznie silniejszy; wyróżniał się mocną, krępą i muskularną budową ciała, miał potężną klatkę piersiową i wielkie płuca. Dobrze znosił klimat ostatniej epoki lodowcowej, która trwała około 80 tysięcy lat. Wytwarzał krzemienne narzędzia. Wynalazł dzidę, przy pomocy której (rzucając nią z bliskiej odległości) polował na duże zwierzęta, w tym mamuty (prawdopodobnie młode lub chore). Potrafił gromadzić zapasy energetyczne dzięki odkładaniu tkanki tłuszczowej. Istnieje podejrzenie, że tendencja do otyłości u człowieka współczesnego może być związana z przejęciem odpowiednich genów od neandertalczyka w procesie krzyżowania się obu gatunków. Nie wykluczone, że po zetknięciu się z naszym starszym euroazjatyckim „kuzynem” w nowym środowisku, przejęliśmy od niego również genetycznie uwarunkowaną odporność na nowe dla nas patogeny.
Dlaczego zatem fizycznie słabszy Homo sapiens przetrwał i opanował całą planetę, podczas gdy nie przetrwał lepiej przystosowany fizycznie i dobrze wkomponowany w przyrodę człowiek neandertalski? Zadziwiające jest to, że neandertalczyk miał mózg większy od naszego, ale wyginął pod koniec epoki lodowcowej, około 20 tysięcy lat temu. Człowiek współczesny okazał się bardziej inteligentny, wytwarzał doskonalsze narzędzia oraz skuteczniejszy oręż do polowania. Poza tym w odróżnieniu od neandertalczyków nauczył się szyć ze skóry ubrania, wynalazł bowiem igłę. W mroźnym klimacie epoki lodowcowej zapewniały one lepszy komfort termiczny niż proste okrycie się skórą. Ale myślę, że jest jeszcze „coś”.
Neandertalczyk, prowadząc nomadyczny tryb życie przemieszczał się za źródłem pokarmu w małych grupach rodzinnych. Nie stworzył większych społeczeństw i nie wytworzył inteligencji społecznej. Prawdopodobnie, niezależnie od okazjonalnych aktów wymiany genów z Homo sapiens, był też spychany przez bardziej społecznego i bardziej ekspansywnego młodszego „kuzyna” na mniej dogodne do życia kresy zajmowanych wcześniej terytoriów. Doskonały przykładem są tu ostanie ślady życia neandertalczyków w nadmorskich jaskiniach na Gibraltarze.
Poza tym, niewielka liczebność grup i ich duże rozproszenie prowadziły do krewniaczego rozmnażanie się w obrębie małych izolowanych grup rodzinnych. Była to prosta droga do wystąpienia genetycznej degeneracji neandertalczyków, występowania chorób genetycznych i dużej śmiertelności.
Neandertalczyk starał się tylko dopasowywać do warunków przyrodniczych, natomiast człowiek współczesny zaczął przyrodę sobie podporządkowywać. Najlepsze historycznie współczesne dowody mamy na przykładzie pierwotnych plemion amerykańskich, które umiały zagospodarować przyrodę do swoich potrzeb. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że eksploatując zasoby przyrodnicze, nie doprowadzali do ich wyniszczenia, ale stwarzali warunki do wytworzenia się nowego stanu równowagi ekologicznej. Niszczycielskie piętno na kontynentach amerykańskich odcisnął dopiero „biały człowiek” (Europejczyk), I to od samego początku inwazji na Nowy Świat.
Homo sapiens – człowiek sukcesu
Czy Homo sapiens jest wreszcie udanym wynikiem kolejnych prób powstawania gatunków w obrębie rodzaju Homo? Co jest odpowiedzialne za naszą dominację na Ziemi? Na pewno nie jest to nasza sprawność (a raczej niesprawność) biologiczno-fizyczna, chociaż wytrwałości odmówić nam nie można. Za nasze sukcesy (ale i porażki) odpowiedzialny jest nasz ludzki umysł dzięki wyjątkowo rozwiniętemu mózgowi. Mózg Homo sapiens umożliwia myślenie abstrakcyjne, tworzenie wymyślonych bytów i ideologii oraz tworzenie złożonych struktur i zależności społecznych.
