Mój raj
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 3533
|
Świt
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 3745
|
Pora powrotów
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 3509
|
|
W akcji / In Action
|
Zdjęcia: Marek Sykuła, Anna Chmiel, Aleksander Chmiel
Date: 2022.03.20
Size: 15 items
Views: 5982
|
Komarnica wieczorem
Komarnica wieczorem
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 3323
|
Pająk, pajęczyna i rosa
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 3842
|
Kreowanie obrazu światłem
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 3528
|
Po zachodzie słońca
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 3267
|
Łódzki Ogród Botaniczny
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 3186
|
Akrobata
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2033
|
Testowa muszelka
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2171
|
Wielkanocny kurczak po przycięciu
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2382
|
Testowy kogucik
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2127
|
Test storczykowy 1
-0,7EV
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2086
|
Test storczykowy 2
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2198
|
Test storczykowy 3
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2139
|
"Głaz"
Kamyczek w mchu
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2158
|
Biedronka 21 marca
Graniczna skala odwzorowania - za mało!
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2303
|
P1310133_900
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2099
|
P1310143_900
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2042
|
P1310149_900
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1969
|
Test PanLeiki 45mm macro
Przysłona F/8
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1823
|
Test PanLeiki 45mm macro
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1829
|
Test PanLeiki 45mm macro
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1993
|
Test PanLeiki 45mm macro
Ogniskowanie 50cm
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1866
|
Test PanLeiki 45mm macro
Ogniskowanie 30cm
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1796
|
Test PanLeiki 45mm macro
Ogniskowanie 50 cm (skala 1:10)
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1865
|
Test PanLeiki 45mm macro
Ogniskowanie 30cm (skal 1:3)
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1845
|
Test PanLeiki 45mm macro
Ogniskowanie 20cm (skala 1:1,8)
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1872
|
Test Sigmy 150mm macro, przysłona 2,8
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1916
|
Test Sigmy 150mm macro, przysłona 5,6
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1890
|
Test Sigmy 150mm macro, przysłona 2,8
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1814
|
Test Sigmy 150mm macro, przysłona 5,6
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1886
|
Dzięcioł duży (Dendrocopos major)
VARIO 100-300mm f/4-5,6
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1945
|
Dzięcioł duży (Dendrocopos major)
VARIO 100-300mm f/4-5,6
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 2063
|
Wiosna
M.Zuiko 60 mm macro
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1785
|
Tancerki
M.Zuiko 60 mm macro
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1820
|
Miodobranie
M.Zuiko 60 mm macro
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1888
|
Zawilec 2017
M.Zuiko 40-150 mm f/2,8
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1066
|
W śnieżycy
M.Zuiko 40-150 mm f/2,8
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 1196
|
Lumix GX8
Rewelacyjny wziernik
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 759
|
Sigma 60-600 mm
Optyczne monstrum
Date: 2022.03.20
Owner: Administrator galerii
Views: 697
|
Recent comments
O MNIE (można sobie darować)
| show fullshow summaryW życiu dobrze jest mieć pasję. Jeżeli jej nie masz, tracisz wiele kolorów życia, ale jeżeli ją masz, to jesteś uzależniony, a wtedy masz także problem z dzieleniem swojego czasu (i pieniędzy). Życzę Ci wyrozumiałości najbliższych; ja mam szczęście tego doświadczać.
Jestem inżynierem – absolwentem Politechniki Łódzkiej i (tak się jakoś złożyło) byłem profesorem na Wydziale Farmaceutycznym UM w Łodzi (od roku 2011 na emeryturze). A pół żartem – pół serio: może...
W życiu dobrze jest mieć pasję. Jeżeli jej nie masz, tracisz wiele kolorów życia, ale jeżeli ją masz, to jesteś uzależniony, a wtedy masz także problem z dzieleniem swojego czasu (i pieniędzy). Życzę Ci wyrozumiałości najbliższych; ja mam szczęście tego doświadczać.
Jestem inżynierem – absolwentem Politechniki Łódzkiej i (tak się jakoś złożyło) byłem profesorem na Wydziale Farmaceutycznym UM w Łodzi (od roku 2011 na emeryturze). A pół żartem – pół serio: może powinienem (był) być leśnikiem, może biologiem, może fotografem przyrody? To ostatnie przewiduję w przyszłym wcieleniu.
POCZĄTKI
Wiosną 2006 roku zobaczyłem makrofotografie Marka Wyszomirskiego. To był początek mojej nowej przygody, która przerodziła się w pasję. Od Marka pobierałem nauki sprzętowe. Zacząłem oglądać zdjęcia przyrodnicze w Internecie i coraz częściej docierałem do wspaniałych galerii. Czasem trafiają się perełki, jak np. prace Vincenta Muniera. W tym czasie dużo przeczytanych tekstów, dyskusji, porad. Taka przyśpieszona nauka fotografowania przyrody i fotografowania w ogóle. Pozostałem wierny przede wszystkim fotozbliżeniom. Staram się dostrzegać i fotografować to, co jest dla większości z nas mało widoczne, to co można zobaczyć tylko wówczas, kiedy inni jeszcze śpią, to przed czym trzeba paść na kolana, żeby zobaczyć. Okazało się, że wyniki mojego raczkowania spodobały się najbliższym (a kiedy jest inaczej?).
PREZENTACJE
W roku 2007 zacząłem pokazywać szerzej swoje zdjęcia. Najpierw była propozycja prezentacji w Digital Foto Video (październik 2007) i galeryjka na stronie dfv.pl.
W roku 2008 wakacyjna (czerwiec-sierpień) wystawa obrazów rosy w Muzeum Ziemi PAN w Warszawie. Było to wielkie przeżycie dla początkującego fotografa przyrody. Wystawie towarzyszył albumik "W świecie rosy i rosiczki".
W roku 2010 publikacja "Od świtu na robale" temat zeszytu majowego Digital Foto Video, gdzie opisałem i zilustrowałem moje fotografowanie przyrody.
W roku 2011 (czerwiec-lipiec) duża wystawa zbliżeń roślin leczniczych w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu, której towarzyszyła publikacja w kwartalniku Leki Ziołowe PANACEA, nr 3/2011.
Poza tym inne wystawy (średnio dwie rocznie), krótkie ekspozycje okazjonalne i projekcje w Łodzi, Krakowie, Ciechanowcu, Poznaniu, w Nadleśnictwie Krynki i Nadleśnictwie Celestynów. Dla zaprzyjaźnionej firmy zielarskiej KAWON w roku 2008, 2009 i 2013 był wykonany kalendarz z moimi zdjęciami. Moje zdjęcia pająków znalazły się także w kalendarzu Arachnea 2008.
CREDO
Tak naprawdę to fotografuję dla siebie. Co więcej fotografowanie nie jest dla mnie celem samym w sobie (początkowo było); jest właściwie sposobem na zbliżenie się do przyrody i identyfikowanie się z nią, mobilizacją do wyjścia z domu przed świtem oraz długich spacerów o zachodzie słońca w poszukiwaniu naturalnego piękna. A same zdjęcia są czymś wtórnym; pozwalają na powtórne przeżywanie w domu wrażeń estetycznych, jakich doznaję na łące, torfowisku, w lesie czy ogrodzie. Dzielę się nimi szerzej, bo jakże nie pokazywać tego czego większość z nas nie widzi, bo nie ma na to czasu, okazji czy cierpliwości. Nie wysyłam natomiast zdjęć na konkursy fotograficzne, ponieważ nie interesuje mnie ściganie się z innymi, nie uważam też że robię zdjęcia godne konkursów i nagród. Wystarczy mi, że jest niewielkie grono osób, z którymi dzielę się w Internecie czy na wystawach moim osobistym widzeniem przyrody.
Posted by Administrator galerii on ndz 20 mrc 16:53:11 2022
MOJE FOTOGRAFOWANIE (tutaj odkrywam dawno odkryte)
| show fullshow summaryMALOWANIE ŚWIATŁEM
Świt, pierwsze promienie przebijają się przez mgłę na zdobioną rosą łąkę i pobliski las. To najlepszy moment na wyjście z aparatem fotograficznym. Druga wspaniała do fotografowania pora dnia to późny wieczór, kiedy słońce skłania się ku horyzontowi. Światło tworzy piękną grę kolorów, a cienie wzmacniają plastykę obrazów. O świcie i zmierzchu obserwujemy wyjątkową dynamikę barw, która przekłada się na subtelną tonalność obrazu i „miękki kontrast”....
MALOWANIE ŚWIATŁEM
Świt, pierwsze promienie przebijają się przez mgłę na zdobioną rosą łąkę i pobliski las. To najlepszy moment na wyjście z aparatem fotograficznym. Druga wspaniała do fotografowania pora dnia to późny wieczór, kiedy słońce skłania się ku horyzontowi. Światło tworzy piękną grę kolorów, a cienie wzmacniają plastykę obrazów. O świcie i zmierzchu obserwujemy wyjątkową dynamikę barw, która przekłada się na subtelną tonalność obrazu i „miękki kontrast”. Trwa to zawsze za krótko, czasem godzinę, czasem tylko pół. Czy można ten czas przedłużyć? Czasami wschodzące słońce nie może przebić się przez mgłę albo niebo pozostaje lekko przesłonięte chmurami. Wykorzystajmy to. Szerokie plany spróbujmy również fotografować zaraz po zachodzie słońca. W trudnych warunkach, mimo małej ilości światła, można uzyskać bardzo ciekawe ujęcia.
