Żurawie fotografuję od ubiegłego wieku. W starej wersji strony poświęciłem im dwa wpisy. Dlaczego tu nic jeszcze o nich nie napisałem? Przecież obok dudków to nadal fotograficznie najbardziej atrakcyjne ptaki. Nie dziwię się, że zdominowały one życie braci Grzegorza i Tomasza Kłosowskich (kłosowscy.pl). Stare wpisy przywrócę w nowej wersji, ale zacznę od dla mnie absolutnej nowości. Kłosowscy opisali i pokazali jak trudno jest fotografować przychodzenie na świat młodych żurawi, a potem małych nielotów ukrywających się z rodzicami w podmokłych chaszczach i wysokich trawach.
W odległości do 1 km od naszego wiejskiego siedliska gniazdują żurawie; w tym roku gniazdowały nawet dwie pary, jedna już około 300 m od siedliska. Kiedyś tylko raz podszedłem blisko ich gniazda na małym, zarośniętym olchami i krzakami wierzby bagienku. Nie wiedziałem, że gniazdują tam żurawie, a te odegrały swoją klasyczną scenę – żurawia mama znieruchomiała na gnieździe, a tata żuraw (większy) spokojnie i powoli oddalał się udając, że szuka pokarmu na łące.
Nie, nie będę fotografować gniazdujących żurawi. Zrobili to wielkim nakładem pracy i cierpliwości Kłosowscy. Ale w tym roku niespodziewanie natknąłem się na obie pary dorosłych żurawi, każda z dwoma „kurczakami”. To był wspaniały widok, bo wyprowadzenie z gniazda dwóch młodych nie zdarza się często. Zwykle to, które wykluło się wcześniej doprowadza do śmierci to młodsze. Pomyślałem, że nadarzyła mi się niesamowita okazja, i od obrazów z życia tych dwóch rodzin zacznę opisywać moją fascynację żurawiami. Zdjęć już trochę uzbierałem; ostatnie o świcie 29 maja z czatowni na naszej łące:

A gdyby tak sfotografować je we mgle. 30 maja padał obfity deszcz. Nocą 31 maja na moje życzenie łąka, po której miały przechodzić żurawie na miejsce żerowania, była zasłana mgłą. To miała być ta zaplanowana sesja zdjęciowa z konkretnym tematem – żurawiowa rodzina we mgle.
Ponieważ sprawdziłem, że żurawie wychodzą „u mnie” na żerowanie nawet przed wschodem Słońca, „ochoczo” wyszedłem z domu na godzinę przez Słońcem. Niestety Księżyc, który pobudza mnie w fazie pełni, miał tylko postać wąskiego rogalika, a na dodatek w nocy 30 maja wcześnie kończył swój dyżur:

Przed świtem na łące było ciemno, ale na wschodzie zapalała się już zorza. Mgły było mało, ale uznałem, że wystarczy, a nawet ułatwi mi to fotografowanie:

Rozgościłem się w czatowni postawionej przed ponad 20 laty na łące około 200 m od domu. Czuwanie zacząłem od kawy z termosu. Mija pół godziny, mgła gęstnieje, ale żurawie z pobliskiego zarośniętego bagienka nie wychodzą. Może poszły w przeciwnym kierunku? Potwierdza to jakby oddalające się ciche chrumkanie w gęstych zaroślach. Jest całkiem niepodobne do wydawanego przez dziki, a zawsze słyszę je, kiedy żurawie nie wychodzą na moją łąkę. Czy żurawie chrumkają? Nigdzie nie znalazłem potwierdzenia. Muszę o to zapytać panów Kłosowskich. Tymczasem we mgle przed czatownią, w wysokiej trawie pojawiła się młoda sarna:

Pachnie to tematem zastępczym, ale koza powoli znika w gęstniejacej mgle. Nadzieja jeszcze jednak nie znika, bo wiem gdzie żeruje druga rodzina żurawi. Te też jednak wybrały inne żerowisko. Zatem tematem zastępczym staje się krajobraz we mgle:



Ale dzisiaj to nie ja decyduję, bo w wysokiej trawie zobaczyłem głowę dorodnego kozła, który wąchał różowe kwiatki firletek. Znam go – to największy przystojniak w okolicy:

Fotografowałem nieco zamaskowany krzakiem wierzby. Strzał z dużej odległości wymagał później mocnego kadrowania. Zajęty kozłem nie zauważyłem, że z trawy podniosła się młoda koza, a to był ważny sygnał dla przystojniaka. Też wstał i oba zwierzęta przyglądały mi się przez kilka minut, nie dowierzając, że tak wcześnie w krzakach może stać człowiek.

Na wszelki wypadek kozioł szczekaniem dał sygnał do ucieczki:

Dla mnie był to ostateczny sygnał do zakończenia sesji zdjęciowej. Słońce było już zdecydowanie za wysoko. Wracając do domu przez łąkę zrobiłem ostatnie zdjęcie podczas tej żurawiowej sesji. Po lewej stronie, na tle krzaków wierzby, moja czatownia „na żurawie”:

Czy taki wynik dwugodzinnej sesji zdjęciowej zaplanowanej na żurawie mam uznać za negatywny? Zdecydowanie nie – można, a nawet trzeba planować swoje zdjęcia, ale równie ważne jest, żeby cieszyć się obrazami, które oferuje nam sama przyroda.