Żaden inny gatunek wcześniejszych homininów nie był w stanie zorganizować życia społecznego i współdziałania dla osiągania zamierzonych celów; zrobił to dopiero człowiek współczesny. Niestety, w ludzkim umyśle gnieżdżą się bardzo nieludzkie pomysły i dążenia, a do najgorszych należą morderstwa i wojny. Nawet najbliższe nam genetycznie szympansy, które potrafią posługiwać się narzędziami, nie używają ich do walki i zabijania współplemieńców”; co najwyżej do odstraszania. Tylko współczesny człowiek doskonali swoje technologie w oparciu o potrzeby zbrojeniowe.
Wygląda jednak to, że nasz mózg – równolegle do rozwoju nauki i wielkich osiągnięć technologicznych – coraz bardziej nakłania nas do życiowych zmian w kierunku uwolnienia się od przyrody. Ale zastanówmy się, jak miałoby wyglądać nasze życie wyłącznie w tworzonym przez nas świecie technicznym? Twierdzę, że od biologii nie da się uciec. Zagadnienie to pozostawiam jednak Czytelnikowi do samodzielnego przemyślenia.
Wyjątkowy gatunek Homo sapiens przed ok. 100-80 tys. lat zasiedlił Bliski Wschód, a następnie południową Azję i przed ok. 70-60 tys. lat dotarł do Australii., Po wyjściu z Afryki, miejscem z którego nastąpiła ekspansja współczesnego człowieka w wielu kierunkach były prawdospodobnie wybrzeża subkontynentu indyjskiego. Dowody na zasiedlenie Europy przez Homo sapiens sięgają wstecz około 60-40 tys. lat. Przez kolejne około 20-40 tys. lat człowiek współczesny żył tu równolegle ze starszym o około 300 tys. lat gatunkiem czy też podgatunkiem Homo (sapiens) neanderthalensis.
To jak ludzie naszego gatunku przemieszczali się oraz w jakich warunkach przyrodniczych znajdowali dogodne siedliska i jak odżywiali się, zdecydowało o naszej biologicznej konstytucji i różnicach w wyglądzie zewnętrznym. Praludzie przemieszczali się prawdopodobnie głównie brzegami mórz i oceanów, jezior i rzek; ale również przekraczali rzeki i przepływali morza oraz wkraczali na tereny stepowe, ale i lesiste. Z czasem zasiedlali również mało gościnne obszary górzyste i niegościnne pustynie. Wszędzie warunkiem przetrwania było to samo – dostępność wody i pokarmu. Podstawą wyżywienia Homo sapiens w tym rozprzestrzenianiu się były zarówno rośliny (zbieractwo), jak i zwierzęta (myślistwo). Podstawowe ubrania robili ze skór, a później także z surowców roślinnych.
Przez długie dziesiątki tysięcy lat migracji następowało powolne przystosowywanie się człowieka współczesnego do zasiedlanych środowisk, nabywanie nowych umiejętności przetrwania, wytwarzanie coraz to nowych, doskonalszych narzędzi i roztaczanie swojego panowania na zajętych obszarach. W uproszczeniu można powiedzieć, że ślady naszej drogi biologicznego rozwoju mamy w genach, a na pewno mamy je w naszych ciałach. Wrócę do tego w dalszym tekście.
Wróćmy jednak do podboju Ziemi przez Homo sapiens, którego na tle innych współczesnych gatunków możemy określić jako biologicznego słabeusza. Tym czasem przez ostatnie 10-12 tysięcy lat nastąpił wzrost liczby ludzi i przyspieszenie rozwoju cywilizacyjnego – najpierw na dużych obszarach Euroazji, a później także na innych kontynentach. Początek dała tzw. rewolucja neolityczna na obszarze „żyznego półksiężyca”, dzięki rozwojowi rolnictwa i hodowli zwierzat na starożytnym Bliskim Wschodzie od Egiptu po mezopotamię. Sprzyjał temu osiadły tryb życia wynikajacy z miejscowej produkcji, a późnien nadprodukcji żywności. W celu zaspokojenia rosnących potrzeb szybko wzrastającej populacji Homo sapiens w tym czasie rozpoczęło się bardzo intensywne przekształcanie pierwotnego naturalnego środowiska na rolniczo-pasterskie.