Jeżeli przebrniesz już przez sprawy techniczne fotografowania, kadrowanie i kompozycję ujęć, okaże się że w fotografii przyrodniczej (w innych jej rodzajach również) najważniejsza jest jakość światła i wynikająca z niej na zdjęciu dynamika barw oraz gra świateł i cieni. Dla mnie jest to ciągle najtrudniejsze; jeżeli mi się uda, jestem bardziej zadowolony niż z faktu sfotografowania nowego tematu.
Fotografując przyrodę potrzeba jednak mieć jeszcze trochę szczęścia, żeby fotografowany obiekt zechciał znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim świetle, żeby w takim miejscu i czasie znalazł się również fotograf i żeby był przygotowany aby nacisnąć spust migawki. Światło wykona „resztę” pracy.
LUBIĘ...
Lubię fotografować samotnie – z podchodu, wyjątkowo z zasiadki. Fotografując lubię chłonąć otaczającą przyrodę. Lubię, gdy fotografując skakuna ustrzelę sarnę. Lubię, gdy wczesnym rankiem defilują koło mnie krowy sąsiada, zdziwione za każdym razem – a ten tu znowu? Lubię, kiedy żona woła mnie na śniadanie. Lubię…
CO FOTOGRAFUJĘ
Interesuje mnie głównie fotografowanie zbliżeń (close-up photography - prawie macro) małej przyrody. Szczególnie dużo satysfakcji daje mi osobiste poznawanie tajemnic przyrody i odkrywanie przyrodniczych drobiazgów; może dlatego, że nie jestem biologiem tylko inżynierem. Drobiazgi te, powiększone na fotografii ujawniają „niewidzialne” piękno, bogactwo szczegółów i kompozycji barwnych. Moimi ulubionymi tematami są owady, pająki, grzyby, porosty, mchy i kwiaty zdobione rosą w pierwszych promieniach słońca. Jednym z wiodących kierunków jest również utrwalanie urody roślin leczniczych.
W czasie moich sesji na łące czy w lesie zdarzają się spotkania z większą zwierzyną; łupem stają się wówczas np. sarny czy nawet żurawie. Podczas fotografowania w plenerze obserwuję często piękne wschody i zachody słońca, burzowe chmury, zamglone krajobrazy i dzikie uroczyska. Trudno powstrzymać się wówczas od utrwalenia aparatem przeżywanej atmosfery. Czasami napotykam perełki starej wiejskiej architektury, zapadające w niebyt chaty czy stodoły kryte strzechą. Warto uchronić je od zapomnienia. Nie da się oczywiście uniknąć również fotografowania ludzi, zwłaszcza dzieci (wnuków); staram się wówczas utrwalać ich emocje. Zawsze traktuję to wszystko jako przyjemne urozmaicenie, po czym wracam do fotografowania przyrodniczych drobiazgów.
GDZIE FOTOGRAFUJĘ
Mam mój mały prywatny raj: dom na wsi, a wokół pola, suche ugory i podmokłe łąki, małe laski, torfowiska, bagienka i wysychające bajorka. Z rzadka porozrzucane ludzkie siedliska i żerujące między nimi sarny. Wychodzisz o świcie i słyszysz rozśpiewane ptaki; w maju śpiewają wiejskie słowiki („drą się” tak, że przy otwartym oknie nie da się spać). Wokół mgła, z którą walczą pierwsze promienie słoneczne. Czy można nie wyjść z aparatem w poszukiwaniu tematów do zdjęć? O wschodzie słońca słyszysz klangor żurawi dochodzący z pobliskich łąk, a za chwilę para tych pięknych ptaków przelatuje nad podwórkiem. Zające na podwórku (rzadko), sarny za płotem (często), krzyżaki, tygrzyki, skakany... po obu stronach. To wszystko w środku Polski (no, prawie), w promieniu kilkuset metrów od domu. Zaczynam fotografować, nie zawsze po gorącej herbacie, czasami nawet zanim jeszcze otworzę furtkę na łąkę. Od świtu poluję na „robale” i przez skórę chłonę przyrodę. Słońce wędruje nieubłaganie coraz wyżej; nie ma już rosy, nie ma pięknego, ciepłego światła, a ja nadal trwam wtopiony w łąkę. Do porządku przywołuje mnie dopiero głos żony „może przyjdziesz wreszcie na śniadanie?” Na łąkę wrócę wieczorem, kiedy pod lasem będą kłaść się cienie.
Kilkanaście kilometrów od domu odwiedzam malutkie torfowisko - królestwo wełnianki i rosiczki okrągłolistnej. Bardzo chętnie odwiedzam także Ogród Botaniczny w Łodzi czasem ogród roślin leczniczych w mojej Uczelni. No i są jeszcze Lasy Janowskie (mój rodzinny Janów Lubelski), gdzie włóczę się kilometrami po uroczyskach. Raz w roku chodzę po tatrzańskich halach. Czasami wracam myślami na Suwalszczyznę (poślubny spływ Czarną Hańczą, wędrówki po puszczy, wioskach i miasteczkach). I... "zawsze" jestem w swojej wsi.
INSPIRACJE, FASCYNACJE, KREOWANIE OBRAZÓW
Zaczynałem wiosną 2006 r. zainspirowany świetnymi makrofotografiami Marka Wyszomirskiego. Szybko odkryłem strony internetowe fotografii przyrodniczej oraz częściej zacząłem oglądać wystawy i albumy. Dobre zdjęcia należy oglądać jak najczęściej. To bardzo ważne, pomaga bowiem w kształtowaniu estetyki fotograficznej. Po okresie fascynacji tematami zdjęć, zacząłem zwracać uwagę na kompozycję i plastykę obrazu, jaką tworzą na zdjęciu kolejne plany, a przede wszystkim światło i cień. Tutaj bardzo pomocne jest poznanie malarstwa. Wiele wybitnych dzieł malarskich, zarówno wcześniejszych mistrzów (np. Rij van Rembrandt) jak i póżniejszych impresjonistów (np. Claude Monet) zawiera grę światła i cienia.
Podczas fotografowania małych obiektów przyrodniczych, podobnie jak przy portretowaniu, ważny jest drugi czy trzeci plan - jego kompozycja, koloryt, sposób w jaki jest oświetlony oraz przede wszystkim jego ładne rozmycie (bokeh). Staram się, ale czy zawsze wszystko musi się udać?
FOTOGRAFIA JEST REJESTRACJĄ, ALE TAKŻE INTERPRETACKJĄ RZECZYWISTOŚCI
To stwierdzenie, niby oczywiste, jest mocno podważane przez wielu autorów i... mają oni rację. Moje podejście do tego zagadnienia jest inne, bo... rzeczywistość wcale nie jest jednoznaczna. Patrząc odbieramy wprawdzie obraz wszystkiego, co jest w zasięgu wzroku, ale obraz ten w oczach każdego patrzącego jest trochę inny. Różnimy się między sobą nie tylko jakością widzenia, ale również umiejętnością wypatrzenia tematu, wyborem perspektywy i różnym stopniem koncentracji na temacie. Każdy z nas ma zatem nieco inny ogląd rzeczywistości i utrwala w pamięci nieco inny jej obraz. Wzmocnienie widzenia następuje przede wszystkim przez koncentrację naszej uwagi na wybranym obiekcie. Jest to punktem wyjścia do fotografii w ogóle, i do kreowania zbliżenia fotograficznego w szczególności. Tutaj bardzo ważne jest użycie odpowiedniej optyki aparatu fotograficznego.
Fotografia umożliwia znacznie lepszą koncentrację na temacie niż oglądanie „na żywo”, gdyż – podobnie jak film, operuje kadrem. Robi to jednak inaczej niż film, ponieważ zatrzymuje obraz (zatrzymuje czas) i pozwalana na jego degustowanie, podczas gdy w filmie, podobnie jak w życiu, jest przemijanie. Co jest lepsze? I jedno i drugie.
Koncentrowanie uwagi na temacie/obiekcie można bardzo wzmocnić nie tylko przez wybór kadru, ale także przez wybór perspektywy, skali odwzorowania, ogniskowej i przysłony obiektywu i korekcję ekspozycji. Ważne jest określenie przesłania robionej fotografii: czy ma to być dokument czy kreowany obraz? Dokument powinien możliwie jak najbardziej rzetelnie obrazować wygląd, budowę, funkcję, często również środowisko, w którym znajduje się fotografowany obiekt. Kreując obraz fotograficzny zastanawiam się bardziej nad kompozycją, perspektywą, odpowiednim wykorzystaniem światła oraz doborem ekspozycji w celu uzyskania pożądanego efektu estetycznego.
A zatem fotografia jest rejestracją rzeczywistości przetwarzanej (świadomie lub nieświadomie) przez fotografa przy wykorzystaniu bardzo różnych środków. Stąd na przełomie XIX i XX w. rozwijał się artystyczny kierunek piktorializmu a sto lat później rozwija się neopiktorializm i kierunki pokrewne. Myślę, że jest to bardzo ciekawe w fotografii przyrodniczej. Myślę, że jest to bardzo ciekawe w fotografii przyrodniczej. Obróbka cyfrowa zdjęcia pozwala dzisiaj na wiele; może warto zatem spróbować delikatnie interpretować po swojemu obrazy rejestrowane przez obiektyw.
ZA MAŁO ŚWIATŁA
Fotografując „po rosie” czy o zmierzchu, często mam za mało światła. Ponieważ korzystam wyłącznie z naturalnego światła zastanego w terenie, zdjęcia są zazwyczaj niedoświetlane. Odpowiednio skorygowana ekspozycja pozwala, w tych warunkach, na „gubienie" tła i tworzenie obrazów fotograficznych, w których obiekt wyłania się z głębokiego cienia, dzięki czemu wzrok koncentruje się na szczegółach w jasnych partiach obrazu. Z pamięci przywoływane jest malarstwo mistrzów światła i cienia, jakże inspirujące w fotografii. Nie musi to być jednak nadrzędną zasadą. Czasem (zwłaszcza przy zbyt silnym świetle słonecznym albo na tle nieba) postępuję odwrotnie – koryguję ekspozycję dodatnio. Fotografując owady na łące w pełnym słońcu (nie lubię tego) pierwszy plan osłaniam przed słońcem (np. sobą), pozostawiając czasem mocniej oświetlone tło. Tło staje się jaśniejsze od tematu zdjęcia, i tylko trzeba wówczas koniecznie zadbać o ładny bokeh.
EFEKTY
Fotografuję dużo, w porównaniu z okresem fotografii analogowej - bardzo dużo (żona mówi, że jestem uzależniony). Wiele przyczyn sprawiło, że koncepcja fotografowania mało, ale dobrze - najlepiej jak mogę, stała się dla mnie nie do przyjęcia. Po pierwsze, technika fotografii cyfrowej wręcz zachęca do robienia jak największej liczby ujęć. Dziesięć, dwadzieścia zdjęć kosztuje praktycznie tyle samo co jedno. Niedobrze, jeżeli tej presji "taniości" fotografii cyfrowej poddamy się bez umiaru. Nasze zaangażowanie w kreowanie jakości zdjęć może na tym dużo stracić. Ale korzystając z umiarem możemy odnieść korzyści. Jeżeli tylko jest to możliwe zróbmy natychmiastową kontrolę wyniku, zróbmy powtórzenie, najlepiej kilka powtórzeń ze zmianą określonych parametrów, a następnie (w domu) dokonajmy wyboru najlepszego ujęcia. Warto jest ten sam obiekt sfotografować z różnej perspektywy uwzględniając tło i warunki oświetlenia. Ten sam gatunek owada czy pająka może być fotografowany w czasie spoczynku, polowania na ofiary, posilania się, życia rodzinnego, itd. W takim przypadku ilość ma szansę przejść w jakość; możemy tworzyć interesujące zestawy zdjęć. Fotografując o świcie - w czasie odrętwienia czy uśpienia moich modeli, mogę sobie pozwolić na ten komfort . Przyczyną robienia dużej ilości zdjęć w przyrodniczej fotografii zbliżeniowej jest jednak często zupełnie co innego - ruch. Najgorszy jest ruch powodowany podmuchami wiatru, nawet bardzo małymi. A dodajmy do tego jeszcze ruch własny owada. Właściwe ustawienie ostrości może być wówczas wielkim problemem.
Tak więc fotografuję dużo, bardzo dużo. 10% ujęć odrzucam od razu przeglądając na wyświetlaczu aparatu; 50% odrzucam na monitorze komputera; 20% opracowuję i oceniam; kilka procent pokazuję. Te procenty to tak z grubsza. Bywa, że wracam do zdjęcia wcześniej nie akceptowanego; coś mnie do tego podświadomie zmusza. Czasami je zachowuję, czasami odrzucam ponownie - teraz już ostatecznie. Co z tego dzisiaj (styczeń 2009) zostało? Kilka tysięcy zdjęć, wśród których kilkadziesiąt uważam za udane, w których dzisiaj nic bym nie zmienił, ale jutro? Nie marzę - jak się czasami słyszy, o zrobieniu "fotografii życia". Co bym robił później? Myślę natomiast o robieniu zdjęć znajdujących uznanie oglądających. Mnie cieszy bardziej sam akt robienia zdjęcia w środowisku przyrodniczym. Ich pokazanie wymaga często dodatkowej ingerencji w obraz zapisany na światłoczułej matrycy aparatu. Dotyczy to głównie kadrowania, poprawienia tonalności całego zdjęcia, nasycenia barw, kontrastu oraz usunięcia nadmiernych szumów i innych artefaktów. Zwykle jest to zatem obraz w jakimś stopniu przetworzony dla poprawienia estetyki z zachowaniem jednak jego prawdziwości w stopniu możliwie największym. Jest to wiec rzeczywistość widziana subiektywnie moimi oczami. Przygotowanie zdjęć do oglądania na stronie internetowej rządzi się swoimi prawami. W efekcie obraz jest znacznie zubożony, a oglądany efekt bardzo zależy od jakości i kalibracji użytego monitora.
Najlepszy odbiór wizualny zdjęcia możliwy jest tylko na dużej odbitce na papierze fotograficznym, wykonanej w dobrym fotolabie pod warunkiem zgodności kalibracji kolorów i dynamiki monitora użytego do edycji zdjęcia z urządzeniem użytym do wykonania odbitki. Dopiero wtedy można w pełni ocenić końcowy efekt. Dlatego drugim wydarzeniem w moim fotografowaniu, które mnie najbardziej cieszy, jest możliwość pokazywania zdjęć na wystawach.
Oczywiście, jak każdy fotografujący - mam swoje ulubione; nie zawsze są to te najlepsze, nie koniecznie muszą zdobyć uznanie innych. Jest to jedną z przyczyn, dla których nie wysyłam swoich zdjęć na konkursy. Oglądam wyniki wielu konkursów i stwierdzam, że mój subiektywny osąd zdjęć nagrodzonych i nie nagrodzonych bardzo często wyraźnie różni się od wyboru jurorów.
Posted by Administrator galerii on ndz 20 mrc 16:53:11 2022
PRZYRODNICZA FORTOGRAFIA ZBLIŻENIOWA (subiektywnie)
| show fullshow summaryCz. 1. Macro vs. Close-up
PRZYRODNICZA FORTOGRAFIA ZBLIŻENIOWA
Cz. 1. Macro vs. Close-up
Cz. 2. Kompakt czy lustrzanka
Cz. 3. Na początek kompakt
Cz. 4. Era bezlusterkowców
Cz. 5. Olympus vs. Panasonic
Tekst zacząłem pisać na początku 2008 roku; jest ciągle modyfikowany i uzupełniany.
Cz. 1. MACRO vs. CLOSE-UP
Formalnie moje fotografowanie nie mieści się w ramach makrofotografii. Fotografuję zbliżenia w...
Cz. 1. Macro vs. Close-up
PRZYRODNICZA FORTOGRAFIA ZBLIŻENIOWA
Cz. 1. Macro vs. Close-up
Cz. 2. Kompakt czy lustrzanka
Cz. 3. Na początek kompakt
Cz. 4. Era bezlusterkowców
Cz. 5. Olympus vs. Panasonic
Tekst zacząłem pisać na początku 2008 roku; jest ciągle modyfikowany i uzupełniany.
Cz. 1. MACRO vs. CLOSE-UP
Formalnie moje fotografowanie nie mieści się w ramach makrofotografii. Fotografuję zbliżenia w skali odwzorowania obiektu na matrycy aparatu najczęściej mniejszej niż 1:1, zwykle 1:2 do 1:10. Oznacza to, że rejestrowany na matrycy obraz jest 2-10x mniejszy od rzeczywistych wymiarów fotografowanego obiektu. Zgodnie z przyjętymi ścisłymi kryteriami w makrofotografii skala odwzorowania zaczyna się od 1:1 w górę, gdzieś do 10:1 a nawet 20:1 (dalej jest już mikrofotografia). Oznacza to, że rejestrowany obraz ma co najmniej takie same wymiary jak obiekt w rzeczywistości lub jest do 20x większy. Niektórzy autorzy opracowań o makrofotografii przesuwają jej granicę w dół - do skali odwzorowania 1:2. <http://lowendmac.com/digigraphics/35mm/lenses/macro.shtml>. Odpowiada to wielu istniejącym konstrukcjom obiektywów macro zapewniających maksymalnie tę właśnie skalę odwzorowania. Maksymalny możliwy do uzyskania obraz jest wówczas 2x mniejszy od obiektu.
W praktyce amatorskiej fotografowanie w całym zakresie omawianej skali odwzorowania (od 1:10 do 20:1) zalicza się jednak powszechnie do makrofotografii. Bardziej właściwe niż "makrofotografia" jest określenie "fotomakrografia", czyli fotografia z powiększeniem skali odwzorowania (na filmie lub matrycy). Jednak nie wszystko co logiczne zdobywa sobie prawo obywatelstwa, również wśród fotografujących.
Do tej nieścisłości dołożę moją własną - tak półżartem. Dla mnie, prywatnie, fotomakrografia oznacza, że fotografia oglądana - obojętnie jak: na monitorze, odbitce z fotolabu, czasopiśmie czy książce przedstawia powiększony obraz obiektu. Kto tak naprawdę wie, poza fotografem, jakie było odwzorowanie na filmie czy matrycy? Na większości powszechnie oglądanych fotografii (weźmy na przykład krajobraz, architekturę czy choćby portret) obraz jest znacznie mniejszy od fotografowanego obiektu. No to dlaczego nie przyjąć, że kiedy jest odwrotnie, mamy do czynienia z (foto)makrografią. Opis dotyczyłby w tym przypadku obrazu oglądanego, a nie zarejestrowanego. Nie prościej i bardziej praktycznie? No, ale dosyć tych "herezji".