Z opóźnieniem około 5 tys. lat rolnictwo, umożliwiające osiadły tryb życia, zaczęły rozwijać niektóre plemiona środkowo amerykańskie i południowoamerykańskie. To z tamtych obszarów pochodzą nasze ziemniaki, kukurydza, pomidory, dyniowate, fasola, kakao, bawełna. Na obszarze współczesnego Peru opanowano nawet chów zwierząt – alpak dla wełny, skór i mięsa oraz lam jako zwierząt jucznych. W tym czasie na obszarze Amazonii plemiona korzystające z obfitości zasobów zwierzęcych i roślinnych prowadziły także półosiadły lub osiadły tryb życia.
Nie wszystkie grupy Homo sapiens zaakceptowały osiadły – wiejski, a później także miejski tryb życia. Na rozległych stepach Azji, sawannach Afryki, preriach Ameryki Północnej i w Australii lepszym rozwiązaniem było życie nomadyczne. Jeszcze dzisiaj jesteśmy tego świadkami. Przez tysiące lat Ziemia zapewniała dostatecznie dużo miejsca na obydwa rozwiązania. Dzisiaj jednak już tak nie jest.
Przez pierwsze 10 tys. lat dominacji osiadłego życia ludzka populacja wzrosła z około 4 mln do około 200 mln. W XVI wieku było nas już około 500 mln; Europejczycy rozpoczęli wtedy wielką ekspansję na nowe kontynenty. Od XVII wieku ludzka populacja zaczęła rosnąć wykładniczo. 1 mld osiągnęła pod koniec XIX wieku, a 7 mld w roku 2011. Dzisiaj, po zaledwie 11 latach, jest nas 8 mld. Takie tempo wzrostu ludzkiej populacji stało się to możliwe dzięki rewolucji przemysłowej, która nabierała rozpędu w wieku XIX i wielkiego przyśpieszenia w wieku XX. Ostatnie 150 lat wyróżnia się przyspieszającą industrializacją i związaną z tym szybką urbanizacją. Drugim filarem dynamiki wzrostu naszej populacji jest medycyna, ratująca ludzi przed śmiercią – od noworodków począwszy, a na seniorach kończąc. Sam już należę do tych drugich o uratowanym przez lekarzy życiu, ale zadaję sobie teraz pytanie – jak długo jeszcze Matka Ziemia to wytrzyma?
Chociaż ślady kultury Homo sapiens udokumentowane są od kilkudziesięciu tysięcy lat (wykopaliska, naskalne malowidła na różnych kontynentach), to dopiero po wytworzeniu wielkich (nazwijmy to miejskich, choć nie tylko) społeczności nasza kultura, rozwój cywilizacyjny, intelektualny, a w szczególności nauka nabrały błyskawicznego tempa. To wszystko nie tylko dzieje się, ale wręcz przyspiesza teraz „na naszych oczach”.
Ostatnie 50-70 lat to dominacja nowoczesnych technologii, którym towarzyszy gwałt dokonywany na przyrodzie (tak ożywionej, jak i nieożywionej). Dzieje się to tak szybko, że nasze biologiczne przystosowywanie się do zachodzących zmian nie ma szans za nimi nadążyć. Nie nadąża również za naszym rozwojem kulturowym i mentalnym. Nie nadążamy, ponieważ cechy biologiczne każdego gatunku kształtują się przez setki tysięcy albo dziesiątki milionów lat, a my nie mamy tyle czasu, ponieważ wielkie zmiany technologiczne i kulturowe następują już w ramach jednego pokolenia. Wielu moich rówieśników – emerytów z wyższym wykształceniem nie opanowało nawet obsługi komputera.
Jeżeli przez początkowe długie tysiące lat Homo sapiens powoli przystosowywał się do życia we względnej równowadze ze środowiskiem przyrodniczym, korzystał z niego w sposób możliwie rozsądny, to jak ma żyć w warunkach, które stworzył sobie obecnie, a które tak diametralnie różnią się od tych, które nas ukształtowały jako gatunek biologiczny? Czy nasze organizmy, nasze zdrowie i nasz dobrostan pozostają w zgodzie z tym, w jakich warunkach żyjemy dzisiaj? Otóż nie, i dlatego ciągnie nas do resztek przyrody, do lasu, nad morze, jezioro, nad rzekę czy w góry. Dlatego dla wielu z nas życiowym rozwiązaniem staje się wyprowadzka z miasta na wieś. Można by powiedzieć, że życie w przyrodzie mamy historycznie zakodowane w genach, a cywilizacja technologiczna stara się to zablokować. U wielu z nas budzi się jednak chęć powrotu choćby do namiastki (ale tylko namiastki) warunków, do których jesteśmy dostosowani biologicznie. Dla zdecydowanej większości nawet i to jest już za późno.