Prawdziwą fotomakrografię (tę w wąskim, formalnym ujęciu) najlepiej jest oczywiście uprawiać z wykorzystaniem stałoogniskowych obiektywów skonstruowanych (odpowiednie rozmieszczenie układów soczewek) specjalnie do makrofotografii. Są to jedne z najlepszych obiektywów w ogóle, świetne również do fotografii portretowej. Mają one jednak zasadniczą wadę (dla większości fotoamatorów) - jest nią wysoka cena. W ofercie wielu firm są również tak lubiane uniwersalne obiektywy zmiennoogniskowe (zoomy) z oznaczeniem macro. Chociaż nie mają one konstrukcji swoistej dla typowych obiektywów macro, pozwalają na fotografowanie w dużym zbliżeniu, zwykle do skali odwzorowania do 1:2. Posiadacze lustrzanek, a ostatni również korpusów bez lustra, ale z wymiennymi obiektywami, mają jeszcze do dyspozycji cały szereg innych rozwiązań: pierścienie pośrednie, mieszki lub telekonwertery montowane między aparatem a obiektywem. Ponadto duże powiększenia dobrej jakości uzyskuje się montując w aparacie normalny obiektyw przy użyciu pierścieni odwrotnego mocowania.
Fotoamatorom chcącym zapoznać się szczegółowo z teorią i praktycznymi rozwiązaniami w zakresie makrofotografii (= fotomakrografii) polecam opracowanie Marka Wyszomirskiego <http://www.fotografia-rzyrodnicza.art.pl/porady.php?p=1>.
Cz. 2. KOMPAKT CZY LUSTRZANKA
Złota myśl 1. - nie moja
Czas na złotą myśl, która pochodzi z doskonałego felietonu Wojtka Tkaczyńskiego opublikowanego 11 marca 2007 r. na łamach Fotopolis, http://www.fotopolis.pl/index.php?n=5623: „… pamiętajcie, że nie ma aparatu najlepszego dla wszystkich. Najważniejszym kryterium oceny sprzętu jest jego przydatność do realizacji Waszych zamierzeń.” W tym sformułowaniu jest zawarta cała prawda, i tylko prawda. Doskonale wiedzą o tym profesjonaliści, podczas gdy amatorzy toczą zażarte, często jałowe dyskusje i prezentują skrajnie rozbieżne poglądy na temat sprzętu do fotografowania (bywa, że nie mieli go nawet w ręku), zamiast robić coraz lepsze zdjęcia tym sprzętem który mają.
Najważniejszą zaletą lustrzanek jest bardzo dobra jakość obrazu dla dużego zakresu czułości ISO (niezwykle ważne w warunkach słabego oświetlenia), a poza tym szybkość autofokusa i możliwość doboru odpowiedniego obiektywu. Jednakże nawet tanie amatorskie lustrzanki, jeżeli są wyposażone w dobre obiektywy macro, są dużo droższe od najdroższych kompaktów. A przecież na jednym obiektywie do lustrzanki zakupy „szkieł” nie kończą się. Dla części fotoamatorów zestawy lustrzankowe są zbyt ciężkie i niewygodne do makrofotografii przyrodniczej. Aspekt wygody jest dla mnie nie do przecenienia. Jakże kłopotliwe jest komponowanie obrazu rosiczki w bagnistym terenie posługując się wizjerem. Na szczęście producenci lustrzanek, w ślad za pionierską konstrukcją E 330 Olympusa, poważnie podeszli do problemu komponowania na wyświetlaczu w układzie live view. Możliwe jest nawet automatycznie ustawianie ostrości w tym układzie. Na początku 2008 r. korpusy E3 Olympusa, Lumix L10 Panasonika oraz alfa 300 i 350 Sony wyróżniały się bardzo korzystnie zastosowaniem w nich ruchomych wyświetlaczy. W ten sposób lustrzanki, czerpiąc z rozwiązań stosowanych od dawna w kompaktach, ułatwiają amatorską fotografię zbliżeniową.
Zaletą kompaktów, tych mających ruchomy wyświetlacz, jest przede wszystkim wygoda fotografowania. Aparaty kompaktowe z najwyższej półki mają ponadto bardzo dobre obiektywy. Nie bez znaczenia są znacznie niższe koszty sprzętowe (jeden aparat – jeden obiektyw). Ale kompakty mają poważne wady. Największą wadą kompaktów są ich malutkie matryce, w których producenci pakują coraz większą liczbę pikseli. Efektem są mikropiksele o wymiarze 2-3 μm, podczas gdy w lustrzankach mają one co najmniej 4-10 μm. Wynikają z tego same problemy: przede wszystkim mała dynamika i rozpiętość tonalna; małe piksele nie rejestrują wystarczająco różnic w ilości przyjmowanych fotonów. Dalej - duże szumy (błędne sygnały nawet przy niskich wartościach ISO), oraz przekłamane kolory. Należy unikać fotografowania w bezpośrednim silnym świetle słonecznym oraz zrezygnować z ustawień automatycznych, natomiast umiejętnie posługiwać się ustawieniami ręcznymi, zwłaszcza przesłony i kompensacji ekspozycji. Bardzo często zdjęcie bezpośrednio z aparatu nie nadaje się do wykonania dużej odbitki. Aby poradzić sobie z tymi problemami, należy nauczyć się odszumiania i dalszej globalnej obróbki (naprawiania) zapisanego obrazu w odpowiednim programie komputerowym. Ale uwaga dla początkujących – posługując się niesprawnie fotoedytorem można bardzo łatwo zdjęcie zepsuć.
Tryb macro - co to takiego?
Należy jednoznacznie stwierdzić, że tzw. tryb macro, proponowany w aparatach kompaktowych (czasami również w amatorskich lustrzankach) z obiektywami o zmiennej ogniskowej jest jednym wielkim oszustwem ze strony producentów. Poza małą skalą odwzorowania (mniejszą nawet niż 1:10), wadą towarzyszącą tego trybu jest zbyt duża głębia ostrości, nie pozwalająca na wystarczająco różnicujące wydobycie obiektu z otoczenia. Jak zatem zbliżyć się do fotomakrografii dysponując kompaktem? Okazuje się, że można. Wielu fotografów to robi lub robiło w przeszłości, zanim przesiedli się na lustrzanki. Do wyników prawdziwych lustrzankowych obiektywów macro można zbliżyć się nieco wykorzystując wysokiej jakości przystawki afokalne (makrokonwertery). Dokładniej temat ten rozwinę dalej.
MÓJ IDEAŁ
Mój ideał aparatu do fotografii zbliżeniowej (abstrahując od wyboru: kompakt czy lustrzanka), cechuje:
1. Wysoka jakość zdjęć: ostrość, małe szumy, dobra dynamika i odwzorowanie barw, co zależy od dwóch spraw technicznych (p. 2 i 3).
2. Optyka o dobrej rozdzielczości, ogniskowa rzeczywista 50-150 mm (używam statywu lub monopolu).
3. Matryca do 10-12 megapikseli (to wystarczy do kadrowania i nawet wystawowych powiększeń amatorskich), o możliwie dużych fizycznych rozmiarach (najlepiej lustrzankowa).
4. Ruchomy duży wyświetlacz live view do komponowania zdjęcia, dający dobry obraz w każdych warunkach oświetlenia.
5. Stabilizacja drgań (lepsza w obiektywie - ale dla lustrzanki z kilkoma obiektywami stabilizacja w korpusie wychodzi dużo taniej).
6. Wewnętrzne ogniskowanie w obiektywie (obiektyw o stałej długości zapewnia m.in. czystość w jego wnętrzu oraz wygodę podczas fotografowania z małych odległości).
7. Samowyzwalacz oraz zdalne sterowanie migawką (najlepiej bezprzewodowo).
8. Dobra ergonomia (wygoda i jeszcze raz wygoda).
9. Niezbyt duże wymiary i masa całkowita – z obiektywem poniżej 1 kg (kilka godzin chodzenia i fotografowania w trudnych warunkach terenowych).
10. Solidne metalowe gniazdo statywowe.
Trudno spełnić wszystkie te wymagania w jednym aparacie. Najczęściej rozwiązanie jest kompromisem. Każdy fotografujący powinien stworzyć swoją hierarchię ważności wymagań stawianych aparatowi.
Wygrywa lustrzanka z której usunięto lustro i pryzmat
Bliskim ideału do uprawiania fotografii zbliżeniowej jest wprowadzony w roku 2008 przez firmy Olympus i Panasonic system mikro cztery trzecie (M4/3): niby lustrzanka, a nie lustrzanka – aparat kompaktowy, ale z wymienną optyką. Mały lekki korpus (oby był solidny i szczelny) z matrycą 4/3 (oby była wysokiej jakości), bez lustra, ale z żywym podglądem w elektronicznym wizjerze (dobrej jakości) i na wyświetlaczu (ruchomym). Jego zaletą jest to, że pozwala na oglądanie kadru takim jaki będzie zarejestrowany. Dla mnie jest to bardzo ważne. Brak lustra oznacza eliminację drgań powodowanych jego „klapaniem”; to też jest bardzo ważne. W ślad za systemem M4/3 również inne firmy uruchomiły produkcję korpusów bez lustra. Przoduje tu Sony ze świetnymi korpusami wyposażonymi w dużo większe matryce, zapewniające najwyższą jakość obrazowania.
Ale ja pozostaję przy systemie M4/3. Wybór obiektywów po prawie 10 latach istnienia systemu jest już satysfakcjonujący. Obok produkowanych przez firmy macierzyste, dzięki dostępności różnych adapterów, można wykorzystać prawie wszystkie inne stare i nowe szkła pozostałych firm.
Cz. 3. KORZYSTAJĄC Z KOMPAKTÓW
Fotografując zbliżenia kompaktem jedynym rozwiązaniem z wyboru są przystawki afokalne (soczewki powiększające montowane przed obiektywem), ale tutaj należy być bardzo ostrożnym. Używając apochromatycznych, dwu- lub trój-elementowych sklejanych przystawek afokalnych można uzyskać dobrej jakości zdjęcia, dające się powiększyć nawet do formatu 40x60 cm. Producenci aparatów fotograficznych (Canon, Nikon, Olympus, Panasonic, Pentax) wytwarzały dedykowane achromatyczne przystawki afokalne o bardzo dobrej jakości, w cenie kilkuset zł. Z drugiej strony na rynku jest dużo tanich soczewek (w kompletach są zazwyczaj trzy soczewki o różnej mocy), nawet z renomowanych firm optycznych, które należy od razu pominąć. Są to pojedyncze soczewki o dużych aberracjach sferycznych i barwowych. Kupione przeze mnie nowiutkie soczewki uznanej japońskiej firmy w cenie 30-40 zł za sztukę nigdy nie dały zadawalających wyników. Zdjęcia nie nadawały się do oglądania na skutek rozmycia obrazu. Po kilku próbach wybrałem stosunkowo tanie (poniżej 200 zł) konwertery Raynoxa. Ich jakość (rozdzielczość) dorównuje jakości leikowskich obiektywów w Lumixach. W stosunku do trybu „makro” aparatu FZ50 przy wartościach ogniskowej, powyżej 80 mm „moje” konwertery Raynoxa dają powiększenie ponad 4x (DCR-150, odległość między obiektem a przystawką około 18 cm) oraz ponad 6x (DCR-250, odległość około 11 cm). Jest to oczywiście fotografia close-up, a nie macro w ścisłym rozumieniu tego terminu. Wadą (nie tylko moim zdaniem) makrokonwerterów Raynoxa jest sposób ich mocowania na obiektywie za pomocą sprężynujących zaczepów. Niby to jest wygodne, ale jednocześnie dość trudno jest uzyskać koncentryczne ustawienie po osi obiektywu. Mocowanie snap on zastąpiłem pierścieniami określanymi jako redukcje filtrowe.
Makrofotografia kompaktami z użyciem przystawek afokalnych ma swoje ograniczenia optyczne. Dla poprawnego fotografowania obiektów o różnej wielkości należy mieć zestaw przystawek o różnej mocy. Moc soczewki zmienia właściwości optyczne obiektywu (powiększenie) i sztywno decyduje o odległości aparatu od fotografowanego obiektu (równej lub bliskiej długości ogniskowej użytej soczewki). Zwłaszcza to ostatnie może okazać się bardzo niewygodne. Uzyskiwane powiększenie, natomiast, zależy nie tylko od mocy soczewki, ale również od ogniskowej obiektywu. Bardzo korzystne są tzw. superzoomy, w których zmieniając ogniskową, można wypełnić kadr obiektami o różnej wielkości. Nie wszystkie jednak obiektywy tego typu zapewniają dobrą jakość obrazu.
Na marginesie: po przekroczeniu 10- czy 12-krotności zoomów producenci chyba przesadzili, podobnie jak w przypadku ponad 10- i więcej megapikselowych matryc w kompaktach. W obydwu przypadkach ten wyścig daje w efekcie wyraźne pogorszenie jakości zdjęć.
Ustawianie ostrości
Ustawianie ostrości przy zastosowaniu przystawek afokalnych jest sprawą szczególną. Przystawka sprawia, że o ostrości decyduje przede wszystkim odległość ogniskowania zmienionego układu optycznego, a zatem odległość aparatu od obiektu. Dla wygody podaję odległości od przedniej soczewki aparatu (prawidłowo powinno być - od płaszczyzny matrycy albo od optycznego środka obiektywu, ale kto wie gdzie jest ten środek? A zatem od przedniej soczewki. W przypadku konwerterów Raynoxa jest to około 11 cm dla DCR-250 (moc ok. 6,5 dioptrii) i około 18 cm dla DCR-150 (moc 9 dioptrii). Dla soczewek o mniejszej mocy odległości są znacznie większe, np: ok. 25 cm dla 4 dioptrii, ok. 50 cm dla 2 dioptrii, ok. 100 cm dla 1 dioptrii. Około, a nie dokładnie tyle, ponieważ nie jest to wartość stała - ma tu nieco do powiedzenia również wybrana przez nas ogniskowa obiektywu. Ale różnice w odległości wynikające z zastosowanej ogniskowej nie są zbyt duże. Po zgrubnym „złapaniu” odległości należy obraz dokładnie wyostrzyć w trybie manualnym lub automatycznym. Uprawiając fotografię „małej przyrody” z zasady rezygnuję z komponowania i ustawiania ostrości w wizjerze. Dobry ruchomy wyświetlacz jest do takiego fotografowana niezastąpiony, pozwala nie tylko na komfortową pracę w trudnych warunkach, ale także na obserwowanie otoczenia. Przy małych wartościach ogniskowej najczęściej korzystam z ostrzenia ręcznego, przy końcu tele – raczej z autofokusa. Czy tak, czy tak - o złapaniu ostrości lub jej utracie decydują minimalne ruchy aparatu w kierunku do obiektu. Można nawet przyjąć ten ruch jako ostatecznie decydujący w procesie ostrzenia.
W fotografii zbliżeniowej pierwszoplanową rolę odgrywa głębia ostrości (GO), która jest bardzo mała – milimetrowa, a czasami wręcz „papierowa”. To dobrze i źle zarazem. Mała GO pozwala, z jednej strony, na jednoczesne wyeksponowanie obiektu i neutralizację lub eliminację niechcianego tła, ale może jej brakować, kiedy chcemy żeby ostre były i czułki, i oko, i chociaż jedna noga motyla. W fotografii zbliżeniowej, bardziej niż w „normalnej” GO zależy od skali odwzorowania: im odwzorowanie większe, tym GO mniejsza. Oczywiście pośrednio zależy od użytej ogniskowej obiektywu, odległości i wielkości matrycy, ale właśnie pośrednio - przez skalę odwzorowania. Pomijam ważne zagadnienie wielkości prążka rozproszenia, która także ma wpływ na GO, ale dla określonej wielkości matrycy ma wartość stałą. Należy to uwzględnić, kiedy porównuje się fotografowanie aparatami różniącymi się znacznie wielkością matrycy. Zwiększenie rozmiarów matrycy zwiększa krążek rozproszenia i zmniejsza GO. Dla nas (fotografujemy jednym aparatem) drugim parametrem, obok skali odwzorowania, którym możemy zmieniać GO jest przysłona: zwiększeniu GO sprzyja zmniejszenie otworu w obiektywie. Ale tutaj ostrożnie – w aparatach kompaktowych po przekroczeniu F/5 – F/8 spada jakość obrazu na skutek zjawiska dyfrakcji. A wracając do naszego motyla – niewiele można poradzić w zakresie zwiększenia GO: może niech lepiej motyl ustawi się inaczej, może niech fotograf zmieni kierunek fotografowania, a może przeciwnie – przez małą GO uzyska się interesujący efekt estetyczny i wzmocnienie wizualnego odbioru obrazu. Starajmy się odwracać niekorzystne parametry fotografowania na korzyść końcowego obrazu.
Złota myśl 2. - teraz już moja
Uczmy się od najlepszych, oglądajmy ich prace jednak krytycznie; ale najbardziej krytycznie oglądajmy przede wszystkim swoje zdjęcia. Róbmy je jednak po swojemu - starajmy się być rozpoznawalni (oj, to chyba już jednak nie jest moje).
Cz. 4. ERA BEZLUSTERKOWCÓW
Pisane w lutym 2009:
W ubiegłym tygodniu miałem G1 w ręku, zrobiłem zdjęcia testowe - czułość ISO 400: szumy? Drobniutkie jednorodne szare ziarenka, nie ma kolorowych artefaktów. Chciałbym mieć takie szumy przy ISO 100 z matrycy w FZ50. Zapadła decyzja - wczoraj złożyłem zamówienie.
Jest; mam go od czterech dni. Na pochwałę zasługuje duży wyświetlacz, jego mocowanie, jakość obrazu na nim, komfort komponowania w pozycji pionowej z żabiej perspektywy (prawie niemożliwe w FZ50). Szybkość ostrzenia AF w trybie live view jest rewelacyjna; żadna sprawdzana przeze mnie lustrzanka w trybie live view nie dorównuje G1. Ale żeby nie było tak słodko - zapis nawet w formacie JPG jest powolny - wyświetlacz zamiera, a przypadku RAW+JPG zamiera na baaardzo długo. Wracam do pozytywów: aparat zapewnia mnóstwo ustawień manualnych, co czyni go dobrym sprzętem do fotografowania w rękach nawet bardzo wymagającego fotoamatora. Dojście do niektórych funkcji i nastaw jest mało intuicyjne. Żeby te możliwości wykorzystać i zacząć świadomie fotografować należy bezwzględnie przekopać całą instrukcję.
Testy wstępne z użyciem makrokonwertera Raynox DCR 250 (około 8 dioptrii)i Olumpus MCON-40 (2,5 dioptrii, ogniskowa 400 mm) wykonane na "domowych" modelach. Raynox daje niezłe zwiększenie skali, ale winietowanie występuje przy wszystkich długościach ogniskowej. Należy fotografować w zakresie f= 30-45 mm, a następnie kaDRować. Zdjęcia ilustrujące wyniki testu zamieszczone są w galerii obok. Konwewrter Olympusa o dużej średnicy nie winietuje w całym zakresie zoomu, ale pozwala zwiększyć skalę odwzorowania tylko o 30%.