Zastanawiam się czym różni się człowiek cywilizowany (umówmysię – człowiek „biały”) od człowieka prymitywnego (umówmy się – człowieka „dzikiego”), a co mają wspólnego. Niewątpliwie wspólna jest potrzeba zdobywania pożywienia, niepowstrzymana chęć do rozmnażania się oraz zabijanie (również drugiego człowieka). Tak, liczne plemiona pierwotne (czy wszystkie?) też toczyły wojny; „biały człowiek” zetknął się z tym stanem wśród „dzikich” po zdobyciu Nowego Świata czy dotarciu do Nowej Gwinei. Widocznie Homo sapiens ma to w genach. Tyle tylko że cywilizowany, kulturalny człowiek mógłby skusić się na wyhamowanie popędu zabijania drugiego człowieka, ale tego nie zrobił, a wręcz go nasilił oraz jeszcze uzupełnił psychicznym niszczeniem bliźniego.
Czyżby Homo sapiens od czasów prehistorycznych wymyślał coraz bardziej skuteczne sposoby regulacji liczebności własnej populacji – morderstwo, wojnę, ludobójstwo. Więcej – pod koniec II Wojny Światowej stworzył i użył moc, która jest w stanie zniszczyć całe życie na Ziemi. Jak na ironię, wykorzystane zostało do tego celu proste równanie wielkiego pacyfisty A. Einsteina, e=mc2, które mówi o równoważności między niezwykle małą ilością masy a niezwykle olbrzymią ilością energii, jaką z tej masy można uzyskać. Każde odkrycie, każdy wynalazek może jednak służyć tak dobru, jak i złu, ratowaniu życia i zabijaniu. Kto o tym decyduje?
Pierwsi europejscy podróżnicy stwierdzali jednak wielkie różnice w innym obszarze. Człowiek „dziki”, żyjący w stosunkowo małych społecznościach, dzielił się pożywieniem i innymi „dobrami”, nie kradł, nie przejawiał dążenia do zaspokojenia wyimaginowanych potrzeb, nie szukał zwad niszczących życie społeczne w obrębie plemienia czy rodu. Te cechy przetrwały jeszcze wśród niektórych bardziej izolowanych społeczności (np. w Amazonii, Afryce czy Nowej Gwinei), które opierają się ostatkiem sił zaborczej presji dumnego białego człowieka przynoszącego cywilizację.
Przykład istniejący do dzisiaj stanowią Buszmeni ludu San, zamieszkujący pustynię Kalahari. Plemię San jest jednym z najstarszych ludów naszego globu. Mimo, że małe, ciągle przemieszczające się w poszukiwaniu żywności, rodzinne grupy Buszmenów mają swoich wodzów, decyzje podejmowane są raczej w trybie demokratycznym z równoprawnym udziałem kobiet. Do kobiet należy pozyskiwanie żywności roślinnej, ale mogą też brać udział w polowaniach. Mężczyźni są doskonałymi tropicielami, polującymi z łukami, potrafiącymi niezwykle wytrwale podążać za postrzeloną zwierzyną na długich dystansach.
W pradawnej kulturze ludu San, która jest prawnie chroniona, ograniczony jest maksymalnie dostęp do cywilizacyjnych zdobyczy, dominuje samowystarczalność, a w stosunkach międzyludzkich życzliwość i wzajemne obdarowywanie się. Nie ma zwyczaju kupowania, nie ma też zjawiska kradzieży rzeczy. Życie duchowe i wierzenia Buszmenów obejmują istnienie dwóch istot boskich – stwórcę świata i sprawcę śmierci oraz wyznawanie istnienia duchów przodków. To wszystko składa się na fakt, że w świecie Buszmenów nie było polityki, nie było też wojen.
Cywilizacja i kultura białego człowieka (nadal umownie) zrodziła tymczasem małą i wielką politykę oraz różne religie, a tam gdzie są patologiczni polityczni przywódcy i religijni fanatycy, jakże łatwo podbijać inne narody, siać niezgodę, nastawić sąsiada przeciwko sąsiadowi, a nawet najbliższe rodzeństwo przeciwko sobie. Dlaczego Homo sapiens potrafi być tak samolubny, agresywny, a nawet zwyrodniały w stosunku do drugiego człowieka?
Ciekawe jest zestawienie ludzkiej agresji z agresją występującą u małp. Otóż najbardziej agresywne bywają genetycznie najbliższe człowiekowi współczesne szympansy. Co ciekawe, potrafią posługiwać się swoistymi narzędziami (kamieniami czy gałęziami), ale nie używają ich do walki z innymi szympansami. Stosują jedynie metodę zastraszania przez okazywanie swojej siły. Taką aktywność odstraszającą, zanim dojdzie do walki, przejawiali w przeszłości również Maorysi z Nowej Zelandii. Nie mniej szympansy w zachowaniach społecznych wykazują dużą agresję, większą aniżeli bardziej genetycznie odległe od nas goryle. Uwzględniając wewnątrzgatunkową agresywność tylko tych dwóch gatunków, nie można nie widzieć, że Homo sapiens jest pod tym względem gatunkiem niedoścignionym. Straszenie i nękanie to za mało, człowiek „musi” zabijać drugiego człowieka. Zważmy jednak, że mózg człowieka nie ma sobie równych wśród innych stworzeń obdarzonych tym organem.
Wróćmy jednak do współczesnych problemów Homo sapiens. Narastająca dysproporcja między naszą konstytucją biologiczną, a sumą technologicznych wytworów naszego umysłu (i rąk) jest zasadniczą przyczyną dzisiejszych problemów na Ziemi oraz prowadzi do frustracji ludzi biorących udział w wyścigu szczurów. W systemie Ziemi Homo sapiens jest gatunkiem, który wyewoluował ostatni, i uznał, że jako biologicznie najdoskonalszy jest jedynym decydentem „wiedzącym” jak należy gospodarować na Ziemi. Tymczasem nie może sobie poradzić ze swoimi problemami mentalnymi.
Homo sapiens – człowiek agresywny i zdeterminowany
Jaka jest natura „człowieka sukcesu”, która zamiast cechować się umiarem, chce korzystać ze wszystkiego ponad miarę, ponad rzeczywiste nasze biologiczne i społeczne potrzeby? W mojej ocenie, za wyjątkowy sukces w zdominowaniu Ziemi przez Homo sapiens odpowiedzialna jest m.in. wielka agresywność oraz determinacja w dążeniu do celu, nawet bez wiedzy o możliwych niekorzystnych skutkach ubocznych (tak dobrych jak i złych), które może to generować. Czy jakimś usprawiedliwieniem ma być propozycja wyjaśniająca, że wszystko co się działo, dzieje i będzie dziać jest efektem jakiegoś „inteligentnego projektu”.
Od pewnego czasu wprawdzie nie proponuje się już kreacjonizmu w biblijnym rozumieniu, ale zamiast tego pojawiają się nowe propozycje różnych wersji „inteligentnego projektu” w rozwoju organizmów żywych, a zatem chyba i człowieka („na dobre i na złe”). Co ciekawe, wersja proponowana przez polskich zwolenników teorii „inteligentnego projektu” wyraźnie akceptuje (ewolucyjny przecież) mechanizm doboru naturalnego. Czy ma to być taki pomysł na „projekt’ bez „projektanta”, takie mętne i pokrętne filozofowanie na marginesie teorii ewolucji? Na marginesie, bo w obszarze naukowej niewiedzy. Nasza wiedza rośnie coraz szybciej, ale jednym z rezultatów tego jest coraz bardziej poszerzający się krąg naszej niewiedzy. To tam usiłują umieścić swoją teorię „inteligentnego projektu” jej autorzy.
W historii pseudonauki można znaleźć wcześniejsze „ciekawe” propozycje. Na przełomie XIX i XX wieku istniała osobliwa interpretacja pochodzenia zwierząt udomowionych lansowana przez Hermana von Nathusiusa koncepcja. Otóż ten niemiecki hodowca zwierząt uważał, że zwierzęta domowe „ongiś przez Stwórcę przeznaczone zostały dla gospodarstwa domowego człowieka”. Wtórował mu Ernest Floessel, że działo się to „wedle planu wielkiego porządku świata”. Inteligentny projekt jest w pewnym stopniu bliski „planowi wielkiego porządku świata”.