Pozostając przy obiektywie kitowym 14-45 mm i konwerterach, należy używać tych o większej średnicy, dobranej do gwintu filtrowego i możliwie dużej mocy skupiania, np. 4-10 dioptrii. To zmusza do fotografowania z małej odległości, odpowiadającej ich ogniskowej (od 200 do 100 mm).
Po testach wstępnych wybrałem się na wystawę storczyków w łódzkim Ogrodzie Botanicznym. Oświetlenie sztuczne mieszane (świetlówki+reflektorki halogenowe). Ustawiłem automatyczny balans bieli (nie mam zastrzeżeń do wyników), czułość ISO 400 (wg pomiarów dxomark jest jednak wyższa, bo 540, zakres dynamiki około 8,9EV) - jakość całkowicie do zakceptowania bez usuwania szumów (moim zdaniem). Fotografowałem z wykorzystaniem makrokonwertera Olympus MCON-40. To wystarcza przy fotografowaniu kwiatostanów. Można również poprzestać na "gołym" obiektywie. Czasy długie, zatem wszystko ze statywu. Przetestowałem szeroki zakres ustawień ujemnej kompensacji ekspozycji, ponieważ taką korekcję stosuję zazwyczaj fotografując w terenie. Zapis w formacie JPG. W PhotoShopie usunięcie "pustego" w poziomach. Zdjęcia zostały maksymalnie przycięte (dla usunięcia niepożądanych elementów), zmniejszone do prezentacji w internecie i minimalnie wyostrzone. Na RAW przyjdzie czas, albo i nie przyjdzie, bo w JPGu nie jest źle.
Jedno zdjęcie jest powtórzone w czułości 1600 ISO (wg dxomark około 2080 ISO, dynamika około około 6,8EV; wynik nie do zaakceptowania). Granica akceptacji leży gdzieś około 800 ISO (wg dxomark jest to ponad 1100 ISO, dynamika 8,15EV).
Nareszcie był ładny, wiosenny dzień i testy w terenie. W silnym słońcu, kiedy FZ50 zawodzi, G1 spisał się dobrze. Obok próbki z natury. Szkło, jak na kitowe, nie jest złe, tylko przydałaby się dłuższa ogniskowa, przynajmniej do 100 mm. Przy 45 mm moje makrokonwertery nie dają wystarczającej skali odwzorowania. Konieczny będzie zakup obiektywu macro.
Miałem okazję przetestowania dwóch obiektywów macro.
1. Zuiko 50 mm F/2,0 macro (z G1 przez adapter, ostrzenie tylko w trybie manualnym). Kultura pracy nie jest najlepsza - obiektyw hrumka podczas ostrzenia. Ostrzenie manualne jest bardzo precyzyjne, ale w terenie trudne – zbyt duże powiększenie „lupki” w G1. Z bardzo dobrym wynikiem można fotografować rośliny, jednak do owadów, zwłaszcza w ruchu, MF nie zdaje egzaminu. Poza tym zbyt mała skala odwzorowania (1:2), chociaż przy przyzwoitej odległości roboczej ok. 10cm.
2. Elmarit 45 mm F/2,8 macro (z G1 zarówno MF jak i AF)
Komfort fotografowania i kultura pracy obiektywu bardzo dobre (ostrzenie ciche, w trybie MF gładkie). Przy bardzo małych odległościach AF jednak błądzi, trzeba ostrzyć wstępnie trybie MF, a następnie AF na punkt. Obiektyw pięknie maluje rośliny (tu celujący), ale z ostrym rysowaniem oka robala nie jest dobrze (nie dam nawet pełnej czwórki). Odwzorowanie szczegółów, jak na szkło macro, nie jest wystarczające, może do portretów – ale F/2,8 daje raczej za dużą GO).
Skala odwzorowania 1:1 zachęca, ale odległość robocza tylko ok. 5cm zniechęca.
Werdykt: w grudniu 2010 sprawiłem sobie prezent na przyszły rok – jednak jest to Elmarit 45 mm F/2,8 macro.
Drugi testowany przeze mnie egzemplarz okazał się "o niebo" lepszy optycznie. Lepszy nawet niż testowany wcześniej Zuiko 50mm macro, a także lepszy niż testowane ostatnio Sigmy 105 i 150 mm macro. Uroczyście dwołuję moje zastrzeżenia do konstrukcji sygnowanej przez Leikę. Ale, niestety, taki rozrzut jakości dwóch egzemplarzy tego samego obiektywu pozostawia w bardzo złym świetle producenta (Panasonika).
Lekcja na przyszłość: ostrożnie z ocenami stawianymi przez recenzentów, ich testami w laboratorium i zdjęciami testowymi w terenie. Przed decyzją zakupu obiektywu zawsze sprawdź konkretny egzemplarz, i zrób to na obiektach, które zamierzasz fotografować. Czekam zatem na wiosenne wyjście "w pole" na owady i pająki. Wcześniej 45mm macro zostanie sprawdzone jako szkło portretowe.
Styczeń 2011
Stałoogniskowe obiektywy macro podczas ogniskowania na małe odległości (przy zmianie skali odwzorowania w kierunku do 1:1) znacznie skracają ogniskową. Podobno Sigma 150mm F/2,8 macro dla skali 1:1 ma tylko 75mm. Postanowiłem sprawdzić to testując PanLeikę Elmarit 45mm macro.
Pierwszy test z puszkami po piwie w tle zaskoczył mnie bardzo. A piwa przed i w czasie testu nie piłem, chociaż jestem absolwentem nie istniejącego już Technikum Browarniczego (w Tychach), i piwo nadal lubię. Postanowiłem zatem zrobić pomiary. Wykonałem domowym sposobem tablicę na papierze kratkowanym, umieściłem ja w stałej odległości 62 cm od matrycy i mierzyłem rozpiętość pola po przekątnej w zakresie ogniskowania między 60 a 15 cm (od matrycy, czyli od ok. 51 do ok. 6cm od przedniej soczewki).. Przyjmując arbitralnie stały środek optyczny obiektywu w odległości ok. 5cm od matrycy wyliczyłem wartości tangensa (dla ½ przekątnej) i oszacowałem połowę kąta widzenia dla coraz mniejszej odległości ogniskowania.
Zdaje sobie sprawę, że użyta technika, pomiary domowe i przyjęte upraszczające założenia są źródłem błędów, ale tendencja jest bardzo wyraźna. Dla odległości ogniskowania 50-60cm (roboczej 41-51 cm, skala około 1:10) „wyszedł” mi kąt około 27 stopni, tak jak podaje to producent. Dla 40cm już 26st., dla 35cm – 24 st., dla 30cm – 22 st., dla 25cm – 20 st., dla 20cm – 18 st., dla 15cm (6cm od przedniej soczewki, skala odwzorowania 1:1) – tablica pomiarowa w tle (na 60cm) była nieczytelna, zatem wyniku dla prawdziwego macro nie mam, ale szacuję go na ponizej 15 st.
Zatem poniżej 50cm ogniskowa zmienia się bardzo, ale w kierunku przeciwnym − wydłuża się. I jak to się ma do wiedzy „książkowej” ?Ja się cieszę, bo kąt widzenia przy dużych zbliżeniach staje się coraz mniejszy. A tak naprawdę to w makrofotografii właśnie kąt widzenia obiektywu jest ważny. Im mniejszy kąt (= dłuższa ogniskowa), tym mniejsze pole widzenia w tle, mniej elementów tła na zdjęciu i lepszy bokeh.
Sigma 150 mm f/2,8 macro!
Stało sie - kupiłem drugie szkło macro – tym razem z długą ogniskową. Decyzja nie przyszła łatwo, ani szybko. Do wielu zbliżeń (zmije, pszczoły, owady i pająki na wodzie okazało się, że 45 mm to za mało - za krótka odległość robocza. Teraz skalę odwzorowania 1:1 uzyskuje z odległości 19cm, z ogniskową 45 mm jest tylko około 6 cm. Różnica ogromna. A jak pracuje Sigma 150 mm? Próbki zdjęć muszelki z odległości około 40 cm i 20 cm. Po zmniejszeniu delikatne wyostrzenie w PSE4 (100-0,3-0).
Dwa obiektywy macro o bardzo różnej charakterystyce optycznej można wykorzystywać w różnych sytuacjach. Chodzi nie tylko o oczywistą wygodę wynikającą z dużo większej odległości fotografowania. Długa ogniskowa to ograniczenie kąta widzenia i lepsze rozmycie tła, przy czym wpływ ogniskowej na głębię ostrości dla dużej skali odwzorowania w fotografii zbliżeniowej (1:10 do 1:1) jest nieistotny - praktycznie niezauważalny. Odkąd mam Sigmę, jest ona niemal na stałe umocowana do jednego z moich Lumiksów. Używam jej wyłącznie ze statywem i kabelkiem spustowym.
Teleobiektyw Panasonic G VARIO 100-300mm f/4-5,6
Decydując się na aparat systemowy z wymienną optyką zdani jesteśmy na zmagania ze "szklarnią". Potrzeby w tym zakresie są duże i czasami nie do nasycenia. W aparatach systemu m4/3 to nienasycenie dotyczy głównie jakości optycznej oferowanych obiektywów firmowych. Nie są to obiektywy z najwyższej półki. Mimo tego, zamiast kupić dobrej jakości teleobiektyw innej firmy i podpinać go przez adapter, zdecydowałem sie na konstrukcję Panasonika. Zadecydowała częsta potrzeba automatycznego ustawiania ostrości. We wrześniu 2011 kupiłem G Vario 100-300mm, a w listopadzie, stojąc na tarasie domu, zrobiłem nim pierwsze zdjęcia dzięcioła (obok) na rosnącej na podwóku lipie. Punktowy autofokus zdał egzamin; ostrość na końcu tele też do zaakceptowania.