No to patrząc na całą krwawą historię ludzkości oraz na niszczycielską moc człowieka w stosunku przyrody oraz w stosunku do drugiego człowieka, to „inteligentny projekt” Homo sapiens należy do najmniej udanych, i co gorsze, to właśnie człowiek niemiłosiernie niweczy „plan wielkiego porządku świata”.
Wśród dziwnych hipotez dotyczących genetycznych podstaw sukcesu odniesionego przez Homo sapiens była zmiana w DNA dokonana przez „obcych” jakieś 40 tys. lat temu. Zmiana ta ma być odpowiedzialna za przyspieszenie rozwoju naszego gatunku dzięki osiągniętemu poziomowi inteligencji. Czyli mamy przyjąć, że człowiek współczesny jest przynajmniej po części wytworem manipulacji DNA metodami inżynierii genetycznej. Zastanawiam się, czy przed około 40 tys. lat populacja naszego gatunku mogła liczyć kilkaset tysięcy, a może nawet 1 milion ludzi. Do tego była rozproszona na kontynentach Afryki, Azji, Australii (i na wyspach leżących między nimi) oraz Europy. Czy „obcy” wykonywali manipulacje genetyczne we wszystkich zakątkach Ziemi i na wszystkich żyjących tam ludziach? Czy zmiany genetyczne robili według jednego, wszędzie tego samego protokołu? Większej bzdury chyba nie można wymyślić.
Kontynuując wątek dotyczący biologicznego (genetycznego) nieprzystosowania współczesnego człowieka do życia w stechnicyzowanym świecie czy w aglomeracjach miejskich, należy stwierdzić że istotnym problemem są również: bardzo obciążone alergenami i innymi toksycznymi związkami chemicznymi powietrze (niezmiernie zapylone) oraz gleba i woda. Wszystko wprowadził do dzisiejszego środowiska przyrodniczego, a pośrednio również do żywności, nowoczesny Homo sapiens w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Skażone jest nie tylko środowisko; toksyczne substancje są używane nawet w produkcji barwników, ubrań, obuwia, artkułów AGD, zabawek i innych przedmiotów codziennego użytku.
Narażony na obce dla procesów biologicznych substancje, ludzki organizm reaguje licznymi schorzeniami układu oddechowego, układu krążenia oraz chorobami układu immunologicznego. Jest jednak jeszcze gorzej, gdyż ciągle wzrasta również liczba niedonoszonych ciąż oraz porodów dzieci niepełnosprawnych fizycznie czy upośledzonych umysłowo. A na to wszystko nakłada się już wszechobecny u młodych ludzi stres wynikający z życia w wyścigu szczur, który prowadzi do chorób psychicznych.
Od kilkudziesięciu lat przyszło nam żyć w stworzonym przez nas środowisku technicznym, a przecież rozwój Homo sapiens odbywał się w środowisku przyrodniczym. Nasze zmysły, dzięki którym odczuwamy otaczający nas świat i możemy reagować na zaistniałe sytuacje życiowe, zostały przystosowane do odbioru bodźców zewnętrznych płynących z przyrody. Obecny tryb życia w społeczeństwach przodujących technologicznie przytępia nasze zmysły jeden po drugim. Nasze zmysły nie mogą sobie poradzić z bodźcami atakującymi nas ze świata technicznego. Ograniczając się do naszego najdelikatniejszego ze zmysłów – do słuchu – jest on dostosowany do głośności bodźców dźwiękowych na poziomie około 90 decybeli. A jaką głośność mają atakujące nas bodźce w fabrykach, na miejskich ulicach czy choćby na koncertach rokowych? Nasze ucho nie ma przed nimi naturalnej ochrony. Niezwykle łatwo jest o uszkodzenie tego niezwykle delikatnego narządu słuchu.
Środowisko społeczne doprowadziło pracowników wielkich korporacji (i nie tylko) do tzw. wyścigu szczurów, a w następnej kolejności do odchyleń i chorób psychicznych. Dzisiaj problemy psychiczne dotykają już także coraz częściej dzieci i młodzieży. Mieszkańcy wielkich aglomeracji o słabej konstytucji psychicznej często szukają przeżywania przyjemności lub pocieszenia w narkotykach i dopalaczach. Szukając sposobu poprawy zdrowia psychicznego tych osób zalecany jest zdecydowany powrót na łono przyrody i bezpośredni aktywny kontakt ze światem roślin i zwierząt. Ludziom przepracowanym i na skraju wyczerpania zaleca się to chociażby podczas krótkiego wyjazdu weekendowego. Czy zaczynamy rozumieć, jak ważna jest przyroda również dla naszego zdrowia psychicznego? Jakie to trudne; o ile łatwiej jest dzisiaj młodym ludziom wtopić się w Internet i wieść życie wirtualne.
W XXI wieku informatyka, robotyka, biotechnologia i nanotechnologia owocują kolejnym przyspieszeniem cywilizacyjnym. Do jakiego celu dążymy? Oczywiście do dalszego postępu technologicznego, wyeliminowanie człowieka z trudnych zadań produkcyjnych oraz do ułatwienia/uprzyjemnienia człowiekowi życia. Ale jakiej części ludzkiej populacji to dotyczy, i z jakim końcowym skutkiem?
Niektórym z nas marzy się genetyczne doskonalenie człowieka. Osiągniecia genetyki, a w szczególności inżynierii genetycznej, stworzyły już takie możliwości. Ale w jakim ostatecznie kierunku pójdzie to doskonalenie? Kto przejmie nad tym kontrolę? Czy decydenci w tym zakresie staną na wysokości zadania? Wyobrażam sobie, że byłby to eksperyment w obrębie pojedynczych problemów (czy defektów biologicznych?) przeprowadzony dla pojedynczych wybrańców, skutkujący efektem w kolejnych pokoleniach. Czy bez skutków ubocznych? „Chcemy” stworzyć doskonalszego człowieka zaczynając od eksperymentów na wybrańcach; a co z resztą współczesnych ludzi i ich problemami? Czy mają powstać biologiczne kasty Homo sapiens? Jestem zatrwożony koncepcją niektórych zaślepionych naukowców dotyczącą genetycznej modyfikacji ludzi, a może nawet stworzenia i klonowania nadczłowieka czy sterowanego elektronicznymi podzespołami cyborga. Ale kto im zabroni, jeżeli pojawi się psychopatyczny szaleniec, arogancki decydent i bogaty bezrozumny mecenas. Stanowcze nie; bioetycy, nie dopuście do tego.
Przerabialiśmy to już wcześniej, na początku XX wieku. Kiedy Adolf Hitler doszedł do władzy i ustanowił siebie dyktatorem Rzeszy oraz chciał zostać dyktatorem świata, zabrał się za realizację pomysłu stworzenia „nowego człowieka”. Skorzystał przy tym z pomysłu psychicznie chorego niemieckiego filozofa, Fryderyka Wilhelma Nietzschego, o możliwości „hodowli nadczłowieka”. W oparciu o tę koncepcję Hitler chciał stworzyć „nowego człowieka” bazując na „wyższej rasie aryjskiej”. W tym celu korzystał z wcześniejszych proroctw, porad mistyków i badaczy „wiedzy tajemnej”. Szybko znalazł politycznie mocnych pomocników do realizacji tego założenia, a wśród nich Heinricha Himmlera. Ten powołał nawet zespół badawczy, który miał odnaleźć korzenie niemieckiej aryjskości (w znaczeniu wyższości rasowej) w Tybecie. Czym ten program się zakończył pokazał wynik II Wojny Światowej. Świat nie chce „nowego człowieka” czy „nadczłowieka”.
Wykorzystujmy nowe technologie – inżynierię genetyczną, inżynierię komórkową/tkankową oraz nanotechnologię do celów leczniczych dla ludzi takich jakimi są; początki już nawet nieźle wychodzą. Mamy wspaniały rozwój medycyny; dzięki inżynierii genetycznej mamy coraz doskonalsze leki, potrafimy reagować na choroby bakteryjne i wirusowe i bardzo szybko wyprodukować skuteczne szczepionki – a to już jest wielki sukces. Tymczasem słyszymy o proponowanej przez Chińczyków genetycznej inwigilacji przedporodowej przyszłych matek. W jakim celu? W takim, jak każda inna inwigilacja, tylko że skutki mogą być niewyobrażalnie gorsze.