Po ponad rocznym używaniu tego szkła mogę stwierdzić, że nie należy do wyróżniających się, ale dla mnie jest wystarczająco dobre w zakresie ogniskowej 100-250 mm (im krócej tym lepiej) na odległość do 30 maksymalnie 50 m. Marzy mi się jednak dedykowana do systemu m4/3 lekka jasna stałka 300 lub 400 mm.
Łódzkie Targi Film Video Foto 2012
Warsztaty "Fotografia odkryta na nowo. Co wyróżnia system Mikro Cztery Trzecie i aparaty Panasonic Lumix G" były dla mnie niepowtarzalną okazja do sprawdzenia dwóch korpusów G3 i GH2 − ich ergonomii, możliwości technicznych i jakości uzyskiwanych nimi zdjęć.
Jakie było pokłosie łódzkich targów? Tydzień później okazyjnie kupiłem używany korpus... GH1! Na tle G1 wyraźnie poprawiona jakość zdjęć (lepsza również niż z GH2), jeżeli chodzi o szumy i przede wszystkim rozpiętość tonalną. Może zacznę też kręcić filmiki? No i zacząłem, i do tego bardzo trudny temat, bo borsuki nocą. Drugim nabytkiem zainspirowanym obiektywami pokazanymi mna Targach jest Samyang 7,5mm F/3,5, rybie oko. Nie nadużywam go, ale zabawa tym szkłem daje dużo przyjemności.
Łódzkie Targi Film Video Foto 2013
Mój potargowy typ to M.Zuiko 60mm F/2,8 macro - świetna konstrukcja, a na dodatek zbiera bardzo korzystne opinie za jakość optyczną od recenzentów i wśród użytkowników. Podpięty do mojego GH1 dał bardzo dobre wyniki. Testowałem też krótko korpus Olympusa OM-D E-M5. Świetny aparat, piękny stylowy korpus, chyba najlepsza jakość zdjęć w systemie m4/3, ale jednak to nie jest aparat dla mnie. Dla mnie jest za mały, a jego ergonomia i guzikologia (pokrętła i przyciski) oraz dochodzenie do ustawień w menu aparatu są dalekie od optymalnego/intuicyjnego. Lumiksy serii G/GH w tym zakresie są dużo bardziej przyjazne. Pewnie nie jestem obiektywny, pewnie też w mojej ocenie dużą rolę odgrywa przyzwyczajenie do Lumiksów, zatem nie tylko nie odradzam zakupu tego aparatu, ale wręcz przeciwnie - zachęcam - jest świetny (i powszechnie chwalony). Tyle tylko, że nie dla mnie. Dla mnie byłby GH3, tylko że na całych Targach i na warsztatach firmowanych przez Panasonika nie było ani jednego egzemplarza. Zapatrzony na Amerykę Panasonic za nic ma sobie polskich fotografów. Przez to (a także z innych powodów) nie lubię Firmy Panasonic, i... mimo to nadal pozostaję wierny jej produktom.
Maj 2013
O obiektywach makro w systemie Mikro Cztery Trzecie subiektywnie
Od trzech lat szukam dla siebie najlepszego obiektywu makro do moich Lumiksów G1 i GH1. Najpierw zacząłem wykorzystywać Leicę DG Macro-Elmarit 45 mm f/2,8. Ponieważ ta ogniskowa jest dla mnie zbyt często za krótka, dokupiłem Sigmę 150 mm f/2,8 z przejściówką z bagnetu 4/3 na m4/3. Zestaw z Lumiksem G1 wygląda dość komicznie – armatnia lufa, do której podczepiony jest malutki korpusik. Masa i ergonomia zestawu zmusiła mnie do przejścia z monopodu na statyw z solidną głowicą kulową. Ale najważniejsze, że ważki i motyle już mi tak szybko nie uciekają.
I tak zostałem zmuszony do noszenie dwóch obiektywów makro i dokonywania ciągłych wyborów – kiedy który? Mimo że Sigma jest ciężka i niewygodna, ponad 90 procent zdjęć zbliżeniowych przez dwa lata wykonywałem właśnie tym szkłem. Zdjęcia nim wykonane nie są wprawdzie tak ostre, jak te z Elmarita (tu miem jednak szczęście, bo mój egzemplarz jest rekordowo ostry), ale mają piękną plastykę. To właśnie, obok długiej ogniskowej, sprawiło że tak “chętnie męczę się” właśnie z Sigmą. Ale mam już dość jej ciężaru, wielkości i niewygody w moim fotografowaniu!
Na ostatnich Targach w Łodzi dotknąłem nowego M. Zuiko 60 mm f/2,8 i zrobiłem tym obiektywem kilka zdjęć testowych. Po ich obejrzeniu w domu zapałałem głębszym uczuciem do tego szkła i kupiłem je, jak tylko mogłem najszybciej. Taka miłość od pierwszego spojrzenia!
W terenie okazało się, że ogniskowa jest dla mnie jednak nadal za krótka. Ale poza tym obiektyw jest świetny – no, prawie, bo przegrywa z Elmaritem w szybkości AF. Elmarit w trybie AF ostrzy błyskawicznie, natomiast M.Zuiko z korpusami G1 i GH1, mimo przełącznika zakresów, błądzi czasem przez sekundę, czasem krócej, a czasem dłużej. To poważna wada, ponieważ dużo zdjęć zbliżeniowych wykonuję z automatu. Dopiero zwiększając skalę odwzorowania blisko 1:1, i kiedy fotografowany obiekt nie rusza się, przechodzę na ręczne ustawianie ostrości. Spece od makrofotografii zalecają wyłącznie ostrzenie ręczne, ale ja nauczyłem się korzystać w Lumiksach z bardzo celnego AF, i bardziej mu wierzę niż własnemu oku i własnej ręce. Tylko Sigmą ostrzę ręcznie, bo inaczej w zestawie z Lumiksami nie da się.
Ponadto M. Zuiko 60 mm nie ma stabilizacji optycznej, a pozycja przełącznika zakresów ogniskowej jest niewygodna. Sporo niedogodności. A co dobrego mogę powiedzieć o tym obiektywie? Przede wszystkim piękny bokeh. Potwierdzam obserwacje Tomka – rozmycie dalszego planu jest rewelacyjne. Plastykę obrazu z tego obiektywu cenię bardziej niż szczegółowość detali (nawet w makrofotografii), chociaż ostrość i odwzorowywanie szczegółów M. Zuiko zapewnia także na bardzo dobrym poziomie, i to już od pełnego otworu. No i niezwykle ważna w moim fotografowaniu wygoda pracy. Obiektyw podpięty do Lumiksów daje bardzo ergonomiczny zestaw zarówno do fotografowania z ręki, jak i z monopodu czy statywu. Ostrzenie ręczne jest niezwykle precyzyjne dzięki bardzo dlugiemu “dokręcaniu” pierścieniem ostrości. Dla wielu pełny kąt obrotu pierścienia ostrości będzie zbyt duży; dla mnie nie, bo zapewnia bardzo dużą precyzję.
Dylemat: Decyduję się na pozostawienie tylko jednego obiektywu. Tymczasem każdy z tych trzech ma zalety i wady. Elmarit 45 mm jest ostry, ma stabilizację i błyskawiczny AF, ale jest stanowczo za krótki. M. Zuiko 60 mm jest też jeszcze za krótki, nie ma stabilizacji (ale ja rzadko fotografuję z ręki), a jego AF zbyt długo błądzi (i to mimo wyboru zakresów odległości fotografowania). Sigma 150 mm daje piękną plastykę obrazu i ma idealną długość ogniskowej, ale jest za ciężka i w połączeniu z G1/GH1 tworzy zestaw bardzo nieergonomiczny. Zaletą wszystkich trzech obiektywów jest wewnętrzne ogniskowanie; nic mi się nie wysuwa i nie zmniejsza dystansu do płochliwych obiektów.
Decyzja: W moim arsenale zostaje tylko M. Zuiko 60 mm. Obiektyw ten nie jest może najlepszy z całej trójki, ale polubiłem go od pierwszego dotknięcia, a później wybaczyłem mu wszystkie jego wady, za bokeh i plastyke obrazów, jakie nim uzyskuję (w załączeniu próbki pierwszych zdjęć).
Sigma i Elmarit przeznaczone zostały zatem (trochę z żalem)do odprzedania. Być może taki sam los spotka w przyszłości również M. Zuiko 60 mm, jeżeli pojawiłby się lekki, dedykowany do systemu Mikro Cztery Trzecie obiektyw, który będzie miał ogniskową zbliżoną do Sigmy, ostrzył w AF szybko jak Elmarit i miał bokeh jak M. Zuiko.
Cz. 5. Olympus vs. Panasonic
2016-11-09
Wstawiam ten tekst (przesłałem go również do Firmy Olympus Polska) po kupieniu trzeciego już obiektywu tej Firmy (M.Zuiko 60 mm f/2,8 macro, 40-150 mm f/2,8 i 9-18 mm f/4-5,6 - obecnie w testach) i… ani jednego ich korpusu. Kiedy ukazał się pierwszy korpus m4/3 stwierdziłem publicznie (na różnych forach), że przez wyrzucenie lustra i pryzmatu został zaprojektowany na moje życzenie. Do dzisiaj używam starego Lumiksa G1, tyle tylko, że przerobionego na rejestrowanie obrazu w podczerwieni.
Porównując jakość obrazowania, od początku patrzyłem w stronę korpusów Olympusa. Niestety, dla mnie były za małe, z ułomną ergonomią i mało intuicyjnym, zawiłym menu. Nie skusiła mnie nawet rewelacyjna jakość obrazu z matrycy w O-MD E-M5. Dla wygody użytkowania pozostałem przy korpusach konkurencji, i obecnie używam Panasonikowe GH1 i GH3 (świetna „guzikologia”), cały czas patrząc jednak w kierunku Olympusa. Co do kieszeni (i damskiej torebki), to do kieszeni, ale do trudniejszej pracy w terenie potrzebny jest porządny, ergonomiczny zestaw z wyrzuceniem na korpus programowalnych przycisków. Teraz (dla mnie trochę za późno) Olympus już ma takie propozycje.
Kiedy pojawił się bardzo ciekawy korpus OM-D E-M1, uznałem że chyba już czas zmienić producenta. Wielkie brawa za programowalne przyciski. Matryca 16 MP całkowicie wystarcza do robienia wystawowych powiększeń; mam nadzieję, że wyścig ma megapiksele i ich zagęszczanie się skończył. No, ale ISO 200-25600 to chyba pomyłka, a może nawet naciąganie klienta. Kto zaakceptuje jakość obrazu przy najwyższych czułościach? Rezygnacja z ISO 100 jest dużym nieporozumieniem; przydałaby się nawet czułość ISO 50. Można się jednak w tym zakresie ratować filtrami szarymi.
Niestety OM-D E-M1 ma źle rozwiązany ruchomy wyświetlacz. Fotografując w bardzo trudnych warunkach terenowych (makrofotografia na poziomie gruntu), nie mogę obejść się bez odchylanego i obrotowego wyświetlacza, który pozwala mi na komfortowe kontrolowanie kadrów zarówno poziomych jak i pionowych, na pracę z boku w stosunku do osi optycznej zestawu, na unikanie odblasków zewnętrznego światła padającego na wyświetlacz. Ponadto, tak skonstruowany wyświetlacz, po złożeniu ekranem do korpusu jest chroniony przed uszkodzeniem mechanicznym, co podczas przemieszczania się w terenie jest bardzo ważne. Dopiero w OM-D E-M1 Mark II doczekałem się takiego rozwiązania; to dla mnie „trochę” za późno.
Duże zwierzęta fotografuję czasem z bardzo bliska, a niektóre nieruchome obiekty na bardzo długich czasach ze statywu. Nie tylko klapiące lustro ale i mechaniczna migawka są wtedy niepożądane. Idealnym rozwiązaniem jest cicha migawka elektroniczna. Była taka już w GH3, a dlaczego nie było jej w E-M1? Jest dopiero w OM-D E-M1 Mark II. Spóźnialski ten Olympus.
Przejdę do spraw przyjemnych. Uprawiając makrofotografię korzystałem z trzech szkieł: Zuiko 50 mm macro (krótko), Sigma 150 mm macro i Macro-Elmarit 45 mm. Kiedy pojawił się M.Zuiko 60 mm macro, zachwyciłem się tym obiektywem. Fantastyczna konstrukcja i bardzo dobra jakość obrazowania 60-ki sprawiły, że wcześniejsze szkła macro odstawiłem bez żalu. Wyraz tego dałem natychmiast we wpisie na blogu Tomka Kulasa (http://www.m43.eu/porady/jakie-makro-jest-najlepsze-dla-mikro-cztery-trzecie/). M.Zuiko 60 mm jest przyklejony na stałe do jednego z moich korpusów, fotografuję nim prawie wszystko, od owadów i kwiatów po portrety ludzi i drzew, a czasem nawet pejzaż. Nie raz pisałem, że jest to mój ulubiony obiektyw, m.in. na blogu m43.eu.
Od dawna miałem telezoom Panasonika Elmarit 100-300 mm. Niezłe szkło z ważną dla mnie (od czasu do czasu) stabilizacją optyczną, ale po doświadczeniach ze obiektywami Zuiko 50 mm (bardzo dawno) i M.Zuiko 60 mm popadłem w nieuleczalną chorobę na szkła Olympusa. Kolejne już zakupione to M.Zuiko 40-150 mm ze światłem 2.8. Zdziwiłem się, kiedy w moich domowych testach na f/60 mm przebił ostrością, detalami i ogólną jakością obrazu stałoogniskową 60-kę. Co więcej, 40-150 mm ma takie minimum odległości roboczej (ok. 50 cm), że w fotografii zbliżeniowej w skali poniżej 1:5, a z telekonwerterem nawet 1:3 często zastąpi mi 60-tkę. Głównie dlatego, że płochliwe owady , płazy i gady będę mógł fotografować z większej odległości. Brawa dla Olympusa za konstrukcję i jakość optyczną.
Czy M.Zuiko 40-150 mm nie ma wad?
Oczywiście, że ma, np. źle zaprojektowaną, za małą stopkę do mocowania płytki od głowicy większego statywu. Mała śliska stopka ciągle się luzuje na płytce i obiektyw samoczynnie zaczyna się przekręcać, co wymaga zdjęcia zestawu ze statywu, dokręcenia śruby mocującej i ponownego założenia na statyw. Fotografowałem równie ciężkim obiektywem Sigma 150 mm f/2,8, i nigdy czegoś takiego nie było; teraz powtarza się nagminnie. Musiałem dorobić nową płytkę z wyfrezowanym gniazdem na stopkę. Również śruba mocująca obiektyw w pierścieniowej obejmie często luzuje się. Obniża to komfort pracy i bardzo denerwuje. Pomimo tych usterek technicznych nadal ten właśnie obiektyw stawiam na pierwszym miejscu w mojej szklarni (Panasonic 100-300 mm został sprzedany); na drugim jest M.Zuiko 60 mm f/2,8 macro.
W fotografii krajobrazowej i przyrodniczej 40-150 mm źle rozmywa dalsze plany, co daje bardzo niesympatyczny bokeh. W zastosowaniu do fotografii zbliżeniowej jest już O.K. (Zawilec 2017) W tym teleobiektywie brakuje też bardzo możliwości przełączania zakresów odległości (tak, jak to jest w 60-tce), co bardzo utrudnia szczególnie fotografowanie bardzo bliskich tematów. Telezoom ostrzący od 0,7 m aż prosi się o przełącznik zakresów, ponieważ przy próbie ostrzenia bliskich tematów w punkt zawsze wybiera drugi czy trzeci plan. Przy większych odległościach szybko łapie ostrość i przy ruchomych obiektach ładnie trzyma ją po włączeniu AFC.
Żeby zakończyć jednak niemal entuzjastycznie – M.Zuiko 40-150 mm f/2,8 zaskoczył mnie w czasie filmowania i fotografowania żurawi podczas gęstej śnieżycy (załącznik „W śnieżycy”). Doskonale trzymał w strefie ostrości żurawia znikającego już w śnieżnej bieli.
Lumix GX8
Padła migawka w GH1, a dwa korpusy gotowe do szybkiego użycia z odmiennymi obiektywami (zwykle macro i tele) w torbie czy plecaku są u mnie standardem. Niezmiennie pozostaję przy korpusach Panasonika, ale co kupić - G9 czy GX8? Wygrał GX8, ponieważ przy ekstremalnym macro i w trudnych warunkach korzystam z wizjera. A wizjer w GX8 jest rewelacyjny (zdjęcie). Korpus ma też jednak wady. 20 megapikseli to dla mnie za dużo. Wolałbym 10-12 MPx, ale za to 2x większych (tak jak w filmowym GH5s). Gniazdom do kabelka spustowego koliduje z ruchomym wyświetlaczem. Umieszczenie we wspólnej komorze gniazd na baterię i kartę też nie jest dobrym rozwiązaniem. Mało wydajna bateria wymaga dokupienia przynajmniej jednej zapasowej. Wolałbym G9 z wizjerem z GX8.
Ale poza tym jest O.K.
Czerwiec 2019
Zakup teleobiektywu monstrum Sigma 60-600 mm f/4,5-6,3 Sport
To nie jest obiektyw do korpusów w systemie m4/3 - miałem tego pełną świadomość, a jednak to był dobry wybór. Trudno było mi uwierzyć, że można skonstruować 10-krotny zoom przeznaczony do pełnoklatkowej lustrzanki o tak dobrych właściwościach optycznych, a do tego jeszcze tak uniwersalny. Ale przekonały mnie do niego testy na poważnych portalach, opinie użytkowników, a teraz własne zdjęcia. Płacę za to jednak noszeniem zestawu ważącego ponad 3 kg. Tyle tylko, że fotografuję nie z podchodu a z zasiadki, i noszę go na krótkie odległości – do 1 km. Nie fotografuję też z ręki, a jedynie ze statywu. Statyw powinien być wystarczająco sztywny i mieć odpowiednio dużą głowicę. Bardzo korzystna jest krótka minimalna odległość ostrzenia – od 60 do 260 cm zależnie od ogniskowej. To nie jest obiektyw do fotografowania owadów i kwiatów, ale… Jeżeli fotografując ptaki czy grubszą zwierzynę spotykam jakąś drobnicę, to monstrum pokazuje swoją uniwersalność.
Po więcej do wpisu w moim blogu: https://naturephotocloseup.eu/main.php?g2_itemId=10325
Posted by Administrator galerii on ndz 20 mrc 16:53:11 2022