Inwigilacja z wykorzystaniem technologii informatycznej jest łatwa do wykrycia przez hakowanie. A specjalistów od hakowania jest wielka obfitość. I jest kolejny problem – jak w tej sytuacji zachowają się służby wywiadowcze? Czy zaufają technologii informatycznej i wpadną w „chmurę” otwartą dla hakerów w każdym możliwym kierunku? A może nastąpi powrót do starych prymitywnych, ale sprawdzonych, metod przekazu tajnych informacji między ludźmi i przechowywania ich na papierze w zabezpieczonych sejfach? Czy wróci także w tzw. „służbach” model doskonalony przez lata w KGB pod batutą Ławrientija Berii? Gdyby tak się stało, każdy zacznie bać się każdego.
Niestety, psychopatycznych wizjonerów i szaleńców historia zna wielu, choćby A. Hitlera w XX w., z jego eugenicznymi koncepcjami czystości rasowej i wyższości „rasy panów”. Niestety, Hitler otrzymał eugeniczne wzorce z rasowych poczynań w okresie międzywojennym z USA, gdzie przez lata praktykowano brutalne eliminowanie ze społeczeństwa ludzi niepożądanych ze względu na trwałe (m.in. genetyczne) zaburzenia psychiczne. Nie wzięło się to jednak znikąd; eliminacja niechcianych ułomnych dzieci istniała już w starożytnej Sparcie. Jednak „naukowa” koncepcja eugeniki (selekcji „dobrze urodzonych”) zrodziła się w Wielkiej Brytanii w początkach XX wieku. Niestety, przyczyniła się do tego (niechcący?) teoria ewolucji ogłoszona przez Karola Darwina w połowie XIX wieku.
Co za okrutne wypaczenie teorii ewolucji, która opisuje przyrodniczą zmienność przez promowanie cech korzystnych. K. Darwin stwierdził, że istnieje niezwykle wolno i łagodnie działający mechanizm doboru naturalnego genotypów najlepiej przystosowanych do warunków środowiska. Człowiek postanowił jednak sprawę odwrócić – postanowił na szybkie eliminowanie ze swojego otoczenia ludzi niepożądanych. W jakim sensie niepożądanych? Można wybierać dowolnie – osoby kalekie, niedorozwinięte umysłowo i chore psychicznie. Ale tak „można” przecież eliminować też ludzi innej rasy. Tak było zresztą „od zawsze” – od kiedy zaczęły się walki plemienne, najazdy na obce narody, podboje „dzikich” i ludobójstwa. Nie trzeba było nawet „podpierać się” wypaczeniami teorii ewolucji; wystarczała chęć zdobycia dla siebie terenu, niewolników czy bogactwa. Na nic się zdała wytworzona przez Homo sapiens kultura, na nic nawet ucząca (teoretycznie) miłości bliźniego religia i wiara, że człowiek (każdy!) jest dziełem Boga. Jak to – wyznawcy Boga zabijają w imię swojego Boga innych wyznawców tego samego Boga? I dalej – wyznawcy Boga niszczą przyrodę – dzieło stworzone przez tego Boga?
Wróćmy jednak do nowoczesnych zdobyczy technologicznych – do elektroniki, informatyki i robotyki. Z tymi elektronicznymi podzespołami mechanicznymi wbudowanymi do ludzkiego ciała to może jednak wspaniała sprawa, jeżeli tylko wykorzystujemy je w dobrym celu. Już od kilku dziesięcioleci mamy elektroniczne rozruszniki serca. Elektroniczne protezy kończyn są ratunkiem dla bardzo wielu kalekich osób. Protezy zaopatrzone w przyszłości w czujniki czucia mogą zapewnić im duży komfort życia. Jakże fantastyczne możliwości elektroniczne sterowanie (z czujnikami czucia) może zapewnić chirurgom w prowadzeniu trudnych operacji wewnątrz ciała człowieka. Najnowsza technika i najnowsze technologie same w sobie nie są ani złe, ani dobre. Zły może się okazać jednak kierunek ich zastosowania i sposób użycia.
